Drużyna Andrei Anastasiego nie przestaje zadziwiać. Po serii ośmiu zwycięstw i nieoczekiwanej porażce u siebie z beniaminkiem PlusLigi Lotos Trefl Gdańsk potrafił postawić się na wyjeździe mistrzowi Polski i jako pierwszy w tym sezonie wywiózł cenny punkt z Bełchatowa. - Najbardziej dumny jestem z tego, że moi zawodnicy walczyli. Nie narzekali, nie załamali się po dwóch przegranych setach, tylko wciąż wierzyli w zwycięstwo i w każdej akcji dawali z siebie wszystko. Kto wie, czy gdyby nie kilka błędów w pierwszej partii, mecz nie potoczyłby się w zupełnie innym kierunku - powiedział w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl włoski opiekun siatkarzy z Trójmiasta.
[ad=rectangle]
Pierwsza porażka gdańszczan nadeszła z nieoczekiwanej strony. Mało kto zakładał, że Lotos może przegrać na własnym terenie z chimerycznym zespołem z Lubina. Tym istotniejszym było dla podopiecznych Anastasiego, by jak najszybciej otrząsnąć się po tym zaskakującym ciosie. - To był dla nas bardzo ważny mecz. Udało nam się podnieść po porażce z Cuprum. Tamto spotkanie sprowadziło nas na ziemię, pokazało, że w PlusLidze z każdym można przegrać, zwłaszcza, gdy rywal, nie ważne kim jest, gra po prostu lepiej. Cieszę się, że odpowiednio zareagowaliśmy, podeszliśmy do tego spokojnie, dokonaliśmy pewnych zmian i potrafiliśmy się odbudować - przyznał były selekcjoner reprezentacji Polski.
Pierwsze dwie partie, choć dłuższymi momentami wyrównane, nie zwiastowały podziału punktów. Ambitni goście potrafili jednak odrobić straty i doprowadzić do tie-breaka. - Po dwóch setach powiedziałem zespołowi, że naszym jedynym problem jest przyjęcie. Poza tym gramy naprawdę dobrze. Nie ma się czego bać i jeśli rywale troszkę zluzują zagrywką, a my poprawimy się w odbiorze to może być dobrze. I tak się właśnie stało. W trzecim, a zwłaszcza czwartym secie graliśmy po prostu lepiej niż Skra. Udało nam się poukładać grę, odpowiednio zorganizować blok i obronę, dzięki czemu prawie do końca byliśmy już groźni. Jeśli chodzi o piątego seta to niestety zgubiły nas pomyłki. Siedem błędów w jednym tylko tie-breaku to zdecydowanie za dużo. Z całokształtu mogę być jednak zadowolony - podsumował niedzielne wydarzenia trener Lotosu.
Na przestrzeni najbliższych dni drużyna z Pomorza będzie miała jeszcze kilka okazji, by potwierdzić swój potencjał. Już w najbliżej kolejce gdańszczanie u siebie podejmować będą wicemistrza Polska, a w dwunastej serii spotkań wybierają się do Jastrzębia Zdroju. - Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że kalendarz w najbliższym czasie nam nie sprzyja. Tłumaczyłem już moim zawodnikom, żeby się tym nie przejmowali. Mamy bardzo dobrą sytuację w tabeli po dziesięciu meczach. Musimy dalej walczyć i spróbować piąć się w górę, na tyle, na ile będzie to możliwe. Jeśli zdobędziemy po punkcie w meczach z Rzeszowem i Jastrzębiem, będziemy mieli powody do zadowolenia - zaznaczył nasz rozmówca.
A można sie piąć w dół?