Przegrana w Kędzierzynie-Koźlu była dla siatkarzy spod Jasnej Góry czwartym kolejnym spotkaniem, w którym nie ugrali oni choćby seta. Nie brakowało jednak wiele, by druga partia meczu z ZAKSĄ padła ich łupem. Właściwie przegrali oni ją na własne życzenie, ponieważ przy stanie 23:23 prosty do wykończenia atak w aut wyrzucił Bartosz Janeczek, zaś w ostatniej akcji z błędu przyjęcia Adriana Stańczaka skrzętnie skorzystał Jurij Gladyr. Utrata szansy na sukces w takich okolicznościach wyraźnie podcięła częstochowianom skrzydła, czego najbardziej dobitnym efektem była porażka 16:25 w trzeciej partii.
[ad=rectangle]
- Podczas tygodnia poprzedzającego potyczkę z ZAKSĄ odbyliśmy wiele rozmów wewnątrz zespołu. Wiedzieliśmy, że musimy coś zmienić i uważam, iż zaczęliśmy wierzyć w siebie. W pierwszym i drugim secie byliśmy bardzo skoncentrowani na grze, natomiast w trzecim wszystko wyglądało już mniej więcej tak, jak w kilku ostatnich meczach. Generalnie jesteśmy zadowoleni z dwóch pierwszych partii i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy w stanie utrzymywać taki poziom - wyjaśnił Miguel Angel De Amo.
Niepowodzenie w Kędzierzynie-Koźlu nie kosztowało Akademików utraty 11. miejsca w tabeli, lecz w pierwszej serii spotkań rundy rewanżowej zapunktowały wszystkie ekipy będące za ich plecami. Nad zamykającym stawkę MKS-em Banimex Będzin mają oni już zatem zaledwie trzy punkty przewagi. Aż 7 z 10 "oczek" AZS wywalczył w pierwszych pięciu ligowych meczach. Z ostatnich dziewięciu potyczek powrócił "z tarczą" tylko raz, pokonując w 9. kolejce BBTS Bielsko-Biała 3:0.
- Ostatnimi czasy rywalizowaliśmy ze wszystkimi czołowymi drużynami oraz przegraliśmy z Indykpolem, z którym powinniśmy byli nawiązać walkę, a tego nie zrobiliśmy. I właśnie przede wszystkim z powodu porażki z drużyną z Olsztyna przebieg końcówki pierwszej rundy był dla nas tak gorzką do przełknięcia pigułką - skomentował hiszpański rozgrywający.
Pomimo posiadania pewnego miejsca w podstawowym składzie swojego klubu, zawodnik nie liczy zbytnio na to, że przełoży się to na otrzymanie powołania do reprezentacji Hiszpanii. Kadra z Półwyspu Iberyjskiego w 2015 roku weźmie udział między innymi w Lidze Światowej, gdzie jej rywalami w III dywizji będą Wenezuela, Egipt i Kazachstan. Taki zestaw przeciwników oznacza nie mniej, nie więcej, że zdobycie mistrzostwa Europy w 2007 roku należy traktować w ramach bardzo odległej i w najbliższym czasie nienawracalnej historii hiszpańskiej siatkówki.
- Po sukcesie w 2007 roku w naszej reprezentacji nastąpiła zmiana pokoleniowa na ogromną skalę. Po jej dokonaniu nie mogliśmy odnaleźć właściwego sposobu gry. Skutek był taki, że zanotowaliśmy wiele porażek przeciwko rywalom znajdującym się z dala od światowego topu, a mentalność zawodników stopniowo schodziła w dół. W chwili obecnej trenerzy stawiają w kadrze przede wszystkim na młodzież, która jest wspierana dwoma, trzema doświadczonymi graczami, takimi jak choćby znany z występów w polskiej lidze Guillermo Hernan. Jeśli dostanę powołanie, będę bardzo szczęśliwy, ale nie sądzę, by tak się miało stać. Pozostaje mi czekać - podsumował De Amo.