Przed sezonem
Drużyna Indykpolu AZS Olsztyn kończyła sezon 2012/2013 w kiepskim stylu. Ostatnie miejsce drugi rok z rzędu sprawiło, że znów trzeba było mozolnie układać zespół od początku, z nadzieją na wreszcie lepszy wynik. Ze stanowiska odszedł prezes klubu Mariusz Szyszko. Szybciej można wymienić zawodników, którzy pozostali w klubie niż odchodzących. Tych drugich było aż jedenastu, w tym cały trzon drużyny z Guillermo Hernanem, Wojciechem Ferensem i Dawidem Gunią. Zmienił się też trener. Po roku pracy rozstano się z Radosławem Panasem, a jego miejsce zajął pauzujący w ostatnim sezonie Krzysztof Stelmach.
[ad=rectangle]
Kolejno zaczęły napływać informacje o przybywających do olsztyńskiego klubu solidnych "nazwiskach". Za rozegranie miał odpowiadać wracający po latach do Olsztyna Maciej Dobrowolski Dobrowolski wraz z Grzegorzem Pająkiem. Pozyskano też Argentyńczyka Pablo Bengoleę, którego udane występy w sezonie reprezentacyjnym napawały optymizmem kibiców AZS-u. W linii przyjęcia mieli go wspierać rzeszowski rezerwowy Rafał Buszek i pozyskany z I-ligowego AZS-u Nysa Piotr Łuka. Na środek przybył kolejny reprezentant kraju, Fin Matti Oivanen. Zatrudniono też Tomasza Józefackiego, ale szybko okazało się, że problemy zdrowotne uniemożliwią mu występy w PlusLidze. W trybie pilnym ściągnięto więc dawnego atakującego olsztynian, Grzegorza Szymańskiego. Budowany niemal od zera zespół był sporą zagadką. Kilku rezerwowych, kilku wiekowych zawodników, nawet trener, który dotąd znał tylko środowisko kędzierzyńskiej ZAKSY. Mimo to Krzysztof Stelmach przed sezonem był pewny swoich decyzji. - Miałem bardzo mocny wpływ na skład osobowy. Uważam, że stworzyliśmy w Olsztynie ciekawą drużynę, złożoną z młodych oraz doświadczonych zawodników. Minimum to jest wejście do pierwszej ósemki PlusLigi i gra w play-offach.
Wzloty i upadki
Zanim zaczęły się rozgrywki, zespół dopadł pech. Podczas ostatniego sparingu skręcenia stawu skokowego doznał Bengolea, typowany na wiodącą postać drużyny. Problemy zdrowotne miał też Bartosz Krzysiek, który miał walczyć o miejsce w szóstce z Szymańskim. A jednak... Solidnie przepracowany okres przygotowawczy dał natychmiastowe rezultaty. Piotr Łuka nic sobie nie robił z wizerunku "wiekowego pierwszoligowca" i znakomicie sprawdzał się w podstawowym składzie, Szymański od pierwszych spotkań przeżywał drugą młodość, a Buszek z rezerwowego w Resovii wyrastał na prawdziwego lidera w Olsztynie. AZS sensacyjnie wygrał dwa pierwsze spotkania z potentatami, Jastrzębskim Węglem i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Zaś po pięciu kolejkach tabela PlusLigi stanowiła widok nieznany od pięciu lat - na jej czele widniała nazwa zespołu z Olsztyna. Do ekipy Stelmacha na dobre przylgnęło miano "czarnego konia" sezonu.
- Nie spodziewaliśmy się oczywiście przed sezonem, że będziemy liderem tabeli po pięciu kolejkach. Dopiero po pierwszych dwóch meczach poczuliśmy, że jest dobrze i że gra się nam układa. Zwycięstwa nad Jastrzębskim Węglem i nad ZAKSĄ nas pozytywnie zaskoczyły, podbudowały i pomogły stworzyć taką prawdziwą drużynę - opowiadał Buszek. - Naszą najmocniejszą stroną jest właśnie drużynowość. Nie mamy gwiazd, a wszyscy grają bardzo dobrze, dają z siebie wszystko na boisku.
Jednak po wywindowaniu na pierwsze miejsce w tabeli z zespołu lekko uszło powietrze. I trener, i sami zawodnicy zaczęli studzić emocje i oczekiwania. - To, że wygraliśmy cztery mecze nie znaczy, że mamy silną drużynę. - twierdził Stelmach. - Zrobiliśmy fajną robotę na treningach i są tego efekty. Jedyne, co może nam zaszkodzić to "pompowanie balonika". Naszym celem, niezmiennie od początku sezonu jest zakwalifikowanie się do play-offów, to z jakiego miejsca to zrobimy jest sprawą drugorzędną. Wtórował mu libero Michał Żurek - Czy pójdę na uczelnię, czy pójdę do miasta, wszyscy mi mówią, że zdobędziemy medal. A my jesteśmy realistami. W sporcie coś takiego zdarza się raz na milion. Trzeba pracować i trzeba być pewnym siebie. Jednak proszę znaleźć drużynę zdobywającą medal, która wcześniej dwukrotnie zajęła ostatnie miejsce i która ma trzymilionowy budżet.
W ślad za tym przyszły dość bolesne porażki z niżej notowanymi zespołami z Gdańska i Częstochowy. Kryzys nie był jednak głęboki i choć olsztynianie poszybowali w dół tabeli, wciąż trzymali się w jej górnej połowie. Powoli do gry wracał Bengolea i w drugiej części sezonu stał się solidnym odciążeniem w ataku dla Szymańskiego. Olsztynianie na dobre umościli się na piątym miejscu w tabeli i udało im się obronić to miejsce na koniec rundy zasadniczej. Bez większego problemu zdołali więc wypełnić podstawowe przedsezonowe założenie, czyli awans do play-off. Ale wzmocnionej mentalnie drużynie to już nie wystarczało. Akademicy najpierw dość łatwo rozprawili się z Effectorem Kielce, a bezpośrednią walkę o obronę 5. miejsca stoczyli z AZS Politechniką Warszawską.
Ta rywalizacja zasługuje na osobną uwagę, bo była to jedna z najbardziej zaciętych i ekscytujących rozgrywek sezonu. Ekipa Jakuba Bednaruka, słabsza w fazie zasadniczej, zyskała formę na wiosnę i ani myślała zrezygnować z walki o europejskie puchary. Akademickie derby ostatecznie zakończyły się w pięciu meczach, z których cztery rozstrzygały się w tie-breakach. Warszawianie byli o krok od sukcesu, kiedy w decydującym secie piątego meczu prowadzili 14:10, ale... nie zdołali postawić kropki nad i. To olsztynianie wykazali się lepszym stanem nerwów, zwłaszcza Rafał Buszek, który pięć razy z rzędu nie pomylił się na zagrywce, utrudniając przeciwnikom skuteczne zakończenie meczu. Hala Urania mogła świętować największy sukces zespołu od roku 2008, a dzięki piątemu miejscu AZS w przyszłym sezonie zagra w Pucharze Challenge.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[nextpage]Analiza
Mimo że zespół wciąż nie jest finansowym gigantem PlusLigi, to właśnie teraz, po raz pierwszy od dekady w Olsztynie mogą z przekonaniem powiedzieć, że wykorzystali maksimum swoich możliwości. A nie było tak nawet w czasach, kiedy klub aspirował do złota PlusLigi. Tym razem mechanizm zadziałał jak trzeba. A przecież ten zestaw nazwisk był sporą niewiadomą. Solidny Dobrowolski, reprezentant Argentyny Bengolea, utalentowani Piotr Hain i Michał Żurek powinni się sprawdzić w ciemno. Ale obok nich postawiono Rafała Buszka, który ostatni rok spędził głównie na rzeszowskich trybunach, 35-letniego Szymańskiego, czy wyciągniętego z I ligi Łukę. Jednak Stelmachowi udało się wykorzystać cały drzemiący w jego zawodnikach potencjał. Grę olsztynian oglądało się z przyjemnością, bo wszystkie elementy funkcjonowały jak trzeba.
[ad=rectangle]
Dobrowolski był prawdziwym "szefem" na boisku. Jedynym słabszym elementem była jego współpraca ze środkowymi. Jednak ci drudzy braki w ataku nadrabiali czym innym. Piotr Hain okazał się najlepszym blokującym sezonu, a Matti Oivanen imponował regularną, piorunującą zagrywką. Do miejscowej legendy przejdzie seria jego 11 serwisów z rzędu w meczu rundy zasadniczej z AZS PW. 36-letni Grzegorz Szymański udźwignął cały sezon prawie bez zmiennika.
AZS-owi udało się też odnaleźć stabilność w linii przyjęcia, z czym były problemy w poprzednich latach. Libero Michał Żurek skutecznie zabezpieczał defensywę. Czy grając w szóstce, czy poprawiając przyjęcie Łuka przez cały sezon w widoczny sposób wspomagał zespół. Kiedy do gry wszedł Bengolea, dał zespołowi odpowiednią jakość w ataku i poprawnie przyjmował. Jednak mianem objawienia w ekipie AZS-u trzeba nazwać Rafała Buszka. To był prawdziwy człowiek-orkiestra teamu Stelmacha. Pod nieobecność Bengolei brał na siebie ciężar gry w ataku z lewego skrzydła, a po powrocie Argentyńczyka obowiązki Buszka tylko się zwiększyły. Przyjmował najwięcej w zespole, ale atakował równie często. Do tego imponował piekielną zagrywką, a elementu obrony nie powstydziłby się niejeden libero. Trudno sobie wyobrazić sukces AZS-u bez tej postaci w zespole.
Były i słabsze punkty. Krzysiek, który miał walczyć o miejsce w szóstce, szybko je przegrał z dobrze dysponowanym dużo starszym kolegą. Trudno całą winą obarczać problemy zdrowotne, bo nawet w pełni sił nie wnosił jakości do zespołu. Cały sezon przestał w kwadracie Piotr Łukasik, którego coraz trudniej określać mianem nadziei polskiego przyjęcia.
W czasach ZAKSY Stelmach zyskał łatkę człowieka, który imponująco zaczyna, ale nie zawsze potrafi utrzymać formę zespołu w końcówce sezonu. Tym razem początek był efektowny, a po słabszych zimowych momentach udało się skutecznie zamknąć sezon.
Ważne słowa
Kiedy gra się układa, a cele są coraz wyższe, inna jest motywacja na boisku. Różnica między postawą AZS-u w play-outach rok wcześniej, a nastawieniem przed tegorocznymi play-offami to dwa różne światy. - Granie o czapkę śliwek to nie jest nic przyjemnego ani ciekawego. Oczywiście, jak gramy mecz to chcemy wygrać, ale o dziewiąte miejsce… Wtedy tak czy inaczej sezon jest już stracony i przegrany, zajęcie 9. miejsca nic już zmieni. Nie mieliśmy z tego żadnej satysfakcji ani frajdy, muszę przyznać. - tak opisywał te różnice Piotr Hain. - A w tym roku zrobiliśmy dużo ważnych kroków naprzód, najpierw jeden awansując do ósemki, kolejny wygrywając drugą rundę play-off, a teraz mam wielką nadzieję, że zrobimy trzeci, wygrywając rywalizację o piąte miejsce. Gdyby to nam się udało, to będziemy mogli uznać ten sezon za niezwykle udany. Z dwunastu drużyn będziemy tuż za wielką czwórką, to jest sukces.
Jedna z najważniejszych postaci w zespole, Maciej Dobrowolski, rodowity olsztynianin, tak opisywał swoją dodatkową motywację do dobrej gry. - Mam ogromną satysfakcję z postawy AZS-u! Tu się urodziłem, tu się wychowałem, stąd pochodzi moja żona, tu się urodziły moje dzieci i stoi mój dom. Dlatego ten klub to nie jest jakiś tam klub dla mnie. Wiedziałem, że kiedyś tu wrócimy, ale nie byłem pewien, czy jeszcze zdążę zagrać w AZS-ie. Chwała ludziom, którzy tak ciekawie i z pomysłem budowali ten zespół, bo to wypaliło. AZS Olsztyn ma niewysoki budżet, ale - chciałbym to wyraźnie podkreślić, bo w polskiej lidze bywa różnie - jest całkowicie i w terminie wypłacalny, a do tego w ramach tego budżetu zbudował drużynę, która działa i to dobrze.
Po ostatnim, niemal cudem wygranym spotkaniu trener Stelmach w emocjonalnych słowach podsumował sezon. - Chciałbym naprawdę pogratulować zawodnikom, że mi zaufali. Ja ich widziałem od sierpnia, widziałem tę wiarę w oczach, widziałem jak się zachowywali na boisku. Jak się przebywa dziewięć miesięcy z drużyną, to się widzi, to się czuje. Między nami była chemia. To była przyjemność być z nimi. A to jest naprawdę fajna rzecz, jeżeli trenera ciągnie do hali i widzi, że zawodnicy są zadowoleni. Takie odczucie jest nawet lepsze niż ten wynik, który zdobyliśmy. Życzyłbym sobie takiej drużyny na przyszły rok, ale nie utrzymamy jej na pewno. Niestety. Jest mi bardzo przykro,bo będziemy musieli budować inną drużynę na przyszły sezon. Dziękuję tym chłopakom, którzy odejdą. To był fajny sezon.
Garść statystyk
Najstarszy i najmłodszy zawodnik: Maciej Dobrowolski (37 lat), Piotr Łukasik (20 lat)
Najwięcej rozegranych setów: Michał Żurek (124)
Najwięcej zdobytych punktów: Rafał Buszek (405)
Najwięcej asów serwisowych: Matti Oivanen (47)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Piotr Hain (91)
Najlepsze przyjęcie: Michał Żurek (30 proc. przyjęcia perfekcyjnego)
Średnia frekwencja na trybunach: 1826
Co dalej?
Wygrane dramatyczne spotkanie o 5. miejsce wywołało euforię w hali Urania, ale zabarwione było też nutką żalu. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to ostatni akord udanego sezonu i że ekipa, którą tak harmonijnie udało się poukładać, nie spotka się już w tym składzie osobowym. Michał Żurek wybiera się do Asseco Resovii Rzeszów. Dużą stratą jest odejście do wicemistrzów Polski z wypożyczenia jednego z kluczowych zawodników, Rafała Buszka. W konsekwencji klub musiał się rozstać z Oivanenem, bo miejsca dla obcokrajowców potrzebne są na przyjęciu. Już wiadomo, że Bengoleę zastąpi Słowak Frantisek Ogurcak, a Fina Maciej Zajder. Umowy przedłużyli Hain i Szymański. Nie wiadomo, czy w kolejnym sezonie uda się stworzyć podobnie świetnie zbilansowany zespół, ale są powody do optymizmu. Finanse klubu wyglądają stabilnie i widać, że trener Stelmach, który pozostaje na kolejny rok, chce zbudować ekipę podobnej klasy. To niezbędne, jeśli klub chce powtórzyć tegoroczny wynik, a przy tym godnie zaprezentować polską ligową siatkówkę w rozgrywkach Challenge Cup.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!