Siatkarki Tauronu MKS w wielkim finale Orlen Ligi prowadzą już 2:0, co w kontekście rywalizacji do trzech zwycięstw jest bardzo dużą zaliczką. Dąbrowianki wypracowały sobie tę przewagę, dzięki bardzo dobrej grze w spotkaniu numer jeden, a także zespołowości w meczu numer dwa.
[i]
- W pierwszym meczu bardzo dobrze serwowałyśmy, a sopocianki miały bardzo słabe przyjęcie, dlatego mogłyśmy grać wszystko i tak było również w pierwszym secie drugiego pojedynku. W drugiej partii rywalki również zaczęły dobrze zagrywać, a u nas zaczęły się problemy w przyjęciu i może zabrakło trochę koncentracji. Najważniejsze jednak jest zwycięstwo. W trzeciej odsłonie nie grałyśmy tak dobrze w przyjęciu, a jeśli ten element nie funkcjonuje, to trudno się gra, nie można postraszyć środkiem, wszystkie piłki idą na skrzydła, a wtedy trudniej przebić się przez blok. Miałyśmy problemy w czwartym secie, ale walczyłyśmy do końca, dodatkowo miałyśmy dobrą podwójną zmianę[/i] (na boisku pojawiły się Joanna Kaczor i Magdalena Śliwa - przyp. red.) i dlatego jeszcze bardziej cieszymy się ze zwycięstwa. Prowadzimy w finale 2:0 i to jest najważniejsze - wyjaśniła Charlotte Leys, przyjmująca MKS-u.
Zawodniczki Atomu Trefla nie rozpoczęły dobrze rywalizacji o tytuł mistrzyń Polski. Pierwszy mecz w ich wykonaniu był bowiem słaby, tak jak premierowa odsłona drugiego pojedynku, którą przegrały do 10. Sopocianki zdołały się podnieść, poprawiły swoją grę i były bardzo blisko doprowadzenia do tie-breaka, ale ostatecznie przegrały zaciętą końcówkę czwartej partii.
- Wiemy, że Atomówki walczą o każdą piłkę. W finale Pucharu Polski prowadziłyśmy 2:0, rywalki doprowadziły do remisu 2:2, a tie-break był emocjonujący, wygrałyśmy go ostatecznie 17:15, ale sopocianki miały wcześniej dwie piłki meczowe. Po tym spotkaniu wiedziałyśmy, że one zawsze walczą do końca, dlatego musimy być skoncentrowane przez cały czas - przypomniała Leys.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Finałowa rywalizacja przenosi się do Sopotu, spotkania zostały zaplanowane na 28 i ewentualnie 29 kwietnia. Czy przyjmująca obawia się o wiele lepszej postawy sopocianek, które mogą uwierzyć w siebie po podniesieniu się z kolan w meczu numer dwa? - Mamy dobry wynik i to rywalki będą pod presją, to one będą musiały zmierzyć się ze stresem. Musimy w Sopocie zawalczyć o każdą piłkę, jeśli tak będzie, to mam nadzieję, że skończymy w jednym meczu - podkreśliła.
Podopieczne Waldemara Kawki grają dobrze i realizują założenia taktyczne - ich trudny serwis w znaczącym stopniu utrudniał przyjęcie Atomówkom, które miały również problemy w ataku, dzięki dobrej grze w bloku i obronie swoich rywalek. - Przede wszystkim skupiłyśmy się na dobrym serwisie, wtedy sprawiałyśmy problemy w przyjęciu Atomówkom i one nie były w stanie przedrzeć się przez nasz blok, nie kończyły ataków. Blok był ważny, ale zagrywka była najważniejsza - zaznaczyła Charlotte Leys.