Mateusz Lampart: Czy to prawda, że po tym jak opuściłeś reprezentację, zostałeś ukarany 2-letnią dyskwalifikacją?
Fernando Hernandez: Tak, odbywają ją wszyscy gracze z Kuby. Powinienem zacząć grać w maju przyszłego roku, po ukończeniu dwuletniej karencji, którą dostają wszyscy Kubańczycy po odejściu z reprezentacji od FIVB. Później będę już wolnym zawodnikiem (zaczął grać wcześniej dzięki temu, że klub postarał się o wcześniejsze zakończenie karencji - przyp.red).
Jaka jest szansa, że wrócisz do reprezentacji Kuby? Czy zobaczymy cię na MŚ 2014 w Polsce?
- To moje marzenie, żeby wrócić do reprezentacji Kuby, ale nie jest to w moich rękach. Jedynymi osobami, które mają coś do powiedzenia, są władze sportowe mojego kraju. Chciałbym bardzo powtórzyć sukces z Włoch w 2010 roku (Kuba zdobyła srebrne medale - przyp.red) i zdobyć kolejne trofea.
Niedawno kubański rząd wprowadził zmiany w przepisach, dzięki którym sportowcy z Kuby będą mogli podpisywać kontrakty za granicą. Czy to zmienia twoją sytuację?
- W tym momencie niestety nie, bo to prawo jest tylko dla zawodników, którzy są teraz w reprezentacji, ale może dzięki temu w przyszłości zawodnicy, którzy nie są już w kadrze będą mogli w niej grać. To byłoby wspaniałe.
Czy to możliwe, aby w reprezentacji Kuby zagrali najlepsi, czyli m.in. Osmany Juantorena, Robertlandy Simon, Joandry Diaz, Wilfredo Leon?
- To jest marzenie nas wszystkich - sportowców, którzy są poza ekipą i naszych kibiców. Ale nic nie jest jeszcze wiadome. To pytanie trzeba kierować do kubańskiej federacji oraz innych organizacji sportowych. Wielu z nas wróciłoby do kadry, jak tylko byłoby to możliwe, przy czym nikt nie chciałby zawieszać swojej kariery w klubie.
Dlaczego zdecydowałeś się na grę w lidze japońskiej? Na ile lat podpisałeś umowę?
- Kontrakt podpisałem na rok. Wybrałem tę ligę, bo bardzo dobrze się tu broni, a jest to element, nad którym muszę jeszcze pracować. Na Kubie ćwiczy się bardziej atak i zagrywkę, a tu stawia się na frakcje defensywne, więc mam nadzieję, że dzięki grze tutaj będę mógł stać się graczem kompletnym.
Czy miałeś jakieś oferty z Europy?
- Tak, miałem kilka ofert z Europy...
Zdradzisz jakie kluby chciały cię zatrudnić?
- Konkrety zna mój agent. Zajmuje się moimi sprawami, więc to on wie dokładnie z jakich klubów one napłynęły i jakie były ich warunki.
Czy trenowałeś między odejściem z reprezentacji a wyjazdem do Japonii?
- Często chodziłem na siłownię, ale niewiele pracowałem nad techniką gry w siatkówkę. Z obiektów sportowych mogą bowiem korzystać tylko ci, którzy są w reprezentacji w danym momencie. Nie chciałem grać na betonowym boisku, których wprawdzie sporo na Kubie, ale są one bardzo niekorzystne dla stawów, więc dopracowywałem siłę i odbijałem piłkę - bez skoków.
Czym różni się podejście do siatkówki na Kubie i w Japonii?
- Są to 2 podejścia zupełnie różne. W mojej japońskiej ekipie jest tylko jeden trening dziennie, bo zawodnicy mojego zespołu oprócz tego normalnie pracują, na przykład w firmach czy bankach. Podczas jednego treningu musimy więc wytrenować wszystko. Na Kubie trenuje się dwa razy dziennie po trzy godziny, są to zatem bardzo ciężkie treningi, na które poświęcić musimy praktycznie cały nasz czas. Dzięki temu łatwiej jest jednak wytrenować każdy element z osobna, żeby dojść do perfekcji.
Rozmawiał Mateusz Lampart
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!