Marcin Olczyk: Chmura jest. Będzie deszcz?

W najbliższy weekend kibiców siatkarskiej reprezentacji Polski mężczyzn czeka prawdziwa huśtawka nastrojów. W jakich humorach obudzimy się w niedzielny poranek?

W piątek i sobotę polskich siatkarzy czekają najważniejsze i najtrudniejsze jak dotąd mecze sezonu reprezentacyjnego. Podopieczni Andrei Anastasiego zmierzą się dwukrotnie z groźną Bułgarią. Stawka tego spotkania jest wysoka i, co najważniejsze, dla obu ekip równa. Nie ma więc mowy o odpuszczaniu czy kalkulowaniu, co w siatkówce nieraz wypaczało już sportową rywalizację. Mimo minimalnej różnicy punktowej między Polską a Bułgarią szanse obu zespołów na awans do wielkiego finału tegorocznej Ligi Światowej wydają się być podobne. W grę wchodzi spory zastrzyk gotówki i cenne punkty do rankingu FIVB, więc warto się spiąć i, niezależnie od etapu przygotowań do imprezy sezonu, czyli mistrzostw Europy, zagrać na 120%.

Sytuacja w grupie A jest dość skomplikowana. Oczywiście zarówno biało-czerwoni jak i zespół dowodzony przez Camillo Placiego losy awansu mają w swoich rękach. Komplet punktów, nie ważne czyim łupem by padł, daje pewną kwalifikację. W przypadku podziału zdobyczy do gry włączyć może się jednak dodatkowo… ekipa Stanów Zjednoczonych. Trudno zakładać, że Amerykanie przywiozą z Brazylii więcej niż 2-3 punkty, ale wykluczyć tego nie można. Uznając jednak za mało realne zdobycie przez USA 6 oczek na gorącym terenie, nadużyciem nie powinno być stwierdzenie, że Polacy w Warnie do pełni szczęścia potrzebują wygrania minimum pięć setów. Dużo to i mało. Mniej partii nasi zwyciężali w tym sezonie jedynie w dwumeczu z Brazylią na inaugurację (3) i w kolejnej rundzie spotkań, przegrywając dwukrotnie z Francją 2:3. Za każdym razem walki jednak nie brakowało, a Polska ciułała nie tylko kolejne sety, ale też (za wyjątkiem spotkania na Torwarze) ważne punkty.

Dwukrotne pokonanie USA to dobry prognostyk przed najważniejszą częścią sezonu
Dwukrotne pokonanie USA to dobry prognostyk przed najważniejszą częścią sezonu

Emocje wydają się więc być gwarantowane, jako że biało-czerwoni, niezależnie od dyspozycji, nie zwykli schodzić z parkietu bez walki. Teraz doskonale zdają sobie sprawę ze znaczenia nadchodzących meczów i powinni maksymalnie się na nie zmobilizować. Po kiepskim początku turnieju wciąż mają prawo wierzyć w awans. Jeśli się nie uda, nie mają co załamywać rąk, bo ich forma wyraźnie rośnie i na pewno przyda się trochę czasu, żeby ją dopracować przed polsko-duńskim Euro.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Zastanawiać może jak z weekendowymi emocjami poradzą sobie polscy kibice. Po pierwszym weekendzie LŚ wielu sympatyków siatkówki nad Wisłą gotowych było przy najbliższej okazji pożegnać Andręę Anastasiego białymi chusteczkami. Po powrocie "orłów" z Francji grono to na pewno znacznie się poszerzyło, a w awans do Final Six wierzyli już tyko nieliczni optymiści. Los wszystkim spłatał jednak sporego figla. Wyniki innych meczów, a także poprawa gry Polaków doprowadziły do sytuacji, w której nasi siatkarze mogą zamknąć usta wszystkim krytykom, a wynagrodzić tych, którzy byli z nimi w najtrudniejszych nawet chwilach. Huśtawka nastrojów, jaka czeka sympatyków reprezentacji Polski, może osiągnąć w piątek i sobotę skalę niebywałą. Każdy set i każdy punkt mogą oddalać/przybliżać biało-czerwonych od/do osiągnięcia upragnionego celu. Przegranie pierwszego meczu po tie-breaku wciąż pozostawi naszym otwartą furtkę, podczas gdy zwycięstwo za trzy punkty wcale nie musi gwarantować udziału w wielkim finale! Będzie się więc działo, a nam pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja nie wyjaśni się już piątek wieczorem (trzypunktowe zwycięstwo Bułgarii w pierwszym starciu zaowocowałoby pewnie dzień później jednym z najgorszych wyników telewizyjnej oglądalności meczów siatkarskiej reprezentacji Polski w historii).

- Źle rozpoczęliśmy rywalizację w Lidze Światowej, ale cieszę się, ze nadal jesteśmy w walce o Final Six. Postaramy się wygrać z Bułgarią, ale jeżeli się nie uda, to takie jest życie -
przyznał z rozbrajającą szczerością Anastasi na przedmeczowej konferencji. Czy selekcjoner będzie w stanie wykorzystać czarne chmury, jakie zebrały się nad nim i jego zespołem już w czerwcu i użyć ich do wywołania burzy, która wywróciłaby do góry nogami dotychczasowy układ sił w grupie A tegorocznej Ligi Światowej? W jakimkolwiek nastroju obudzimy się w niedzielę rano trzeba pamiętać, że World Legaue Włoch z naszą kadrą już wygrał, mistrzostw Europy jeszcze nie. Ten sezon wciąż może być biało-czerwony...

Marcin Olczyk

Źródło artykułu: