Bartłomiej Bołądź: Ciągle czujemy się czarnymi końmi ligi

Po dwóch porażkach z rzędu Czarni Radom powrócili na ścieżkę zwycięstw. Moment wybrali sobie idealny - w derbach Mazowsza pokonali na wyjeździe Politechnikę 3:1.

Już na tydzień przed tym spotkaniem, trener Jakub Bednaruk zapowiedział, że myślami jest przy starciu z Czarnymi Radom. - To takie nasze Gran Derbi - zauważył z uśmiechem. Pojedynek dwóch mazowieckich drużyn rzeczywiście przyniósł sporo emocji, nie tylko tych boiskowych. Spora grupa kibiców przyjezdnych niezwykle wytrwale wspierała swoją drużynę, a fani Politechniki odpalili na trybunach race dymne.

- Bardzo się cieszymy z tego, że tak wiele osób przyjechało z Radomia. My skupialiśmy się na tym, żeby dobrze się przed nimi zaprezentować i świetnie nam to wyszło - powiedział bohater radomian, Bartłomiej Bołądź, który zgarnął statuetkę MVP. - Dla mnie to pierwsze takie wyróżnienie MVP w tym sezonie. Moim zadaniem jest się ogrywać i wchodzić na boisko z zamierzeniem, by dać z siebie wszystko, grać bez presji. W tym spotkaniu chyba mi się to udało - stwierdził skromnie.

W ostatnim czasie Czarni mieli nieco pod górkę. Odwrócenie losów meczu w Warszawie ma więc dla nich podwójną wartość, bo oznacza przerwanie złej passy. - Było to dla nas na pewno niezwykle istotne spotkanie ze względu na sytuację w  ligowej tabeli. Politechnika niebezpiecznie się do nas zbliżała. Poza tym, zależało nam na przełamaniu, ponieważ ostatnio zanotowaliśmy dwie porażki z rzędu - skomentował niespełna 20-letni atakujący.

Radomianie już po raz drugi w tym sezonie ligowym znaleźli receptę na Inżynierów. W poprzedniej rundzie kluczem okazała się zagrywka. W Arenie Ursynów było podobnie. - Rzeczywiście, zagrywka odegrała dużą rolę. W pierwszej partii zabrakło nam przyjęcia i kończącego ataku, ale potem udało się te elementy poprawić i odwrócić losy spotkania - stwierdził Bołądź.

W secie otwierającym debry wszystko układało się po myśli Politechniki. W drugiej partii nastąpiła jednak wyraźna przemiana Czarnych, a duża w tym zasługa Bartłomieja Bołądzia, który zmienił Wytze Kooistrę. Holender miał wyraźne problemy ze skutecznością, choć ten sezon należy do jednych z najlepszych w jego karierze. - Konkurencja na mojej pozycji jest oczywiście duża. Wytze wprawdzie nie grał dotąd wiele w swojej karierze na pozycji atakującego, ale teraz wychodzi mu to bardzo dobrze. A ja mogę się jedynie cieszyć, że mam okazję uczyć się od tak doświadczonego zawodnika i z nim na co dzień rywalizować. Nie ma jakiegoś wyraźnego podziału na pierwszego i drugiego atakującego. Z Wytze bardzo dobrze się rozumiemy, co niezwykle mnie cieszy - skomentował 20-latek.

A jakie znaczenie dla młodego siatkarza ma fakt, iż jego trenerem jest były zawodnik, który także występował na pozycji atakującego? - Trener Prygiel był niezwykle cenionym graczem na swojej pozycji i ma wiele uwag do przekazania. Na pewno wpływa to na moją grę - powiedział Bołądź.

Beniaminek z Radomia notuje zaskakująco dobry powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Piąte miejsce w tabeli to rezultat, jakiego mało kto w ogóle mógł się spodziewać. - Jak dotąd nasz cel maksimum wypełniamy w stu procentach. Myślę, że przed sezonem każdy brałby taki wynik w ciemno. Ciągle czujemy się "czarnymi końmi" tych rozgrywek. Cieszy fakt, że potrafimy walczyć i wygrywać nawet z drużynami z czołówki. Teraz musimy się skoncentrować na kolejnych spotkaniach, bo mamy dużą szansę na play-offy - stwierdził zadowolony siatkarz, który - pomimo młodego wieku - czuje się coraz pewniej na boisku. - Trochę tremy było na początku sezonu, w spotkaniu z ZAKSĄ odczuwałem lekką presję, ale z czasem ona zniknęła prawie całkowicie - zakończył MVP spotkania z Politechniką.

.

Komentarze (0)