Anna Więcek: Wasz awans do finałowego turnieju Ligi Światowej we Florencji nie tylko zaskoczył siatkarski świat, ale również pogrążył w depresji kadrę Francji.
Jon Uriarte: Mogę się założyć, że niewielu znawców siatkówki spodziewało się nas w turnieju finałowym Ligi Światowej we Florencji. Nasza praca na treningach przyniosła efekty, jakich oczekiwałem.
Pamięta pan cokolwiek po ostatniej piłce tie-breaka w Sydney?
- Pamiętam ogromną radość. Tegoroczny turniej Ligi Światowej był naszym pierwszym wspólnym występem w tej imprezie. Jako grupa wiedzieliśmy, że te rozgrywki są dość trudne nie tylko w kontekście samych meczów, ale w kontekście podroży, szybkiego przemieszczania się z kontynentu na kontynent. Zdecydowanie polepszyliśmy jakość naszej gry już w trakcie rundy grupowej Ligi Światowej.
[ad=rectangle]
Awans do finałowego turnieju Ligi Światowej był pana najlepszym wynikiem z tą reprezentacją?
- Wiedząc, że organizujemy Final Four w Sydney, byliśmy w nieco spokojniejszej sytuacji, oczywiście każdy mecz gramy dla wyniku, ale mogliśmy w ten sposób próbować nowych ustawień, stylu i opcji gry oraz samego składu. W Sydney przeciwko Francji wyszliśmy na boisko w najlepszym składzie, jaki ta reprezentacja obecnie posiada i grając to, co ten skład potrafi najlepiej. Dzięki temu awansowaliśmy do finałów we Florencji.
Jest pan również jedynym trenerem, który wprowadził reprezentację Australii do igrzysk olimpijskich i to dwukrotnie.
- Tak jak powiedziałem, pracujemy każdego dnia niezwykle ciężko. Patrząc na wyniki, rzeczywiście dogadujemy się z chłopakami dość dobrze i ma to przełożenie na to, jak gramy. Kocham australijską kulturę i styl życia. Przynoszę trochę argentyńskiego stylu i moich korzeni do naszego zespołu, i całkiem nieźle ten miks funkcjonuje.
[b]
Nie wygraliście we Florencji żadnego spotkania, co jednak dał panu udział w tych rozgrywkach?[/b]
- Przede wszystkim fakt, że mój zespół mógł zmierzyć się z najlepszymi drużynami na świecie. To coś czego brakuje nam aby stać się lepszym teamem. Już na olimpiadzie w Londynie, w 2012 zagraliśmy znakomite spotkania przeciwko Włochom i Polsce, ale brak doświadczenia przeszkodził nam w grze o wysoką stawkę. Cieszę się, że australijska federacja podjęła walkę o możliwość gry w Lidze Światowej bo tylko grając z najlepszymi na świecie, sami możemy stać się lepszą drużyną. Cieszę się, że za rok zagramy w turnieju głównym World League, co tylko wyjdzie nam na dobre i sądzę że igrzyska w 2016 mogą mieć dla nas zupełnie inny wymiar.
Myślę, że trochę więcej doświadczenia i mój zespół będzie mógł konkurować z każdym. Sposób, w jaki pracujemy już przynosi efekty i widać w naszych poczynaniach progres.
Jacy są australijscy siatkarze w pana oczach?
- Z całą pewnością jesteśmy zespołem, który stawia duży nacisk na siłę, aczkolwiek nie skupiamy się na doskonaleniu tylko jednego elementu. Nie chcę, aby nasza gra opierała się przykładowo tylko na skutecznym bloku. Blok równa się obronie, obrona pozwala na kontry itd.
Jak zmienił się zespół Australii po odejściu Igora Yudina?
- Za każdym razem, gdy tracimy zawodnika trzeba wiele trudu i poszukiwań, aby go kimś równie dobrym zastąpić. To nie tak, że ktoś odejdzie, a na jego miejsce mamy kilku innych. Potrzeba wielu lat i ogromu pracy, aby w Australii wykreować reprezentanta kraju. Co roku jesteśmy w stanie zaoferować dwa, może trzy stypendia dla graczy w wieku juniorskim i pokierować ich rozwojem sportowym, aby w przyszłości reprezentowali swój kraj na arenie międzynarodowej. Na to wszystko potrzeba czasu, a koniec końców nie każdy jest w stanie osiągnąć formę, o jakiej marzyliśmy.
Czy widzi pan w obecnej kadrze Australii godnego następcę Yudina?
- Przyznam szczerze, że w dalszym ciągu nie znaleźliśmy zastępstwa za Igora, zawodnika, który byłby tak kompletny jak on. Aczkolwiek jestem w tej kwestii optymistą, nie będę podawał żadnych nazwisk, żeby nikt nie poczuł się zbyt pewnie przed mistrzostwami świata.
Czy Igor wyjaśnił powody swojej decyzji?
Powiem tak, podczas Igrzysk olimpijskich w Londynie, byliśmy najmłodszym zespołem startującym, ze średnią wieku 22. Za trzy lata w Rio będziemy zespołem o średniej wieku 26. Wierzyliśmy, że pracując w tym samym składzie, z grupą tych samych zawodników, możemy zajść daleko. Potrzebujemy teraz małego przemeblowania i wierzę, że nowi zawodnicy spełnią nasze oczekiwania.
Nie jest to jednak odpowiedź na moje pytanie..
- Powiedziałem Igorowi, że najlepsze wspomnienia, jakie noszę w sercu są z czasów, gdy sam grałem w siatkówkę, to te z gry w reprezentacji Argentyny. Nigdy nie przykładałem wielkiej wagi do wspomnień z tego, to jak grało mi się w klubach, które każdy zawodnik i tak zmienia co kilka sezonów. Reprezentacja jest jedna. Dla mnie reprezentowanie mojego kraju było największym zaszczytem. On postanowił, że ze względów osobistych pożegna się z kadrą bardzo wcześnie. Ja to respektuję, każdy z nas buduje swoje życie na swoich decyzjach.
Czy Liga Światowa pomogła panu podjąć decyzję odnośnie składu na mistrzostwa świata?
- Oczywiście mamy jakiś trzon zespołu, aczkolwiek najważniejsze dla nas jest to, że każdy gracz z obecnej dwunastki może zastąpić każdego na boisku. Mamy dość wyrównany zespół, o którym kilka lat temu mogliśmy tylko pomarzyć. 14-16 zawodników, z którymi pracuję w Australii jest na bardzo zbliżonym poziomie. Ponadto mamy również kadrę B. W 2002 nie mieliśmy nawet podstawowego zespołu.
Cele na mistrzostwa świata w Polsce?
- Naszym pierwszym celem jest wyjście z grupy. Nie stawiamy sobie dalekosiężnych celów. Małymi kroczkami do przodu. Mamy wolną rękę ze strony federacji. Zwykle gramy dobrze, gdy gramy bez presji, więc podczas turnieju w Polsce postaram się tej presji nie wywierać. Z całą pewnością mierzymy w lepsze niż 17 miejsce, które dotychczas jest najwyższą lokatą, jaką Australia wywalczyła na mistrzostwach świata.
We Florencji
rozmawiała Anna Więcek