Marcin Olczyk: Rosyjska ruletka

Sborna, pokonując w Final Six Ligi Światowej Brazylię, dała jasno do zrozumienia, że w tym roku znów może być wielka. Rosjanie z podniesionymi głowami chodzić mogli jednak zaledwie 24 godziny...

Rosja wielokrotnie pokazywała światu, że nikogo się nie boi i klękać przed choćby najsilniejszym wrogiem nie zamierza. Przekonał się o tym boleśnie w 1812 roku Napoleon Bonaparte, a ponad sto lat później pewien mający się za światowego wszechwładcę Niemiec, którego nazwiska przytaczać jednak na potrzeby tego tekstu w żadnym wypadku nie ma sensu.

W pokojowych czasach Rosjanie również mają swoje sposoby na powstrzymywanie ofensywy wielkich potęg na różnych płaszczyznach. Tym razem chciałbym skupić się na ostatnich wyczynach pochodzących z pogranicza Europy i Azji siatkarzy. Otóż ekipa ta od ponad roku gra na nosie całemu siatkarskiemu światu. Głównym polem jej eksperymentów są zaś rozgrywki World League. Niewiele ponad 12 miesięcy temu Sborna pod wodzą Władimira Alekny w grupie A Ligi Światowej zajęła zaledwie drugie miejsce, tracąc do Kuby aż 8 punktów! Oznaczało to oczywiście brak kwalifikacji do Final Six. Rosyjski szkoleniowiec powtarzał jednak na każdym kroku, że w roku olimpijskim rozgrywki te nie są mu ani trochę potrzebne. Zresztą na potwierdzenie swoich słów na niektóre spotkania posyłał mocno rezerwowy skład, i to pod wodzą swojego asystenta. Gdy specjaliści lamentowali, że Rosja nigdy jeszcze nie była tak słaba i że trudno liczyć na jej renesans w Londynie, Alekno nie tylko potrafił bez dodatkowych meczów World League doprowadzić swoich podopiecznych do optymalnej formy fizycznej i psychicznej, ale też już w wielkim finale olimpijskim upokorzyć najbardziej utytułowany zespół świata, odbierając mu w dramatycznych okolicznościach złoto.

W grudniu zeszłego roku wydawało się, że piękny rosyjski sen szybko się skończy po tym jak Alekno (nazwany magiem przez znakomitego eksperta Ireneusza Mazura w rozmowie z naszym serwisem zaraz po zakończeniu olimpijskiego finału) postanowił zrezygnować z funkcji selekcjonera. Wygląda jednak na to, że na należących do Federacji Rosyjskiej 17 milionach kilometrów kwadratowych wcale nie musi być trudno znaleźć kolejnego cudotwórcę. W przypadku kadry siatkarzy okazać się nim może Andriej Woronkow, o którym cały świat usłyszał akurat w momencie, gdy kadra narodowa Rosji potrzebowała zbawcy. Szkoleniowiec ten w marcu tego roku zadziwił siatkarskich ekspertów, doprowadzając mało znany Lokomotiw Nowosybirsk do zwycięstwa w prestiżowej Lidze Mistrzów.

Naczelnego maga w kadrze już nie ma, ale rosyjska szkoła czarów wciąż całkiem nieźle prosperuje
Naczelnego maga w kadrze już nie ma, ale rosyjska szkoła czarów wciąż całkiem nieźle prosperuje

Początków na nowym stanowisku Woronkow łatwych nie miał. Wielu członków złotego teamu Alekny po sezonie narzekało na problemy zdrowotne lub też było zwyczajnie dalekich od olimpijskiej formy. Nowy selekcjoner się tym nie zraził, a w ich miejsce zdecydował się do kadry powołać kilku swoich dobrych znajomych z Lokomotiwu, narażając się przy tym na nie zawsze przychylne komentarze. Do tegorocznych rozgrywek Ligi Światowej podszedł w sposób podobny do swojego poprzednika, choć publicznie za każdym razem podkreślał, że World League ma dla niego duże znaczenie. Na słowach mogło się jednak skończyć, bo zgrywający się niemal od nowa zespół o przepustkę do Mar del Platy drżał aż do ostatniego weekendu. Losy Rosjan zależały nie od nich samych, a od wyniku dwumeczu Niemcy – Iran. Na szczęście dla ekipy ze Wschodu zawodnicy Julio Velasco zrobili tyle, ile musieli, żeby za finałową burtę wyrzucić podopiecznych Vitala Heynena.

Tym sposobem Rosja znalazła się w Final Six, ale za murowanego faworyta do tytułu uważało ją zapewne niewielu. Wszystko zmieniło się w nocy z 17 na 18 lipca, kiedy to Sborna swój potencjał potwierdziła ponownie kosztem Canarinhos. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że tym razem Rosjanie w przekroju całego meczu byli zdecydowanie lepsi, zdobywając w sumie o 13 punktów więcej niż rywale, a zwycięstwa nie zawdzięczali zaskoczeniu rywala szaloną roszadą personalną (jak miało to miejsce w Londynie) tylko odpowiedniej koncentracji i potężnej sile rażenia. Dokładnie 24 godziny później Rosjanie strzelili sobie, jeśli nie w głowę, to przynajmniej w stopę. Nie potrafili pokonać debiutantów w turnieju finałowym i mimo prowadzenia 2:0 w setach i 7:2 w tie-breaku ulegli Kanadzie! Teraz ich awans znów zależeć będzie od innych!

Będący pod wielką presją oczekiwań Woronkow, podobnie jak rok wcześniej Alekno, sporo ryzykuje przebudowując drużynę i przedkładając długoterminowe korzyści dla zespołu nad wynik najbliższej imprezy, chociaż wciąż może mieć nadzieję na szybki i budujący sukces. Rosjanie na przykładzie bezkonkurencyjnej w pierwszej fazie LŚ Brazylii, dali światu pokaz siły, jednak już dzień później boleśnie przekonali się, że siła mięśni to nie wszystko. Muserski i spółka, podobnie muszą popracować nad kondycją psychiczną, która w minionych latach ich starszych kolegów zawodziła wielokrotnie. O ile osobiście do wielkich fanów Sbornej nie należę, o tyle bardzo ciekawi mnie czy rosyjska szkoła trenerska znów, idąc własnymi ścieżkami, będzie w stanie zdominować siatkarski świat i czy grupa stworzona przez nowego selekcjonera udźwignie ciężar, jaki niesie za sobą tytuł mistrzów olimpijskich. Rosyjska ruletka to nie gra dla grzecznych chłopców, więc wariaci pokroju Aleksieja Spiridonowa w tej rywalizacji mogą robić różnicę. Czy zatem Woronkow dobrze wybrał swoje rewolwery?

Marcin Olczyk

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Komentarze (1)
avatar
Gromek
19.07.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Z tymi kolesiami nudzić się nie można, ale łby to jednak mają słabe. Często prowadząc z teoretycznie słabszym rywalem 2:0 ja k się pogubią to już stoją w miejscu i nie są w stanie nic zmienić. Czytaj całość