Finałowy pojedynek z ekipą Sbornej Polacy rozpoczęli od dwupunktowej przewagi, jednak z każdą kolejną akcją ich skuteczność malała. Dwie pierwsze odsłony biało-czerwoni przegrali do 16. - Nieźle zaczęliśmy, dobrze przyjmowaliśmy, a to jest warunek, by prowadzić wyrównaną grę z Rosjanami. Niestety pierwsza piłka poszła nie do końca tak, jak trzeba. Oprócz tego zabrakło nam presji w zagrywce i w efekcie przegraliśmy te dwa sety bez walki - tłumaczy przyczyny porażki Jacek Nawrocki.
[ad=rectangle]
W kolejnej partii nasi reprezentanci zagrali na luzie i niewiele zabrakło, a przedłużyliby rywalizację. Ostatecznie przegrali 26:28. - Trzeciego seta rozegraliśmy trochę na szaleństwie. Puściliśmy rękę na zagrywce, co oczywiście oznaczało więcej błędów w tym elemencie - wyjaśnia szkoleniowiec. Jak sam podkreśla, była szansa na ugranie przynajmniej jednej odsłony. - Szkoda tych dwóch, trzech piłek w końcówce. Gdybyśmy je wygrali, różnie by mogło być, może udałoby się nam odwrócić losy całego spotkania - dodaje.
Momentami, zwłaszcza w początkowej fazie meczu, zawodnicy sprawiali wrażenie zbyt przejętych. Czy z tą opinią zgadza się opiekun biało-czerwonych? - Na pewno zawodnikom w głowie siedziało to, że walczą w finale, ale myślę, że byli na tyle skupieni na grze, że to nie przeszkadzało. Dobre akcje Rosjan na bloku i zagrywce ich nakręcają i w tych elementach wyglądaliśmy słabiej - przyznaje trener.
Chwilę po zakończeniu finałowego spotkania na twarzach zawodników widoczny był smutek, jednak szybko zastąpiła go radość ze zdobycia srebrnego medalu. - To jest olbrzymi sukces naszej siatkówki juniorskiej. Finał pokazał, że trzeba pracować, w selekcji szukać jeszcze mocniejszych zawodników. Kilku reprezentantów, którzy mieli siłę ofensywną, w finale nam zabrakło. Ich warunki fizyczne na pewno by nam pomogły - nie ukrywa Jacek Nawrocki.
Opiekun Polaków nie kryje jednak zadowolenia z postawy swoich podopiecznych. - Trzeba jasno powiedzieć, że ci, którzy byli na turnieju w Brnie, zagrali z wielkim sercem i za całe mistrzostwa jestem pełen uznania dla nich - podkreśla szkoleniowiec.
W Brnie rozmawiała Agata Kołacz