Krzysztof Ignaczak dla SportoweFakty.pl: Ważne było utrzymanie koncentracji

Siatkarze Asseco Resovii Rzeszów długo rozkręcali się w starciu z AZS-em Częstochowa, ale w końcowym rozrachunku zgarnęli trzy punkty. – Ważne było utrzymanie koncentracji – mówi Krzysztof Ignaczak.

Rzeszowianie byli zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania w Częstochowie. Mistrzowie Polski sprostali oczekiwaniom i sięgnęli po pełną pulę, a kluczowa dla losów spotkania okazała się inauguracyjna odsłona. Goście długo nie potrafili przełamać oporu częstochowian, którzy radzili sobie bez kompleksów i doprowadzili do emocjonującej walki na przewagi. W niej swoją wyższość udokumentowali jednak podopieczni Andrzeja Kowala. - W pierwszym secie było kilka niewiadomych. Rywale wyszli osłabieni na to spotkanie. W podstawowym składzie nie zagrał ani Michał Bąkiewicz, ani Miłosz Hebda, a byliśmy inaczej przygotowani na to spotkanie. Musiało się to nam wszystko poukładać. Można powiedzieć, że brakowało takiego impulsu, żeby wygrać. Pierwszego seta wymęczyliśmy, ale potem już poszło. Było widać, że wróciliśmy na właściwe tory i zaczęliśmy dobrze grać. Dla nas ważne było przede wszystkim utrzymać koncentrację, bo wiemy, że mimo wszystko AZS gra o inne cele, niż my. Czasami w takich meczach jest dosyć ciężko utrzymać koncentrację. Dla nas tym bardziej, bo jesteśmy ciągle w podróżach i natłok meczów jest duży. Cieszymy się, że wywozimy stąd trzy punkty. Umacniamy się na fotelu lidera i patrzymy dalej w przyszłość - podkreśla w rozmowie ze SportoweFakty.pl, libero mistrzów Polski, Krzysztof Ignaczak.

Opiekun Resovii spotkanie z Akademikami potraktował wybitnie szkoleniowo, rotując co chwilę składem. Za wyjątkiem Petera Veresa wszyscy zawodnicy dostali szansę zaprezentowania swych możliwości na placu gry. - Generalnie mamy grać całym zespołem. Mamy praktycznie czternastkę ludzi równych sobie. Możemy wystawić dwa równorzędne składy i trener ze wszystkich korzysta i sprawdza w jakiej są dyspozycji. Przed nami dużo grania i każdy z nas ma świadomość, że w danym momencie będzie potrzebny. Każdy dostanie swoje "pięć minut", które będzie mógł wykorzystać. Teraz dostał szansę Paul Lotman, który do tej pory nie mógł zaprezentować się w pełnej krasie. Wykorzystał ją i grał bardzo dobre zawody. Widać, że ten szeroki skład walczy o to żeby grać. Myślę, że to jest dobre, bo rozwijamy się i idziemy w dobrym kierunku - zauważa 35-letni gracz.

Rzeszowianie długo łapali swój rytm gry w sobotnim meczu. Być może po części zaważyła na tym awaria nagłośnienia w częstochowskiej hali, która sprawiła, że praktycznie przez całą pierwszą partię wyraźnie brakowało otoczki i klimatu, znanego z obiektów PlusLigi. - Można powiedzieć, że było sennie. Brak oprawy mógł troszkę na pewno wpłynąć na to, że wyglądało to bardziej, jak mecz sparingowy. Nie było takiej adrenaliny, która towarzyszy normalnym spotkaniom. Nas cieszy wygrana i to, że zrealizowaliśmy założenia taktyczne, które mieliśmy przed meczem. Dla młodych zawodników, to była na pewno fajna lekcja siatkówki. Mają dobre warunki do pracy i muszą jeszcze wiele czasu spędzać na hali - dodaje Ignaczak.

Krzysztof Ignaczak zauważył, że rzeszowianie długo męczyli się z częstochowskim AZS-em
Krzysztof Ignaczak zauważył, że rzeszowianie długo męczyli się z częstochowskim AZS-em

Można śmiało powiedzieć, że rzeszowianie z powodzeniem godzą występy w Lidze Mistrzów i PlusLidze. Na obu frontach mistrzowie Polski nie zawodzą i notują na swoim koncie kolejne zwycięstwa. - Staramy się grać w miarę równo, ale wiemy, że na pewno gdzieś podwinie nam się noga. To jest normalne w sporcie. Może nam się przytrafić słabszy dzień, a trafimy akurat na przeciwnika lepiej dysponowanego. Próbujemy się tego wystrzegać, przynajmniej z niżej notowanymi przeciwnikami. W takich meczach motywacja musi być podwójna, bo każdy zespół może sprawić niespodziankę i urwać punkty. Pokazuje to nasza liga, gdzie niejednokrotnie zespoły faworyzowane tracą punkty. Mając nauczkę z zeszłego sezonu staramy się zbierać punkty i uciułać ich tyle, by nie grać ze Skrą Bełchatów już w ćwierćfinale. Dla nas to były mecze o wszystko. Tak na dobrą sprawę, to dwie piłki zadecydowały, że to my graliśmy o mistrzostwo, a nie ekipa z Bełchatowa - puentuje Krzysztof Ignaczak.

[b]Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

[/b]

Źródło artykułu: