Małgorzata Glinka-Mogentale dla SportoweFakty.pl: Myślałyśmy, że mecz wygra się sam
Gwiazda Chemika Police przyznała, że jej zespół spodziewał się łatwiejszego spotkania w Łodzi. Drużyna Budowlanych postawiła jednak faworytowi bardzo trudne warunki.
Marcin Olczyk
Aktualny mistrz Polski w minioną sobotę prowadził już w Łodzi z miejscowymi siatkarkami 2:0 w setach. Swoją wyższość ostatecznie udowodnił jednak dopiero w tie-breaku. Ambitne gospodynie zdobyły tym samym tyleż cenny, co zaskakujący, punkt, zwłaszcza że kilka dni wcześniej Chemik Police rozbił w rozgrywkach Ligi Mistrzów piekielnie mocną Rabitę Baku. W korespondencyjnej rywalizacji targany problemami zespół Budowlanych okazał się więc lepszy niż naszpikowana gwiazdami drużyna Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty.
Choć nie było łatwo, Chemik ostatecznie wygrał w Łodzi
Doświadczona przyjmująca w Atlas Arenie miała w ogóle nie zagrać. Dwa pierwsze sety przestała w kwadracie dla rezerwowych, przyglądając się z boku nieźle radzącym sobie koleżankom. Dopiero w kolejnej odsłonie, gdy coś w grze zespołu z Polic zaczęło szwankować, trener Giuseppe Cuccarini zdecydował się posłać do boju największą gwiazdę zespołu. - Miałam cały ten mecz rzeczywiście odpoczywać, ale generalnie gotowa do gry jestem cały czas - podkreśliła sama zainteresowana, dając do zrozumienia, że w jej przypadku o problemie przemęczenia nie ma obecnie mowy.
Po dwóch słabszych setach Chemik w tie-breaku udowodnił, że siatkarsko jest na innym poziomie niż rywalki. Faworytki rozpoczęły od serii 5:0, a chwilę po zmianie stron prowadziły już 9:2. - Co zadecydowało o naszym zwycięstwie? Jesteśmy po prostu lepszą drużyną. W tie-breaku już nie ma miejsca na żarty. Trzeba być mocno skoncentrowanym na grze. Dałyśmy radę się odbudować, bo wcześniej myślałyśmy chyba, że mecz sam się wygra. Ale jakoś mocno tego rezultatu nie przeżywamy - przyznała Glinka-Mogentale. - Z wyniku końcowego jesteśmy zadowolone, bo wiemy, że później ten jeden punkcik gdzieś nadrobimy. Dlatego panikować nie zamierzamy - dodała.