Zdecydowała świetna gra w obronie - relacja ze spotkania Asseco Resovia - ZAK SA 2:3

Spotkanie Asseco Resovii Rzeszów z ZAK SA Kędzierzyn Koźle jako trenerski debiut zdecydowanie lepiej wspominał będzie szkoleniowiec kędzierzynian - Krzysztof Stelmach. Prowadzona przez niego drużyna pokonała bowiem faworyzowanych gospodarzy pod wodzą Ljubomira Travicy 3:2.

Asseco Resovia Rzeszów - ZAK SA Kędzierzyn-Koźle 2:3 (21:25, 25:20, 22:25, 25:11, 14:16)

Asseco Resovia: Gierczyński, Ilić, Oivanen, Hernandez, Wika, Gawryszewski, Ignaczak (libero) oraz Perłowski, Papke, Woicki.

ZAK SA: Masny, Novotny, Ruciak, Szczerbaniuk, Szczygieł, Kacprzak, Mierzejewski (libero) oraz Lewis, Pilarz, Witczak.

Po poczynaniach obu zespołów już od pierwszych piłek spotkania widać było dużą nerwowość. Bardziej udzieliła się ona drużynie ZAK SA, kolejno ataki na aut posłali bowiem Kacprzak i Novotny i gospodarze prowadzili 3:0. Kilka chwil później, bo błędach ze strony Resovii (Gierczyński wpadł w siatkę, Oivanen z trudnej pozycji nie zdołał przebić piłki na drugą stronę) był już remis 3:3, a po kolejnych kilku akcjach goście wyszli na prowadzenie 3:6. Trzypunktowa przewaga przyjezdnych na drugiej przerwie technicznej wzrosła do pięciu punktów, po ataku w aut Oivanena i bloku Szczerbaniuka z Novotnym na Gierczyńskim. Po asie Szczygła na tablicy widniał wynik 11:17 i było jasne, że Resovii w tej partii będzie bardzo ciężko powalczyć o zwycięstwo. Gospodarze poderwali się jednak do walki, a za sprawą trójbloku na Ruciaku, dwóch asów Gierczyńskiego i autowym ataku Novotnego różnica między drużynami zmalała do dwóch oczek (17:19). Gospodarze mogli z sukcesem zakończyć także kolejną akcję, ale po ich bloku piłka spadła na aut o kilka centymetrów od bocznej linii i to kędzierzynianie mogli zapisać na swoim koncie 20 punkt. Przy stanie 18:24 ZAK SA miał pierwszą piłkę setową, jednak tą partię zakończył dopiero kilka minut później udany atak Szczygła.

Druga partia od początku była bardzo wyrównana, oba jednak zespoły wciąż popełniały dużo błędów. Ruciak, Oivanen, Novotny i Gierczyński zaserwowali w siatkę, Oivanen kiwał na aut a na tablicy widniał dopiero wynik 4:5. Tuż przed pierwszą przerwą techniczną, za sprawą błędów w ataku Ruciaka gospodarze wyszli na 2-punktowe prowadzenie (8:6). Z punktu na punkt podopieczni Ljubomira Travicy rozkręcali się coraz bardziej. Wika posłał asa, Hernandez w pojedynkę zatrzymał Szczygła i było już 13:9. Druga przerwa techniczna to prowadzenie Resovii 16:11. Po przerwie dwoma skutecznymi atakami pod rząd popisał się Szczerbaniuk, a wystraszyły one na tyle Ljubomira Travicę, że ten poprosił o czas dla swojego zespołu. Bezpieczna, dwu-trzy punktowa przewaga gospodarzy utrzymywała się jednak aż do końca seta. W końcówce w Resovii na zagrywce pojawił się Paweł Woicki, który dwukrotnie popisał się trudną zagrywką, co poskutkowało utrudnieniem rozegrania po stronie kędzierzynian i w efekcie najpierw Ruciak, a później Novotny (w piłce setowej) - posłali ataki na aut.

Trzeci set od początku przebiegał pod dyktando gospodarzy, którzy na pierwszej przerwie technicznej prowadzili 8:4. Później jednak na zespół Resovii spadła przedziwna niemoc. Rzeszowianie nie potrafili skończ ataków, co bezlitośnie na kontrach wykorzystywali ich rywale. W efekcie, przez kilka minut kędzierzynianie powiększyli swój dorobek punktowy aż o osiem oczek, w tym samy czasie Resovia zdobyła tylko dwa punkty (10:12). Miejscowi na nowo chwycili jednak wiatr w żagle i po zablokowaniu Novotnego i autowym ataku Kacprzaka wyszli na prowadzenie 17:16. Przy zagrywce niezwykle dzisiaj groźnego Novotnego to kędzierzynianie zdołali jednak ponownie uzyskać przewagę, zdobywając trzy punkty z rzędu i wychodząc na prowadzenie 17:19. Niestety dla zgromadzonych w hali Podpromie kibiców, gospodarzom nie udawało się zniwelować dzielącej ich od rywala przewagi. Iskierka nadziei pojawiła się, kiedy przy stanie 22:23 piłkę w górze na kontrze miał Mikko Oivanen. Bardzo dzisiaj eksploatowany Fin zaatakował jednak na aut, w kolejnej akcji nie pomylił się za to Novotny i przyjezdni prowadzili 2:1.

Czwarty set to popis gry gospodarzy, którym w tej partii wychodziło niemal wszystko. Chociaż pierwszy punkt seta zdobył Szczygieł, kolejnych pięć zapisali na swoim koncie gospodarze, a duży udział w tym miała dobra zagrywka w wykonaniu Perłowskiego, którzy w poprzedniej partii zastąpił na boisku Gawryszewskiego. Na pierwszej przerwie technicznej gospodarze prowadzili 8:4, by na drugiej zwiększyć swoją przewagę już do dziewięciu oczek. Po przerwie Oivanen i Perłowski zatrzymali blokiem Ruciaka, którzy w kolejnej akcji zaatakował w aut, a Wika posłał asa i było19:17. - W setach w których wygraliśmy, ryzykowaliśmy - i mało robiliśmy błędów. W setach, w których przegraliśmy, nie ryzykowaliśmy i nasza zagrywka była na poziomie 50-60% - wyjaśniał po spotkaniu trener ZAK SA Krzysztof Stelmach. Partia czwarta była jednak tą, w której kędzierzynianie nie podjęli ryzyka. To zespół z Rzeszowa spokojnie kontrowali przebieg partii, którą wygrywał wyraźnie do 11.

Pomimo pogromu w poprzednim secie kędzierzynianie ani myśleli poddać się w kolejnej partii. Na początku walka toczyła się cios za cios, ale szybko - po atakach Szczygła i Kacprzaka na prowadzenie :53 wyszli goście. Kolejne akcje nie były zbyt udane dla Marcina Wiki, który najpierw zaatakował na aut, a przy kolejnym ataku został zatrzymany na pojedynczym bloku przez Masnego i było już 8:4 dla ZAK SA. Po autowych atakach Szczerbaniuka i Novotnego różnica pomiędzy zespołami zmalała do jednego punktu (8:9), chwilę później jednak świetna dyspozycja Novotnego na ataku pozwoliła gościom odskoczyć na dwa punkty (10:12). Atak Oivanena i zbicie z pierwszej piłki Hernandeza doprowadziły do kolejnego remisu 12:12 i w Rzeszowie byliśmy świadkami emocjonującej końcówki. Więcej zimnej krwi zachowali kędzierzynianie, a kluczowym okazał się autowy atak Oivanena przy stanie 14:14. W kolejnej akcji Kacprzakowi nie zadrżała ręka, a z jego bardzo mocnym serwisem nie poradził sobie Ignaczak i było po meczu. - Trenujemy ciężko, widać było, że świeżość z seta na set spadała. To wszystko ma przyjść, wiadomo, że te pierwsze mecze nie są takie ważne. Ufamy trenerowi i trenujemy ciężko - tak porażkę tłumaczył później Krzysztof Gierczyński.

Źródło artykułu: