Pojedynek z Effectorem Kielce miał być dla Cerrad Czarnych Radom okazją do poprawy nastrojów po porażce w Bydgoszczy. Początkowo wszystko wskazywało na to, że w poniedziałek Wojskowi zgarną komplet "oczek", ale ostatecznie o wyniku decydował tie-break. - To był mecz, dzięki któremu mogliśmy się znaleźć w "ósemce" i ułatwić sobie następne kilka spotkań, ale tak się nie stało. Zamiast trzech punktów mamy tylko jeden, trochę to boli, a nawet bardzo. Niestety, taki jest sport - przyznaje Jacek Ratajczak.
[ad=rectangle]
Porażka boli tym bardziej, że Czarni mieli aż cztery piłki meczowe. - Byliśmy jeden punkt od wygrania 3:0. Tak blisko, a tak daleko. Ciężko to wytłumaczyć, brakowało końcówki w trzecim secie, niestety jak się nie wygrywa w trzech setach to się przegrywa w pięciu i to się tym razem sprawdziło - komentuje środkowy.
Radomska drużyna kolejny raz po dwóch odsłonach w trzeciej prezentuje się słabiej. Z czego wynikają te przestoje? - Prezentujemy się dobrze w dwóch partiach, a później brakuje nam "kropki nad i". W trzecim secie Effector zagrał o wiele bardziej desperacko. Widać to było zwłaszcza w ich zagrywce. Przeciwnik podniósł swój poziom, a my zostaliśmy na tym samym. Dopiero w końcówce trzeciego seta go podnieśliśmy, ale okazało się za późno. Miejmy nadzieję, że to już nigdy się stanie - mówi zawodnik.
W sobotę Wojskowi stoczą w Sosnowcu pojedynek z MKS-em Banimex Będzin. Choć Tygrysy zajmują ostatnie miejsce w ligowej tabeli, z pewnością będą uskrzydleni po zwycięstwie nad PGE Skrą Bełchatów. Radomianie mają z kolei nadzieję, że na terenie rywala powetują porażkę. - Mamy nadzieję, że w Sosnowcu pokażemy sportową złość, weźmiemy odwet na MKS-ie za porażkę z Kielcami i zdobędziemy te trzy punkty. Zaczęła się druga część sezonu i każdy mecz, każdy punkt jest coraz ważniejszy, więc trzeba to pokazać - zapowiada nasz rozmówca.