Włodarze polskiej siatkówki pokazali klasę. Ich poświąteczna decyzja pod koniec 2012 roku, dotycząca zmiany na stanowisku głównodowodzącego naszej kadry siatkarek, okazała się brzemienna w skutkach. Reprezentantki Polski w piłce siatkowej były rewelacją sezonu w skali światowej i zanotowały w 2013 roku sukcesy, których trudno się było spodziewać. Ale po kolei.
Schedę po Alojzym Świderku przejął Igrek Iksinini i choć mało kto wierzył w jego cudowne uzdrowienie polskiego volleya w wykonaniu pań, wszyscy życzyli mu szczęścia. Nowy trener rozpoczął obserwowanie potencjalnych kadrowiczek, po czym rozesłał powołania. Jakież było zdziwienie, nie tylko szkoleniowca, ale również fanów reprezentantek Polski, kiedy na pierwszym zgrupowaniu pojawiły się wszystkie powołane siatkarki. Mało tego, wszystkie były zdrowe, zdolne do wyrzeczeń i ciężkiej pracy na treningach.
Szczyrk był pierwszym miejscem cementowania nowonarodzonej kadry siatkarek. Po pracy w pocie czoła, nadszedł czas na pierwszą weryfikacje umiejętności. Dotyczyło to zarówno kadrowiczek, jak i nowego opiekuna reprezentacji. Standardowo czyn ten dokonał się w szwajcarskim Montreux. Po tym bardzo silnie obsadzonym turnieju, fani naszych zawodniczek byli zaskoczeni już po raz drugi w tym sezonie. Polki zagrały z dużym zaangażowaniem, mądrze taktycznie, a efektem było trzecie miejsce. Był to największy sukces naszych siatkarek w historii tego znaczącego turnieju.
Nowy szkoleniowiec oraz jego zespół nie zamierzali jednak osiąść na laurach. Wszak towarzyskie gierki w Montreux miały tylko służyć odpowiedniemu przygotowaniu do kolejnych, znacznie ważniejszych imprez sezonu. W World Grand Prix 2013 biało-czerwone trafiły już w fazie grupowej na renomowane zespoły. Im jednak rywalki były trudniejsze, tym Polki pod wodzą Iksininiego spisywały się lepiej, zadziwiając siatkarski świat. Prezes Mirosław Przedpełski mógł być dumny z zawodniczek oraz z własnej decyzji dotyczącej przedsezonowej zmiany selekcjonera. Nasze siatkarki pewnie awansowały do finałowej rozgrywki, której gospodarzem było japońskie Sapporo.
Kraj Kwitnącej Wiśni okazał się dla naszych kadrowiczek równie gościnny, jak dla podopiecznych Andrei Anastasiego podczas pamiętnego Pucharu Świata w 2011 roku. Nie było to zresztą jedyne podobieństwo. Podopieczne Iksininiego zajęły również drugie miejsce, prezentując znakomita dyspozycję. Tendencja zwyżkowa osiąganych wyników została zatem zachowana i kibice czekali już z utęsknieniem na mistrzostwa Europy, których gospodarzem były Niemcy i Szwajcaria.
Przed wyjazdem na europejski czempionat, reprezentacja Polski była wymieniana w gronie faworytów imprezy, co nikogo już specjalnie nie dziwiło. To jednak, co wyprawiały nasze zawodniczki w grach grupowych w Schwerinie przeszło najśmielsze oczekiwania nawet fanów - sceptyków. Polki rozgromiły wszystkie rywalki, nie tracąc nawet jednego seta i pewnie wygrały grupę. Kto myślał, że to był koniec łatwych spotkań dla naszych zawodniczek podczas tej imprezy, ten był w błędzie. Drużyna Iksininiego zmiatała z parkietu kolejne przeszkody, by 14 września 2013 roku zawiesić na szyi złote medale mistrzostw Europy.
Do Polski ozłocone siatkarki wracały samolotem. Niestety za sterami nie siedział kapitan Wrona, zaś piękny dreamliner okazał się być wehikułem czasu. Mocne tąpnięcie podczas lądowania spowodowało powrót do rzeczywistości. Mieliśmy ponownie 31 grudnia 2012 rok, zaś zegarek wskazywał godzinę 12.00. Siedzieliśmy przy komputerze, czytając tekst, który powinien wlać w nas trochę optymizmu. Kadra Świderka uczynić tego w poprzednim sezonie nie potrafiła.
A że to tylko bajka? Może jednak coś sobie razem wymarzymy na ten przyszły rok.
Marek Knopik
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)