Anita Kwiatkowska: Miałyśmy czas, żeby się zdenerwować

Atakująca Beef Master Budowlanych Łódź była bohaterką niedzielnego meczu z Siódemką SB bankiem Legionovią Legionowo, choć tego dnia nie powinna w ogóle pojawić się na parkiecie.

Kolejny raz w tym sezonie łodzianki zafundowały swoim kibicom pięciosetowy maraton. Niedzielny horror skończył się happy-endem, choć po dwóch pierwszych partiach zgromadzeni na trybunach fani miny mięli nietęgie. - Trudno mi powiedzieć czemu tak jest, że w Atlas Arenie prawie zawsze gramy pięć setów. Najważniejsze, że tym razem spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem, bo dwie pierwsze odsłony nie układały nam się totalnie. Po raz pierwszy ta 10-minutowa przerwa nam pomogła i, przegrywając 0:2, doprowadziłyśmy do zwycięstwa - opowiada w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Anita Kwiatkowska.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Dotychczas odpoczynek po dwóch partiach nie działał na łodzianki zbyt dobrze. W meczach z Polskim Cukier Muszynianką Fakro Bankiem BPS Beef Master Budowlani, mimo prowadzenia 2:0, kropkę nad "i" postawić potrafili dopiero w tie-breaku, podczas gdy w starciu z BKS-em Aluprof Bielsko-Biała po wznowieniu przegrali trzy kolejne partie, oddając wygrany, wydawałoby się, mecz. Czemu tym razem stało się inaczej? - Każda z nas miała chwilę, żeby przemyśleć wszystko, zdenerwować się, poszukać pomysłu na poprawę i zacząć walczyć, bo zwłaszcza w drugim secie nic nam nie wychodziło, a przegrać do 12 to, powiedzmy sobie szczerze, wstyd. Cieszy to, że wygrałyśmy i możemy myśleć o kolejnym spotkaniu - zaznacza niespełna 29-letnia atakująca.

Pojawienie się na parkiecie zawodniczki z numerem 4 na koszulce odmieniło losy niedzielnego meczu
Pojawienie się na parkiecie zawodniczki z numerem 4 na koszulce odmieniło losy niedzielnego meczu

Kwiatkowska została niekwestionowaną bohaterką spotkania. Na boisko weszła dopiero w trakcie drugiej partii, a prawdziwy popis swoich umiejętności dała w trzech kolejnych odsłonach. Dwukrotnie kończyła sety punktowymi zagrywkami, a raz sprytną kiwką. W sumie uzbierała tego dnia 16 oczek.

- Na pewno pomogło trochę szczęścia. Cieszę się, że weszłam i pomogłam zespołowi, bo nie zaczęłam tego meczu od początku ze względów zdrowotnych. Ostatnie dwa dni nie trenowałam, miałam spięty odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Tym bardziej jestem zadowolona z tego, że moja gra jakoś się układała, chociaż na początku miałam ogromny problem ze złapaniem tempa w ataku. Ciągle byłam pod piłką i te akcje nie były zawsze odpowiednio kończone. Ze swojej skuteczności nie jestem do końca zadowolona, ale cieszy, że gdzieś tam była ta zagrywka czy obrona i, że mogłam pomóc zespołowi. Dlatego chciałabym podziękować za statuetkę MVP spotkania całej drużynie - podkreśla nasza rozmówczyni. - Dzięki środkom przeciwbólowym nie było aż tak źle - dodaje, pytana o problemy z plecami podczas meczu.

Kolejne spotkanie ligowe będzie dla Kwiatkowskiej, ale też trenera Adama Grabowskiego, starciem sentymentalnym. Oboje mieli swój udział w wywalczeniu kilka miesięcy temu tytułu mistrza Polski przez Atom Trefl Sopot, z którego po sezonie trafili do Łodzi. Czy Budowlani będą w stanie postawić się dobrze dysponowanemu obrońcy tytułu? - Zaczynamy myśleć już o meczu z mistrzem Polski. Wierzę, że powalczymy w Sopocie. Na pewno nie jedziemy tam, żeby się podłożyć przeciwnikowi i poddać jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, z góry zakładając, że nie da się z nim wygrać. Z każdym zespołem można powalczyć - kończy MVP niedzielnego meczu.

Źródło artykułu: