Młodzież musiala okrzepnąć w PlusLidze - I część rozmowy z Dawidem Murkiem, kapitanem AZS-u Częstochowa

Siatkarze Wkręt-metu AZS Częstochowa tegoroczny sezon siatkarskiej PlusLigi zakończyli na dziewiątej pozycji. O podsumowanie minionego sezonu poprosiliśmy kapitana częstochowskiej ekipy, Dawida Murka.

W tym artykule dowiesz się o:

Adrian Heluszka: Sezon 2012/2013 dobiegł końca dla Wkręt-metu AZS Częstochowa. Zakończyliście go na dziewiątym miejscu. Na pierwszy rzut oka nie jest to na pewno wynik wymarzony, ale ostatnimi meczami udowodniliście, że w tym zespole drzemią spore możliwości. Jaki to był sezon dla AZS-u pana zdaniem?

Dawid Murek: Na pewno to nie jest miejsce, które zadowalałoby wszystkich patrząc przez pryzmat całego sezonu. Myślę, że i tak w tych ostatnich meczach pokazaliśmy, że zasłużyliśmy mimo wszystko na to dziewiąte miejsce. Przed sezonem mówiliśmy i zakładaliśmy, że naszym celem jest ogrywanie młodzieży. O to chyba chodziło podczas rozgrywek. Początki naszej gry nie były na pewno zbyt dobre i automatycznie wyniki nie szły w parze z taką grą. Tak niestety bywa. Jeśli poświęca się czas, by ogrywać młodzież, to wyniki mogą być różne. To samo można powiedzieć o naszej grze. Były jednak momenty, kiedy można było stwierdzić, że ta młodzież jest utalentowana i warto w nią inwestować. To dziewiąte miejsce udowodniło, że ten zespół pokazał swoje oblicze. Szkoda tylko, że na koniec sezonu.

Sam pan mówi o tych młodych zawodnikach, którzy dopiero raczkują na poziomie PlusLigi. A niektórzy nie mieli wcześniej możliwości, by grać nawet w pierwszej lidze. Po każdym meczu niczym mantrę podkreślał pan, że ten zespół to melodia przyszłości i ma odpalić w perspektywie kolejnych lat…

- Tak i ten czas był po to, aby z każdym meczem ta młodzież nabierała doświadczenia. Ten sezon był poświęcony na to, aby ci zawodnicy okrzepli w PlusLidze. Tak naprawdę tylko kilku siatkarzy miało okazję grać wcześniej na takim poziomie, a większość tylko w Młodej Lidze. To szybko zostało zweryfikowane. W Młodej Lidze doskonale sobie radzili, a tutaj przyszło im grać na zdecydowanie wyższym poziomie. To było widać. Dlatego też, cieszymy się bardzo z tego, że udało nam się zdobyć dziewiąte miejsce. A oni, myślę, że z każdym meczem robili postępy.

W tym sezonie na pana i Andrzeja Stelmacha barki spadło kierowanie i dowodzenie tym zespołem na boisku, ze względu na wielkie doświadczenie, jakim dysponujecie. Na parkiecie niejednokrotnie było widać, że to nie była łatwa sztuka…

- Na pewno tak. Doświadczenie swoją drogą, ale my zdawaliśmy sobie sprawę z Andrzejem, że to nie będzie łatwa przeprawa. Tak naprawdę ciężko też grało się nam o te ostatnie miejsca, bo wiadomo, że nigdy z Andrzejem nie graliśmy o takie cele. Zawsze gdzieś tam biliśmy się o medale, a teraz przyszło nam walczyć o przedostatnie miejsce. To taka dziwna sytuacja dla nas, ale wyszliśmy na boisko, żeby pomóc. Nie myśleliśmy o tym, że gramy o dziewiątą, czy dziesiąta lokatę. Jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, że wychodzimy na boisko robić "swoje" i myślę, że jakąś cegiełkę dołożyliśmy do tego, by wywalczyć to dziewiąte miejsce.

Troszeczkę uprzedził pan moje kolejne pytanie. W swojej bogatej przygodzie z siatkówką ma pan na swoim koncie już wiele sukcesów. Ciężko było chyba przyzwyczaić się do nieco nowej sytuacji i walki tylko o dziewiąte miejsce. Pamiętamy, że każde zwycięstwo było dla tego zespołu wielkim sukcesem…

- Ciężko było na pewno przyzwyczaić się do takiej sytuacji. Tak, jak mówiliśmy wcześniej - w tym sezonie mieliśmy za zadanie ogrywać młodzież. Będziemy to powtarzać cały czas. Pomału, z biegiem czasu mieliśmy nastawienie, że więcej nie da się osiągnąć. Na początku walka była o play-offy. Nie udało nam się tego zrealizować i na koniec założyliśmy sobie, że chcemy wywalczyć dziewiątą pozycję. Udało się to zrobić.

Dawid Murek i Andrzej Stelmach (z numerem 5) musieli przywyknąć do nowych realiów częstochowskiej ekipy
Dawid Murek i Andrzej Stelmach (z numerem 5) musieli przywyknąć do nowych realiów częstochowskiej ekipy

Zeszły sezon ukoronowaliście zdobyciem Pucharu Challenge, jako drugi polski zespół w historii. Ten był, zarówno dla kibiców, jak i dla was zimnym prysznicem…

- To wszystko wiąże się też z sytuacją w klubie i naszymi możliwościami. Mam tu na myśli przede wszystkim fundusze. Każdy sobie zdaje sprawę, że jeśli na tym poziomie nie ma pieniędzy, to ciężko zbudować fajny zespół i grać o wyższe cele. Mieliśmy taką drużynę, jaką mieliśmy i trzeba pamiętać, że wielu zawodników nie grało jeszcze na poważnym poziomie w siatkówkę. Jeśli byłoby troszeczkę więcej pieniędzy, to można by pomyśleć o stworzeniu jeszcze lepszej ekipy i kto wie, jak by to wyglądało. Na chwilę obecną ogrywaliśmy młodzież i myślę, że perspektywy są.

W tym sezonie nie mieliście może zbyt wiele okazji do radości, ale zrobiło się o częstochowskim zespole głośno za sprawą wygranych w Rzeszowie i Bełchatowie w rundzie zasadniczej. To były dwie ogromne sensacje…

- Tak się złożyło, że wygraliśmy z zespołami z czołówki. Resovia Rzeszów walczy teraz o mistrzostwo Polski. Tym ekipom udało nam się urwać punkty. Podobnie sprawa wygląda w przypadku meczów z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, której dwukrotnie napsuliśmy sporo krwi. Trzeba się na pewno cieszyć, że potrafiliśmy z takimi drużynami wyjść na boisko i walczyć, jak równy z równym. Teoretycznie z zespołami będącymi w naszym zasięgu mecze nam nie wychodziły i przegrywaliśmy. Tym bardziej może cieszyć, że z potentatami potrafiliśmy grać.

W tym miejscu rodzi się pewna refleksja. Potrafiliście wygrywać z drużynami, które teraz walczą o najwyższe laury w PlusLidze, a przegrywaliście z sąsiadami w tabeli. Jakaś presja przeszkodziła wam w tych meczach?

- Możliwe, bo tak jak mówiłem wcześniej, jest to młoda drużyna i presja na pewno jakoś towarzyszyła. To nie była presja stworzona przez klub, działaczy czy trenera. Myślę, że dużo działo się w głowach. Młodzi zawodnicy bardzo chcieli. Wiedzieli, że zespoły będące w naszym zasięgu jesteśmy w stanie pokonać. Na boisku to nie wychodziło. Szkoda, bo mogliśmy spokojnie pokusić się o wygrane w tych meczach.

W tym sezonie klub przeniósł się do nowej hali w dzielnicy Zawodzie. Dla kibiców była to spora nowość, bo wiemy, jakie znaczenie miała dla nich odchodząca do lamusa hala Polonia. Brakuje panu hali Polonia patrząc z perspektywy czasu? Nowa hala często świeciła pustkami…

- Oczywiście. Sentyment zawsze był i będzie do hali Polonia. Wszyscy wiemy, że zawsze mecze rozgrywane w niej były niezwykle emocjonujące. Kibice robili fantastyczną atmosferę. Nawet najlepsze drużyny momentami gubiły się w hali Polonia. To nawet takie potęgi, które walczą teraz o medale w PlusLidze, a w hali Polonia przegrywały. Myślę, że atut hali jest bardzo ważny. Prędzej, czy później nasza przeprowadzka musiała jednak nastąpić. Szkoda jednak na pewno "Polonii".

Częstochowianie w tym sezonie nie mieli wiele powodów do radości
Częstochowianie w tym sezonie nie mieli wiele powodów do radości

Na drugą część rozmowy, w której rozmawiamy m.in o przyszłości Dawida Murka, zapraszamy w piątkowy poranek.

Komentarze (0)