Rzeszowianie tym razem nie dopuścili do sytuacji z pierwszego pojedynku rozegranego na Podpromiu, gdy po dwóch wygranych setach pozwolili rywalom rozwinąć skrzydła, co skończyło się dla nich blamażem, który odbił się zresztą szerokim echem. Podopieczni Andrzeja Kowala wzięli sobie brutalny odwet na outsiderze rozgrywek i w rewanżu rozegranym w Częstochowie byli już poza zasięgiem.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Częstochowianie nie mieli w zasadzie nic do powiedzenia, a rywale górowali nad nimi praktycznie w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Szczególnie widoczne było to w zagrywce, którą rzeszowianie wręcz demolowali przeciwnika. Jako pierwszy swoje umiejętności w tym elemencie pokazał Jochen Schoeps. Niemiecki internacjonał zastępujący kontuzjowanego Zbigniewa Bartmana, już na początku spotkania wypracował Resovii przewagę, która na pierwszej przerwie technicznej wynosiła sześć oczek (2:8). Częstochowianie dzięki udanym ataku Grzegorza Boćka odrobili kilka punktów, ale przy stanie 8:11 znów do głosu doszli mistrzowie kraju. Swoje "trzy grosze" do gry w ataku obok Schoepsa dołożył także Nikola Kovacević. Akademicy walili natomiast głową w mur, co chwilę nadziewając się na szczelny blok rywala. W końcówce dwoma asami serwisowymi popisał się również Wojciech Grzyb, a dzieła dopełnili Schoeps i Paul Lotman.
Rzeszowianie nie zamierzali spuszczać z tonu i kontrolowali również przebieg dwóch kolejnych setów. Akademików stać było tylko na kilka zrywów. W drugim secie dzielnie próbowali się odgryzać rywalowi, ale podobnie, jak w inauguracyjnej partii końcówka należała już do Pasów. Częstochowianie mogą jednak pluć sobie w brodę, gdyż na własne życzenie zmarnowali kilka kontrataków. Dwukrotnie w ważnych akcjach piłkę w aut posłał Bociek. Nadzieje gospodarzy podtrzymał jeszcze as serwisowy w wykonaniu Miłosza Hebdy i blok na Kovaceviciu, ale przewaga Resovii była jednak zbyt wysoka. Kropkę nad "i" sprytną kiwką postawił Maciej Dobrowolski.
Trzeci set miał być formalnością i rzeczywiście się nią okazał. Rzeszowianie mając w pamięci pierwsze spotkanie rozegrane we własnej hali, podkręcili jeszcze tempo i szybko uzyskali kilkupunktową przewagę. Rzeszowianom po drugiej przerwie technicznej przytrafiła się jednak chwila słabości i dekoncentracji, co kosztowało ją utratę kilka punktów z rzędu. Gospodarze zbliżyli się na cztery oczka (12:16), a po kontrze wykorzystanej przez debiutującego przed częstochowską publicznością, Damiana Wdowiaka, zrobiło się 17:20. Powtórki z rozrywki jednak nie było i w końcówce ekipa z Podkarpacia potrafiła utrzymać nerwy na wodzy. – Już od dłuższego czasu nasza gra zaczyna wyglądać tak, jakbyśmy chcieli. Tamta porażka była dla nas zimnym prysznicem. Odbiła się nam czkawką. Nie było żadnych podtekstów. Chcieliśmy wyjść na boisko i udowodnić, że jesteśmy zespołem o klasę lepszym - podkreśla libero rzeszowskiego zespołu, Krzysztof Ignaczak.
Rzeszowianie mogą już teraz ze spokojną głową skupić się na pojedynku z włoskim potentatem, Lube Bancą Macerata w Lidze Mistrzów, który czeka ich już we wtorek. - Na razie ciężko mówić o naszych szansach. Na razie nie oglądaliśmy żadnych materiałów wideo o Lube Bance. Dopiero teraz dwa kolejne dni na to poświęcimy i będziemy się przygotowywać. Wszystko może się zdarzyć, a przed meczem sytuacja wygląda pięćdziesiąt na pięćdziesiąt - zaznacza Jochen Schoeps, który błyszczał formą w sobotnim pojedynku i w pełni zasłużenie sięgnął po statuetkę MVP.
Wkręt-met AZS Częstochowa - Asseco Resovia Rzeszów 0:3 (13:25, 20:25, 20:25)
AZS: Janusz, Bociek, Hebda, Murek, Hunek, Lisinac, Bik (libero) oraz Wdowiak, Stelmach, Kaczyński, Piechocki (libero), Marcyniak.
Resovia: Dobrowolski, Schoeps, Lotman, Kovacević, Grzyb, Nowakowski, Ignaczak (libero) oraz Kosok, Achrem.
MVP: Jochen Schoeps (Resovia).
Sędziowie: Krzysztof Szmydyński (pierwszy), Jacek Broński (drugi).