Wojciech Potocki: Panie prezesie, rozpoczyna się sezon ligowy. Na co pan będzie zwracał uwagę obserwując mecze?
Mirosław Przedpełski: Oczywiście na ich poziom. Będę jednak patrzył na ligowe rozgrywki przez pryzmat reprezentacji i śledził postępy młodych zawodników, bo przecież mamy w perspektywie mistrzostwa świata w naszym kraju. W rozgrywkach ligowych prym wiodą zagraniczne gwiazdy, ale pod ich bokiem powinni nabierać doświadczenia młodzi, polscy siatkarze. Poziom ich gry w lidze przekłada się bowiem na styl gry naszej reprezentacji.
Musi ona jednak mieć trenera. A w tej sprawie ciągle tylko plotki i plotki…
- Byłoby nie fair teraz, na trzy tygodnie przed wyborami nowych władz związku, podejmowanie kluczowych decyzji. Ja jestem zwolennikiem konkursów na te dwa stanowiska, ale mówię – poczekajcie jeszcze te dwadzieścia parę dni.
Niedawno powiedział pan, że kadrę kobiet powinien objąć polski trener, a mężczyźni potrzebują szkoleniowca z zagranicy.
- I dalej tak myślę, ale przecież nie znam się na szkoleniu i treningach. Zasięgnę więc opinii fachowców. Uważam, że do tej pory nasze wybory były raczej udane i, moim zdaniem, pozwoliły na rozwój siatkówki. Teraz oczywiście też najważniejsze będzie dobro naszej narodowej reprezentacji. Gwarantuję, że nikt nie będzie załatwiał jakichś swoich prywatnych interesów. Niektórzy mówią, że stać nas na każdego szkoleniowca, lecz nie chodzi o to, by wydać trzysta czy czterysta tysięcy euro na trenera. A może lepiej pomyśleć o przyszłości i część tych pieniędzy przeznaczyć na szkolenie młodzieży? To będą strategiczne decyzje.
Są już jakieś oficjalne kandydatury?
- Nie może ich jeszcze być, ale nie ukrywam, że menadżerowie wciąż dzwonią i sondują sprawę. Niektórzy wprost podpowiadają nazwiska.
Zanim jednak zatrudnicie nowych trenerów czeka związek zjazd i wybory prezesa. Będzie pan miał konkurenta?
- No nie, nie mam. (śmiech)
Może pan więc pomyśleć o rozwoju polskiej siatkówki. Nie boi się pan, że kryzys gospodarczy w tym przeszkodzi i firmy zaczną zrywać umowy sponsorskie? Najłatwiej przecież obciąć budżety marketingowe
- W dużych przedsiębiorstwach, pieniądze przeznaczane na siatkówkę to naprawdę ułamek ich dochodów. A poza tym proszę popatrzeć: budujemy wielkie hale, ludzie walą na mecze, sponsorzy są zadowoleni. Gdzie tu kryzys? Mówiąc jednak poważnie, na razie nie widzę zagrożenia.
Skoro jest tak pięknie, to może coś pan poradzi swoim kolegom ze związku piłki nożnej. Ich zjazd odbędzie się trzy dni po waszym.
- Najważniejsze, to zrobić porządek na własnym podwórku. Ja uważam, że ingerencja z zewnątrz nie daje dobrych rezultatów. Jeśli jednak działacze sami nie chcą zmian, to ktoś musi ich „natchnąć”. Ja nie byłem związany z siatkówką i przyszedłem na prośbę działaczy, którzy dostrzegli konieczność zmian. To właśnie oni poprosili mnie o pokierowanie związkiem i chyba efekty widzą wszyscy. Kibice biją rekordy frekwencji w halach, dostajemy organizację największych imprez, są sukcesy sportowe. Ważne by się tym nie zachwycać, tylko wciąż pracować z myślą o przyszłości.
No właśnie. Najbliższa przyszłość reprezentacji to finały mistrzostw Europy w Izmirze. Przed chwilą dowidzieliśmy się, że Polska zagra w grupie z Turcją, Niemcami i Francją. Jak pan ocenia wyniki losowania?
- Już słyszałem głosy, że to nie jest zbyt trudna grupa. Ja bym był ostrożny. Turcja to gospodarz Euro, a Niemcy i Francuzi zawsze są bardzo groźni. Skoro jednak mamy wygrywać na mistrzostwach świata, to musimy z takimi przeciwnikami dać sobie radę.
Zaczęliśmy od ligi, więc wróćmy do niej na koniec rozmowy. Ma pan swoich faworytów do medali?
- Największym faworytem jest niewątpliwie Skra. Ja jednak liczę na niespodziankę ze strony akademików z Częstochowy. Trochę o nich cicho, ale zbudowali bardzo ciekawy, młody zespół z doświadczonym rozgrywającym, Może jeszcze, nie tym sezonie, ale za rok na pewno będą bardzo groźni, nawet dla Skry. Niezwykle silna jest też Resovia… a tak naprawdę o medale powinno walczyć pięć, sześć drużyn. Myślę, że to będzie szalenie interesująca liga.