Sobotnie spotkanie z gdańskim Treflem nie było jednak dla olsztynian łatwe, choć wynik może być nieco mylący. Przeciwnik praktycznie przez całe spotkanie grał jak równy z równym, jednak decydujące piłki należały do drużyny lepiej poukładanej i zgranej.
Pytany o elementy decydujące o końcowej wygranej, Wojciech Grzyb odpowiada zdecydowanie. - Myślę, że skuteczność w kontrataku. Mieliśmy przez cały mecz tych kontrataków taką samą ilość, natomiast w dwóch pierwszych setach nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Piłki dostawał przeciwnik, a my nie wykorzystywaliśmy swoich szans. W drugim secie popełniliśmy dodatkowo zbyt dużo błędów na zagrywce i stąd przegrana w tym secie.
Można było odnieść wrażenie, że trzeci set zaważył na końcowym wyniku. Gospodarze wyszli na prowadzenie 2:1 i ostatnią partię grało im się nieco łatwiej. Grzyb nie zgadza się jednak z tą opinią. - Po trzecim secie my mieliśmy zdobyty dopiero punkt, a przeciwnik miał jeszcze wiele do wygrania. Czwarta partia nie była przez nich odpuszczona. Dla nas wygrana w tym secie kończyła mecz, dla kolegów znaczyła wygrany punkt, stąd na pewno nie był to set przyjaźni. Decydujący jest zawsze trzeci set, ale trzeci wygrany set w meczu.
Olsztynianie w następną sobotę będą przyjmować u siebie sąsiadujący z nimi w tabeli Jastrzębski Węgiel. Można uznać, że będzie to przysłowiowe spotkanie o sześć punktów, gdyż wyniesienie z takiego meczu kompletu punktów ma podwójną wagę w końcowym rozrachunku. Jastrzębie na pewno nie przyjedzie tu ot tak, na pewno będzie ciężko walczyć o zwycięstwo - uważa Grzyb. - Natomiast my zawsze walczymy o trzy punkty. Do każdego meczu podchodzimy z wielką determinacją i zaangażowaniem, aby wygrać. Nie zawsze się to oczywiście udaje, bo można trafić na lepiej dysponowanych przeciwników. Ale tak naprawdę nie tylko mecz z Jastrzębiem ma dużą wagę: drużyny od pierwszego do piątego miejsca w tabeli dzielą tylko dwa punkty. Jeżeli w dalszym ciągu będzie to wyglądało tak, że drużyny będą dzieliły się punktami, różnice dalej będą niewielkie. Natomiast z drużynami z tej drugiej części tabeli, z drugiej piątki my, Olsztyn, nie możemy sobie pozwolić na stratę punktów. Potem może nie być okazji do odrobienia tych strat. Przy czym trzeba zauważyć, że te drużyny z drugiej piątki wcale nie są słabe. Np. z Treflem grało nam się bardzo ciężko i wcale nie było łatwo o zwycięstwo.
Póki co kapitan olsztynian nie musi mieć wielkich powodów do zmartwień, jeśli chodzi o punkty zdobywane w lidze. Wszystko odbywa się dość planowo. Gorzej wygląda sytuacja w europejskich pucharach. Po szybkim odpadnięciu z Pucharu CEV AZS rozpoczyna zmagania w Challenge Cup. I można powiedzieć, że rozpocznie mocnym uderzeniem. W losowaniu trafił na najbardziej chyba renomowanego rywala z całej stawki, włoski Sisley Treviso - z takimi nazwiskami jak Cisolla, Fei, Hübner, Gustavo Endres, czy Samuele Papi. W tym sezonie wzmocniony jeszcze słynnym brazylijskim rozgrywającym Ricardo Garcią. Wojciech Grzyb dość spokojnie traktuje temat. - My do każdego meczu podchodzimy w taki sposób, że chcemy wygrać. Sisley nie będzie wyjątkiem. Ostatnio w Pucharze CEV trafiliśmy na Lokomotiv Biełgorod i zostaliśmy "rozjechani" przez tę drużynę. To było dla nas bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Teraz będziemy chcieli zaprezentować się zupełnie inaczej.
Olsztynianie mają tym większą szansę na sukces, że Sisley nie spisuje się w początkowej fazie sezonu rewelacyjnie. Zdarzają mu się przykre porażki w Serie A, jak ta na własnym boisku bez zdobyczy punktowych z dużo niżej notowaną drużyną Tonno Callipo Vibo Valentia. Polscy widzowie będą zaś mieli przyjemność obejrzeć kolejne gwiazdy światowej siatkówki na olsztyńskim parkiecie.