Resovia w Final Four: Grunt to opanowanie nerwów

zeszowianie pokonali Ortec Rotterdam i są w Final Four Challenge Cup. O awansie zdecydował "złoty set", w którym gospodarze na własne życzenie omal nie wypuścili zwycięstwa z rąk. - Nie po to męczyliśmy się przez te kilka rund, żeby teraz przed własną publicznością zagmatwać sprawę i nie awansować do Final Four. Zagraliśmy skoncentrowani, bardzo zmobilizowani i na swoim poziomie - stwierdził libero gospodarzy Krzysztof Ignaczak.

W tym artykule dowiesz się o:

Rzeszowianie nie mieli większych problemów z odrobieniem strat z pierwszego meczu w Rotterdamie. Tam ekipa trenera Andrzeja Kowala przegrała po 63 minutach gry, zdobywając zaledwie 57 punktów. Wczoraj, w hali na Podpromiu, rzeszowianie nie oddali Holendrom nawet tyle. - Od samego początku ruszyliśmy na nich przede wszystkim zagrywką. Nie musiała być mocna, wystarczyło, żeby była różnorodna, aby sprawić im kłopoty. Dzięki temu grało się nam dużo łatwiej na siatce i w obronie - stwierdził Michał Kaczmarek. Zawodnik Resovii powrócił do drużyny po blisko trzech miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją nogi. - Miałem duży głód siatkówki i myślę, że nie było to jeszcze wszystko na co mnie stać - zapewnia środkowy rzeszowian, który bardzo dobrze spisywał się w bloku oraz imponował skuteczną zagrywką.

Losy awansu rozstrzygnęły się - po raz trzeci w tych rozgrywkach - w "złotym secie". Długo wydawało się, że gospodarzy nic nie zatrzyma. Przy prowadzeniu 11:8 kilka błędów, niedokładne przyjęcie, atak w aut spowodowały, że rywale doprowadzili do remisu. Od tego momentu trwała zacięta walka.

- Sami zgotowaliśmy sobie taką nerwówkę, bo można było spokojnie prowadząc dwoma, trzema punktami dotrwać do końca. Trudno mi powiedzieć co się stało, ale najważniejsze, że w porę opanowaliśmy nerwy - podsumował rozgrywający Resovii Ivan Ilić.

Komentarze (0)