Zwycięstwo nad Effektorem Kielce było ZAKSIE potrzebne, po ostatnim nieudanym pojedynku z Resovią. Pierwsze piłki nie zapowiadały jednak walki i chęci zwycięstwa, były raczej spokojną i momentami nawet nudną grą. Obie drużyny grały poprawnie i ustrzegły się prostych błędów. Aż do drugiej przerwy technicznej ciężko było ocenić, który z zespołów ma większe szanse na wygraną. Po powrocie na parkiet spotkanie nabrało tempa. Dochodziło do znacznie dłuższych wymian i coraz ciężej było o wygrane akcje. Lepiej w tej sytuacji odnaleźli się siatkarze ZAKSY, którzy po ataku Dicka Kooy'a wyszli na dwupunktowe prowadzenie (18:16). Im bliżej było końca partii, tym lepiej grali gospodarze, którzy zwiększali dystans do przeciwników. Kielczanie starali się stawiać opór, ale brakowało im argumentów. Po ataku Grzegorza Boćka, ZAKSA zakończyła partię wygraną 25:22.
Kolejna odsłona zaczęła się dobrą grą kędzierzynian i słabszą postawą graczy Effektora, co spowodowało, że ci pierwsi od początku mieli dwa oczka zapasu (3:1, 5:3). Obraz gry zmienił się diametralnie, kiedy w pole serwisowe udał się Bruno Romanutti. Argentyńczyk celował w przeciwników na tyle dobrze, że mieli oni kłopoty z wyprowadzeniem własnej akcji. Doprowadziło to do przewagi kielczan na pierwszej przerwie technicznej (7:8). Prowadzenie gości okazało się świetnie działać na ZAKSĘ, a w szczególności na Jurija Gladyra, który popisał się w środkowej części seta dwoma asami serwisowymi (12:10 i 13:10). Taki obrót spraw przybił graczy Effektora. Po tym jak zablokowany został Bruno Romanutti, partia zdawała się być już rozstrzygnięta (18:14). Rzeczywiście ZAKSA nie oddała prowadzenia już do końca odsłony, którą zakończył błąd przyjezdnych (25:21).
Siatkówka na
SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Często jest tak, że dziesięciominutowa przerwa całkowicie zmienia obraz rywalizacji. Na szczęście dla ZAKSY nie stało się tak tym razem. Po powrocie na parkiet gospodarze grali pewnie, a ich rywale popełniali coraz więcej niewymuszonych błędów. Najpierw zablokowany został Mateusz Bieniek (2:0), a następnie kolejnym asem serwisowy popisał się Dick Kooy (7:4). Wydawało się, że nic nie jest w stanie odebrać kędzierzynianom zwycięstwa. Wydawało się, bo po przerwie technicznej gracze Effektora złapali drugi oddech. Świetne ataki Adriana Staszewskiego i punktowa zagrywka Sławomira Jungiewicza nie dość, że pozwoliły ich drużynie doprowadzić do remisu, to dały im również długo oczekiwane prowadzenie (11:15). ZAKSA zupełnie nie spodziewała się nagłego zrywu rywali. Kielczanie bez skrupułów wykorzystali element zaskoczenia i pewnie zwyciężyli 25:20.
Czwarty set podobny był do pierwszego, brakowało pewnych ataków i kombinacyjnej gry, a żadna z drużyn nie była w stanie odskoczyć rywalowi. Na przerwę techniczną zespoły zeszły po udanej akcji Jurija Gladyra (8:7). Spotkanie nie porywało, a gra falowała. Raz prowadziła ZAKSA, chwilę później na prowadzenie wychodzili kielczanie. Przełamanie nastąpiło, gdy w polu serwisowym znalazł się holenderski przyjmujący. Dick Kooy ponownie w tym spotkaniu popisał się punktową zagrywką i to trzy razy z rzędu (12:10, 13:10 i 14:10). Nie uspokoiło to jednak gry, bo chwilę później dwa błędy w ataku popełnił Grzegorz Bociek, a wynik ponownie oscylował w okolicy remisu (15:13). ZAKSA była jednak w stanie utrzymać przewagę i kontrolować końcówkę seta. Ostatecznie spotkanie zakończyło się po udanym ataku Grzegorza Boćka (25:22).
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Effector Kielce 3:1 (25:22, 25:21, 20:25, 25:22)
ZAKSA: Zagumny, Bociek, Gladyr, Wiśniewski, Kooy, Ferens, Gacek (libero) oraz Ruciak, Schneider, Możdżonek.
Effector: Poglajen, Romanutti, Lipiński, Staszewski, Polański, Dryja, Sufa (libero) oraz Kaczmarek (libero), Bieniek, Wolański, Jungiewicz.
Sędziowie: Dariusz Jasiński (I), Jacek Broński (II).
MVP: Grzegorz Bociek.