Marcin Olczyk: Dojrzewanie Lotosu

Zespół z Trójmiasta zaliczył w rozgrywkach PlusLigi start niemal idealny. Czy po pierwszej porażce w sezonie będzie w stanie szybko odzyskać swój rytm?

W tym artykule dowiesz się o:

O tym, że Lotos Trefl Gdańsk będzie jednym z najbardziej medialnych klubów w nowym sezonie, wiadomo było już podczas wakacji, gdy szkoleniowcem pierwszego zespołu mianowano Andreę Anastasiego. Kolejne transfery upewniały tylko obserwatorów w przekonaniu, że trzeba poczynaniom gdańszczan bacznie się przyglądać.
[ad=rectangle]
Oczywiście nazwiska nie grają, czego boleśnie doświadczali kibice Lotosu Trefla przez minione dwa lata, gdy zespół, składający się z zawodników o uznanej w kraju marce, prowadzonych przez niezłych szkoleniowców, "szorował" po dnie tabeli. Pierwsze mecze nowego sezonu pokazały, że tym razem nie tylko powinno, ale wręcz musi być inaczej. Ekipa z Trójmiasta zaczęła bowiem imponująco.

Na inaugurację ograła Indykpol AZS Olsztyn, który po bardzo udanym sezonie aspiracje miał na pewno spore. Później podopieczni byłego selekcjonera reprezentacji Polski spuścili łomot zespołowi, który minione rozgrywki skończył tuż za pudłem, czyli ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Jakby tego było mało, na wyjeździe ograli Cerrad Czarnych Radom i Transfer Bydgoszcz prowadzony przez przemyślnego stratega Vitala Heynena. W takich okolicznościach o pokonaniu zespołów plasujących się w ogonie tabeli nie ma więc nawet sensu wspominać.

Nawet jedno zwycięstwo w najbliższych trzech meczach będzie sukcesem Anastasiego. Czy Włoch będzie w stanie oszukać faworytów?
Nawet jedno zwycięstwo w najbliższych trzech meczach będzie sukcesem Anastasiego. Czy Włoch będzie w stanie oszukać faworytów?

Dorobek po ośmiu spotkaniach? 23 punkty - tyle samo, co PGE Skra Bełchatów i Asseco Resovia Rzeszów. I gdy wydawało się, że niedzielny mecz z aktualnym mistrzem Polski może być wielkim hitem, mającym znaczenie nawet o układzie końcowym tabeli przed play-off, gdańszczanie przeżyli wstrząs. Okazało się, że są tylko ludźmi, a na ziemię boleśnie sprowadzili ich siatkarze Cuprum Lubin. Nie chodzi już tylko o porażkę i przerwanie pięknej serii. Spotkanie z beniaminkiem bolesne okazało się pod wieloma względami. Lotos uległ bowiem przed własną publicznością, nie będąc w stanie wygrać nawet seta z bardzo chimerycznym rywalem.

Zmartwień Anastasi ma teraz kilka, ponieważ w środę jego zespołowi brakowało głównych dotychczas atutów: szczelnego bloku i przebojowego lidera w postaci Mateusza Miki. Czasu na korekty pozostało zaś niewiele, gdyż niedługo po środowej porażce czeka zespół z Trójmiasta podróż do Bełchatowa i mecz z ligowym potentatem. Trudno wymyślić trudniejsze okoliczności do przełamania, choć oczywiście ewentualny triumf na terenie mistrza smakowałby wyjątkowo. Warto jednak pamiętać, że już w następnej kolejce Lotos Gdańsk mierzyć będzie (u siebie) się z kolejnym gigantem - Asseco Resovią Rzeszów, a cztery dni później na wyjeździe z brązowym medalistą PlusLigi - Jastrzębskim Węglem!

Scenariusz zapowiada się więc dramatycznie. Przy tak ułożonym terminarzu każda drużyna liczyłaby się z tym, że może w trzech kolejnych meczach nie zdobyć ani jednego punktu. Gdańszczanie, którzy rozbudzili apetyty swoje i kibiców serią ośmiu kolejnych zwycięstw, mogą więc znaleźć się w poważnych tarapatach. Mają jednak Anastasiego, który nieraz już grał na nosie faworytom. Włoski cudotwórca pokazał kiedyś Polakom, że mogą regularnie ogrywać wielkich Brazylijczyków. Dlaczego nie miałby teraz wmówić swoim podopiecznym, że ani Skra, ani Resovia, ani tym bardziej grający ze zmiennym szczęściem Jastrzębski Węgiel nie są tak silne, jak wszyscy dookoła ich malują? Właściwie dokonać może tego tylko on. Na szczęście nie jest sam, a mieszanka talentu i doświadczenia, którą dysponuje w zespole, właśnie w walce z najgroźniejszymi rywalami może eksplodować. Czy ekipy, które zawładnęły ligowym podium w poprzednim sezonie mają się czego bać?

Marcin Olczyk

Źródło artykułu: