Po ubiegłorocznym sukcesie, którym było niespodziewane zajęcie piątego miejsca w polskiej ekstraklasie, w olsztyńskim siatkarskim środowisku rozpaliły się nadzieje na powrót lepszych czasów AZS-u Olsztyn, wielokrotnego medalisty Polskiej Ligi Siatkówki (22 medale) czy siedmiokrotnego zdobywcy Pucharu Polski.
[ad=rectangle]
Iskierka nadziei zgasła, a kibice dość szybko przypomnieli sobie o znaczeniu hasła "deja vu". Ich ulubieńcy na szesnaście rozegranych spotkań zdołali wygrać jedynie cztery, a styl tych przegranych był dodatkowym niesmakiem całej sytuacji. Według ekspertów, potencjał drużyny z Warmii nie został w pełni wydobyty.
Punkt kulminacyjny
Po kolejnym nieudanym meczu, tym razem z AZS Politechniką Warszawską, trener Krzysztof Stelmach zakomunikował, iż bierze pełną odpowiedzialność za wyniki swojego zespołu. - Mnie, jako trenerowi, jest po prostu wstyd! I dlatego mówię - poddaje się pod ocenę zarządu, poddaję się pod ocenę Rady Nadzorczej, żeby ocenili moją pracę. Wydaje mi się, że ta praca nie będzie dobrze oceniona, bo wyniki za nami nie stoją. Trzeba coś zrobić. Zarząd i Rada Nadzorcza muszą coś zrobić, jakąś rewolucję. Muszą ocenić trenera, muszą ocenić zawodników i podjąć decyzję - stwierdził wówczas szkoleniowiec.
Zarząd i Rada Nadzorcza AZS-u przychylnie ustosunkowały się do prośby trenera i kilka dni później odbyło się posiedzenie władz klubu. Wyniki debat był oczywisty - negatywna ocena postawy całego zespołu, a głównym zarzutem, zaraz za osiągnięciami teamu, okazała się postawa mentalna zawodników, brak chemii w zespole.
Ultimatum i krótkotrwały efekt
"Jeżeli w najbliższych trzech meczach nie zobaczymy poprawy w grze, polecą głowy" - tak brzmiały słowa włodarzy klubu, które zmobilizowały drużynę i przyniosły dwie wygrane za trzy punkty. To niestety były ostatnie pozytywne występy siatkarzy z Olsztyna, którzy w trzech następnych kolejkach zdołali wygrać jedynie seta.
Rozwiązanie umowy
Po sromotnej porażce z BBTS-em Bielsko-Biała opinię publiczną obiegła informacja, iż kontrakt trenera Krzysztofa Stelmacha został rozwiązany. W kuluarach mówi się, że owa decyzja została podjęta przez obie strony, a trener, poza problemami natury sportowej, borykał się z trudnymi charakterami niektórych podopiecznych. Jego miejsce zajmie Andrea Gardini, były asystent trenera reprezentacji Polski.
Nowa miotła, nowe porządki
Andrea Gardini, który jest jednym z najbardziej utytułowanych graczy włoskiej siatkówki (zdobywca 7 tytułów mistrza kraju z 4 różnymi klubami, 3 tytułów mistrzostw świata czy 4 złotych krążków mistrzostw europy), nigdy nie pracował jako główny szkoleniowiec, choć w ostatnim czasie odmówił współpracy jako asystent, by być gotowym na etat pierwszego trenera. Swoją szansę otrzymał w Olsztynie, gdzie od razu zostanie rzucony na głęboką wodę. Zadaniem trenera będzie wyciągnięcie zespołu z dołka sportowego i mentalnego, poukładanie gry i zmobilizowanie zawodników do przykładnej współpracy. Jeżeli Gardini udanie wpłynie na swój nowy zespół, wówczas może się spodziewać nowej oferty jeszcze przed zakończeniem obecnego sezonu.
Dni debiutu w cieniu nieporozumień
Włoch w Olsztynie pojawi się w piątek 26 grudnia i jeszcze w ten sam dzień poprowadzi swój pierwszy samodzielny trening z drużyną. Kilka dni później, 29 grudnia, Gardini po raz pierwszy stanie obok linii bocznej boiska polskiej ekstraklasy i po raz pierwszy w swojej karierze samodzielnie pokieruje grą drużyny podczas ligowego meczu. Przeciwnikiem Indykpolu AZS będzie dobrze spisujący się Cuprum Lubin, który w swoich szeregach ma byłego trenera i kilku byłych siatkarzy olsztyńskiego AZS-u, w tym dwóch wychowanków, Pawła Siezieniewskiego czy Łukasza Kadziewicza, którzy odchodząc z Olsztyna w 2012 roku także poczuli gorycz porażki i wewnętrznego nieporozumienia.