Talent z Ostrołęki - wspomnienie Arkadiusza Gołasia

Choć od śmierci Arkadiusza Gołasia minęły już ponad trzy lata to z jego odejściem nadal ciężko jest się pogodzić. Dziś, w dniu Wszystkich Świętych, wspominamy utalentowanego polskiego środkowego, jednak w sercu bardzo wielu osób Arek Gołaś obecny jest każdego dnia.

W tym artykule dowiesz się o:

Początki kariery

Arkadiusz Gołaś swoją przygodę z siatkówką rozpoczął w Szkole Podstawowej nr 7 w rodzinnej Ostrołęce. Początkowo nic nie wskazywało, że będzie wielkim sportowcem, jednak w miarę upływu czasu coraz częściej zaczęto dostrzegać jego wielki talent. Pod koniec podstawówki zawodnik mierzył już blisko 190 cm. Dostrzegł go Krzysztof Felczak i tak Arek Gołaś trafił do klubu MKS MOS Wola Warszawa. W stolicy talent zawodnika pochodzącego z Ostrołęki cały czas się rozwijał i po czterech latach spędzonych w Warszawie, w 2000 roku, Arkadiusz Gołaś trafił do jednego z najlepszych polskich zespołów, do AZSu Częstochowa.

Błyskawiczny sukces

W Częstochowie Arek Gołaś błyskawicznie wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Bardzo szybko stał się jednym z najlepszych środkowych w polskiej lidze. Imponował przede wszystkim niezwykłym zasięgiem - stratosferycznym - jak mówił Zdzisław Ambroziak.

Dobra gra w lidze zaowocowała powołaniem do seniorskiej reprezentacji Polski i w 2001 roku utalentowany środkowy zadebiutował w drużynie prowadzonej przez Ryszrda Boska. W kolejnych latach Arek Gołaś systematycznie otrzymywał powołania na zgrupowania kadry, ale większość spotkań biało-czerwonych oglądał z ławki rezerwowych. W 2004 roku siatkarz urodzony w Ostrołęce był już jednak podstawowym zawodnikiem reprezentacji i na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach był pewnym punktem polskiej drużyny.

W Atenach Arkadiusz Gołaś wraz z kolegami wywalczył piąte miejsce, a po Igrzyskach czekało go nowe wyzwanie - w sezonie 2004/2005 miał reprezentować barwy zespołu z Padwy i grać w najlepszej lidze świata, włoskiej Serie A.

Pierwszy sezon we Włoszech okazał się być dla zawodnika pochodzącego z Ostrołęki bardzo udany i po roku spędzonym w Padwie Arek Gołaś zrobił kolejny krok naprzód. W sezonie 2005/2006 miał reprezentować barwy jednego z najlepszych siatkarskich zespołów świata – ekipy z Maceraty.

Okrutny los

W 2005 roku wydawało się, że Arek Gołaś "złapał Pana Boga za nogi". To kilka miesięcy było chyba najpiękniejszym okresem w życiu utalentowanego siatkarza z Ostrołęki - był pewnym punktem zespołu Raula Lozano, wraz z reprezentacją Polski wywalczył awans na mistrzostw świata, w lipcu poślubił swoją ukochaną Agnieszkę i planował przeprowadzkę do Maceraty.

Los bywa jednak okrutny i tak było w przypadku Arkadiusza Gołasia…

16 września 2005 roku na austriackiej autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu samochód, którym Arkadiusz Gołaś wraz z żoną podróżowali do Maceraty zjechał na prawo i uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej...

- Śp. Arkadiusz Gołaś z kadry narodowej dostał powołanie do kadry niebiańskiej... - powiedział kilka dni później ksiądz Edward Pień podczas nabożeństwa żałobnego w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Ostrołęce.

Po prostu Arek

Arek Gołaś był jedną z tych osób, którą lubili prawie wszyscy - bez względu na preferencje klubowe. Ujmował ludzi swoją naturalnością, nigdy nie stawiał się ponad innymi. Szanował zarówno rywali, jak i dziennikarzy i kibiców. Ambity, ale jednocześnie trochę nieśmiały budził powszechną sympatię.

Miał dwie pasje: fotografie i komputery. Interesował się techniką i często pomagał kolegom wybrać najlepszy sprzęt. Lubił muzykę, często się uśmiechał i jak mówią jego przyjaciele miał ogromne poczucie humoru. Uwielbiał słodycze - był wielkim łasuchem.

- Otwarty dla ludzi, nigdy nie odmówił podpisania autografu, zrobienia wspólnego zdjęcia, bardzo cierpliwy. Zawsze ostatni opuszczał halę - tak w Magazynie Siatkówka swojego przyjaciela wspominał Krzysztof Ignaczak.

Arkadiusz Gołaś zmarł ponad trzy lata temu… w naszej pamięci żyć będzie wiecznie.

Komentarze (0)