Małgorzata Lis: Umiemy grać z nożem na gardle

Sytuacja bialskiego BKS-u po dwóch pierwszych meczach ćwierćfinału jest niewesoła, ale kapitan tej drużyny wierzy w możliwości swoich koleżanek. - Musimy grać jak o życie! - mówiła środkowa.

Dwa mecze, zaledwie jeden wygrany set, wiele błędów w komunikacji i straconych szans na przełamanie Tauronu Banimexu MKS Dąbrowa Górnicza w dwóch pierwszych ćwierćfinałowych meczach Orlen Ligi. Taki bilans BKS-u Aluprofu Bielsko-Biała na starcie play-offów nie nastraja optymistycznie bialskiej ekipy przed meczami na własnym terenie. - Nasz wyjazd do Dąbrowy trzeba zaliczyć na duży minus. Liczyłyśmy na minimum jedno wywiezione zwycięstwo i wygląda na to, że po raz kolejny przyjdzie nam grać z nożem na gardle. Najwidoczniej jest to dla nas dobre, w końcu już pokazałyśmy, że umiemy radzić sobie w takich sytuacjach... i teraz znów nadszedł ten czas - mówiła na gorąca po spotkaniu Małgorzata Lis, sięgając pamięcią do pamiętnego meczu 1/8 Pucharu Polski z Developresem Rzeszów, przegranym przez bielszczanki 3:0. Mimo zaskakującego blamażu w Rzeszowie BKS-owi udało się odrobić straty w rewanżu i zagrać w turnieju finałowym Pucharu.

- Po raz kolejny nie wykorzystałyśmy swoich sytuacji. Może kiedy pewne siebie dziewczyny z MKS-u przyjadą do Bielska, to zlekceważą nas po tych dwóch wygranych? Ale jedno jest pewne: oczekuję szansy przede wszystkim w naszej lepszej grze, nie w przeciwniku - dodała środkowa, która w niedzielnym spotkaniu była najlepiej punktującą siatkarką swojego zespołu (11 punktów przy 60-procentowej skuteczności w ataku).

"Porażka na tym etapie rozgrywek to byłaby katastrofa!"
"Porażka na tym etapie rozgrywek to byłaby katastrofa!"

Kapitan BKS-u przyznała, że drugi z rzędu mecz z Tauronem MKS miał zacząć się zupełnie inaczej. - W dwóch pierwszych setach nas nie było. W trzecim udało nam się postawić, ale możemy tylko żałować, że nie udało nam się utrzymać dobrej gry do samego końca i ostawić kropki nad i. Szkoda, bo w innym wypadku całe spotkanie mogłoby się potoczyć inaczej. MKS pokazał już nieraz w tym sezonie, że radzi sobie nieźle w dwóch pierwszych setach, natomiast po dziesięciominutowej przerwie bywa u nich z tym ciężko. Właśnie w tym momencie odbudowałyśmy się i postanowiłyśmy zawalczyć, ale zabrakło punktów w końcówce seta - skomentowała przebieg przegranego spotkania była zawodniczka zagłębiowskiego MKS-u.

Przy stanie 21:17 dla bielszczanek w trzecim secie wydawało się, że mają one szansę na przerwanie zwycięskiej serii gospodyń, ale wtedy do głosu doszedł dąbrowski blok, a konkretnie Amerykanka Rachael Adams. Dzięki jej czujności na siatce MKS doprowadził do wyrównania, a następnie triumfował w całym meczu. Nasza rozmówczyni miała inne zdanie na temat feralnej sytuacji w tej partii: - To raczej nie była kwestia świetnego bloku MKS-u, tylko naszego bicia głową w mur. W ważnych momentach drżała nam ręka: kiedy trzeba było atakować mądrze, biłyśmy przed siebie - uznała.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Derby województwa śląskiego zapowiadano jako najciekawsze starcia w ćwierćfinale ligi, póki co są one dość jednostronne. Rodowita bielszczanka nie ukrywa, że sytuacja jest niewesoła. - Odpadnięcie na tym etapie ligi to będzie dla nas katastrofa! Ale przecież potrafimy wychodzić obronną ręką z takich horrorów. Mocno wierzę w to, że wygramy u siebie dwa spotkania i wrócimy do Dąbrowy na piąty mecz. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza. Walczyć o miejsca 5-8? Dla mnie to byłaby straszna porażka. Musimy się odmienić... nie wiem, w jaki sposób, bo przez tydzień treningów niewiele możemy zrobić pod względem taktyki, ale najważniejsze będzie nastawienie mentalnie. Nastawiamy się na mecz o życie - zakończyła z pewnością siebie zawodniczka.

Komentarze (0)