MKS MDK Trzcianka - Victoria Wałbrzych 1:3 (24:26, 18:25, 25:17, 12:25)
MKS MDK: Łojewski, Kramer, Rojek, Bońkowski, Konkel, Malinowski, Zahorski (libero) oraz Lipiński, Galant, Najdek, Sroga.
Victoria: Kisielewicz, Wierzbicki, Jurczyński, Zdrzałko, Dekker, Pizuński, Krypel (libero) oraz Kwapisiewicz, Tomiałowicz, Leński, Olszewski, Król.
Dramatyczne mecze w końcówce ubiegłego sezonu były najbardziej bolesne dla dzisiejszego masażysty wałbrzyszan Marka Olczyka, który w trzecim spotkaniu zerwał ścięgno Achillesa, a jego drużyna już bez niego nie dała rady miejscowym. Ówczesny kapitan tak oto wspomina tamte wydarzenia: - Miał to być nasz ostatni mecz, mieliśmy ograć Trzciankę i wygrać spokojnie całą fazę 3:0. Niestety w trakcie spotkania zerwałem ścięgno. Szybko zdecydowaliśmy o powrocie do Wałbrzycha a potem o przewiezieniu mnie do Kamiennej Góry, gdzie trafiłem pod dobrą opiekę medyczną. Operacja trwała cztery godziny, ale dzięki niej dziś mogę normalnie chodzić. O skakaniu niestety nie ma już mowy, choć teraz gdy mecze oglądam z boku, to w trudnych momentach dla drużyny to aż chciało by się wejść na boisko i zagrać parę akcji.
Sobotni mecz rozpoczął dosyć niemrawo, choć już od stanu 4:4 dwa punkty z zagrywki dla miejscowych zdobył Paweł Bońkowski, odpowiedź Victorii była natychmiastowa i John Dekker ustrzelił dwa razy słabego tego dnia libero MKS Pawła Zahorskiego. Decydująca w tej odsłonie była końcówka, gdzie przy prowadzeniu gości 23:19, gospodarze zdołali jeszcze wyrównać dzięki skutecznym kontrom, jednakże przy drugim setbolu skapitulowali.
Drugi set to popis gry blokiem gości, na środku co rusz ataki kończył Jurczyński, a gospodarze w dalszym ciągu mieli straszne problemy z przyjęciem zagrywki. Trener miejscowych Piotr Winkler dokonywał wielu zmian, lecz nie miały one przełożenia na wynik w tej odsłonie przegranej wysoko do osiemnastu.
W trzecim secie zobaczyliśmy już inną szóstkę MDK na parkiecie, którą do boju poprowadził jej kapitan Krzysztof Galant. Podopieczni trenera Ignaczaka dali się zaskoczyć i oddali prowadzenie gospodarzom u których brylowali Lipiński i najlepszy w tym spotkaniu Konkel. Ostateczna wygrana do siedemnastu dała wiarę miejscowym kibicom na piąty set.
Niestety dla Trzcianki, kluczowym okazał się set czwarty, w którym od wyniku 2:2 gospodarze nie mogli poradzić sobie z blokiem w składzie Dekker, Zdrzałko, Pizuński, który zdobył dla gości osiem kolejnych oczek, choć mogło być ich pewnie więcej, gdyby nie zepsuta zagrywka Jurczyńskiego. W dalszej fazie gry obraz gry się nie zmienił, goście powiększali przewagę deklasując miejscowych i w końcówce dając pograć głębokim rezerwom.
Po tym spotkaniu nastroje w obu ekipach zmieniły się diametralnie, co świadczy o tym, jak istotny był to mecz dla każdej z nich. Miejscowych można trochę usprawiedliwić kontuzjami, ale przecież grali u siebie i powinni choć jedno duże oczko tu zdobyć.
Spotkanie podsumowali obaj trenerzy, pierwszy z nich Piotr Winkler powiedział: - Każda seria musi mieć swój koniec. Pechowy dla nas był ten tydzień, bo dziś pięciu moich zawodników zagrało z nie wyleczonymi do końca urazami, co musiało mieć przełożenie na wynik. Dodatkowo w trakcie meczu urazu kolana doznał Łojewski, co powiększa nam szpital w drużynie. Przy przyjęciu na poziomie trzydziestu procent nie byliśmy w stanie rywalizować z Wałbrzychem, który w tym elemencie miał około siedemdziesiąt procent. Przed nami teraz ciężkie mecze i oby nie był to zły prognostyk przed kolejnymi spotkaniami w lidze. Wyniki tej kolejki wskazują, że o każdy punkt będzie trzeba walczyć z każdym, bo nawet drużyny z czuba dziś poległy z teoretycznymi słabeuszami.
Chłodnym okiem podsumował grę swoich siatkarzy trener Ignaczak: - Ten trzeci set zawsze jest taki trudny jeśli chodzi o siatkówkę, już parę zespołów się na nim przejechało, przegrywając potem czwarty. My zaczęliśmy ten kolejny poprawnie, dobrze zagrywką, parę czapek i tak to poszło. Gospodarze to trudny przeciwnik. Uważam, że lepiej gra niż w zeszłym roku, my zagraliśmy niezły mecz, skład mamy przebudowany i z każdym kolejnym będziemy chcieli grać jeszcze lepiej. Będziemy teraz się starali gonić tą czołówkę.
O własnej grze i swoich perypetiach opowiedział także jeden z nielicznych obcokrajowców w drugich ligach John Dekker: - Nie zgodzę się, ze jestem bohaterem meczu, bo na wynik nie tylko w tym meczu ale i w poprzednich, mocno pracował cały zespół. Na pewno odczuliśmy bardzo długą podróż z Wałbrzycha i nie zagraliśmy jeszcze wszystkiego na co nas stać. Trafiając tutaj do zespołu nie byłem do końca pewny, jak będę odebrany tu w Polsce. W końcu pochodzę z Australii, która nie ma tradycji siatkarskich, jestem jeszcze młody, bez większych osiągnięć. W zespole jest paru graczy, którzy mówią po angielsku i dzięki nim czuję się tu swobodnie, pozostali zaczęli również się uczyć tego języka, więc można się z komunikować. Co prawda cały czas próbują mnie uczyć polskiego, ale z miernym skutkiem.