W sobotnim meczu Asseco Resovia Rzeszów odniosła przekonywujące zwycięstwo. Z drugiej strony, Lotos Trefl Gdańsk miał swoje szanse w każdym z setów, ale zawsze w końcowym rozrachunku lepsi okazywali się faworyzowani gospodarze. - Naszym problemem są końcówki. W pierwszym secie do stanu 19:19 trzymaliśmy się punkt za punkt. Nawet udawało nam się wypracować lekką przewagę, ale nie potrafiliśmy jej utrzymać. Podobnie było w drugiej partii. Tak jak było w meczu ze Skrą, tak jest teraz. Pracujemy nad tym. Potrzeba czasu, żeby to zaczęło dobrze funkcjonować - mówi Robert Milczarek.
Mimo niekorzystnego rezultatu przyjmujący gości zauważa, że spotkanie stało na dobrym poziomie. Różnica pomiędzy obydwoma drużynami była taka, że rzeszowianie potrafili wykorzystywać wyciągnięte w obronie piłki, a w grze gdańszczan tego już zabrakło. - W każdym elemencie mieliśmy braki. Mieliśmy trochę podbitych piłek, ale nie kończyliśmy kontrataków. Dobrze graliśmy blok-obrona i to jest pozytyw z tego pojedynku. Ale powtórzę się - przesądziły końcówki. Mecz mógł się podobać, wiele obron z jednej i drugiej strony i duża ilość kontrataków. Widowisko było dobre. W każdym meczu staramy się walczyć o sety i punkty. W tym spotkaniu się nie udało, ale mam nadzieję, że w następnym już coś ugramy - przyznaje 30-latek.
Porażka Lotosu z Resovią była dla tej drużyny trzecią z rzędu w PlusLidze. Wcześniej dwukrotnie w Ergo Arenie ulegli oni najpierw Cerradowi Czarnym Radom, a potem PGE Skrze Bełchatów. Szansę na odwrócenie tej serii podopieczni Radosława Panasa będą mieli w najbliższą sobotę, kiedy to w hali AWFiS podejmą wicemistrzów kraju, ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!