W PZPS zaczęto myśleć przyszłościowo - rozmowa z Adrianem Buchowskim, młodzieżowym reprezentantem Polski

W całej Polsce trwają paniczne poszukiwania młodych talentów siatkarskich, które miałyby zastąpić liderów drużyny seniorów. Adrian Buchowski, przyjmujący UKS "Trzynastki" Zielona Góra, trafił do SMS Spała, będącej jednocześnie młodzieżową reprezentacją Polski, nie przez przypadek. Właśnie tu wychowują się najlepsi zawodnicy młodego pokolenia, nadzieje na przyszłość siatkówki w Polsce.

Krzysztof Polak: Jesteś z Zielonej Góry. Miasta, w którym siatkówka nigdy nie stała na pierwszym miejscu popularności wśród sportów. Jest ekstraligowy żużel, koszykówka na zapleczu ekstraligi… Dlaczego zdecydowałeś się akurat na tą dyscyplinę?

Adrian Buchowski: To prawda. Siatkówka w Zielonej Górze jest odsunięta na dalszy plan. Mój klub, UKS "Trzynastka", został pozostawiony praktycznie bez żadnej pomocy finansowej. Miasto nie wspiera nas tak, jakby oczekiwali tego trenerzy i zawodnicy. Jeśli chodzi o wybór dyscypliny, cóż… Chciałem być piłkarzem. Jednak, zniechęcony przez trenera, porzuciłem treningi piłki nożnej. Zacząłem szukać sobie innego zajęcia. Siatkówką zaraziłem się oglądając mecze Polskiej Ligi Siatkówki. Pomyślałem, że chciałbym kiedyś grać zawodowo. Mam nadzieję, że moje marzenie kiedyś się spełni…

Masz już jednak pierwsze sukcesy. Na pewno jest takim fakt, że trafiłeś do Szkoły Mistrzostwa Sportowego z miejsca, gdzie siatkówka nigdy nie święciła większych sukcesów. Pamiętasz, kiedy dostałeś pierwsze powołanie?

- Dostałem je po turnieju Nadziei Olimpijskich, dwa lata temu. Od tamtej pory na poważnie zaczęła się moja przygoda z siatkówką.

Miałeś problemy z aklimatyzacją w tym miejscu? W końcu jest to cała siatkarska Polska.

- Nie miałem z tym żadnych problemów. Trenerzy od samego początku byli wymagający, ale też wyrozumiali. Pomagali mi powoli oswoić się z zasadami panującymi na treningach. Podobnie jest, jeśli chodzi o rówieśników. Jesteśmy drużyną, pomagamy sobie, żartujemy… Jestem zadowolony z panującej tutaj atmosfery.

W każdym zespole pojawia się jednak syndrom rywalizacji…

- Jest ona potrzebna, by stawać się lepszym. Pomaga nam się rozwijać, ale jest toczona według zasady „fair-play”. Po prostu każdy daje z siebie wszystko na treningach.

Poza treningami masz jeszcze obowiązki, m.in. szkoła. Masz czas wolny, czy dzień młodzieżowego reprezentanta Polski jest zaplanowany od rana do wieczora?

- Czasu wolnego mam naprawdę niewiele. Mój dzień opiera się na schemacie: szkoła, trening, szkoła, trening. W międzyczasach jest jeszcze miejsce na posiłki, a wieczorami na naukę i, ewentualnie, na inne zajęcia.

Ciężko jest pogodzić ze sobą te obowiązki?

- Na początku było ciężko, ale po roku spędzonym w SMS nauczyłem się z tym sobie radzić. Myślę, że teraz nie mam już z tym problemów. Było to kwestią przyzwyczajenia.

Jak sądzisz, co jest przyczyną nagłego wzrostu zainteresowania młodzieżową reprezentacją?

- Myślę, że w PZPS zaczęto myśleć przyszłościowo. Bez dobrze wyszkolonej młodzieży nie da się zbudować solidnej drużyny seniorów. Polska reprezentacja nie należy do najmłodszych i już niedługo w głowach niektórych zawodników zacznie świtać myśl o zakończeniu reprezentacyjnej kariery. Wiąże się to z odmłodzeniem kadry. Polska siatkówka musi być na to przygotowana, więc szkolenie młodzieży powinno być tu na jak najwyższym poziomie.

Powoli, ale jednak, zbliża się turniej Mistrzostw Europy. Być może już na nim reprezentacja wystąpi w nowym, młodszym składzie. Jeśli jednak nie zaszłyby większe zmiany, jak oceniłbyś szanse Polaków na tym turnieju?

- Siatkówka jest nieprzewidywalna. Nie chciałbym mówić o szansach, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby Polska wróciła z Turcji z medalem.

Młodzieżową reprezentację także czeka ważny turniej, już w styczniu. Jakie są cele?

- Tak, czekają nas kwalifikacje Mistrzostw Europy kadetów, które z resztą odbędą się w Polsce. Ciężko pracujemy i mam nadzieję, że to zaprocentuje i awansujemy do turnieju finałowego…

Komentarze (0)