Agata Kołacz: Spotkanie rozpoczęło się po waszej myśli, prowadziliście 8:3 i 10:4. Czy spodziewaliście się, że Cerrad Czarni Radom będą w stanie nawiązać walkę jeszcze w premierowej odsłonie?
Roberto Piazza: Za każdym razem zastanawiam się nad tym, co może zrobić rywal, żeby utrudnić grę mojej drużynie. Byliśmy przygotowani na walkę z Czarnymi. Oczywiście, trzeba podkreślić, że popełniliśmy masę głupich błędów nie tylko w pierwszym, ale również w drugim i trzecim secie. Myślę, że wynikało to z faktu, że siatkarze nie byli skoncentrowani na sto procent. Być może się mylę, ale taka jest moja opinia. Muszę porozmawiać o tym z moimi zawodnikami, ja sam też muszę zrozumieć, dlaczego nie jesteśmy skoncentrowani od początku do końca.
[ad=rectangle]
Po waszym świetnym otwarciu pewnie znaczna część kibiców podejrzewała, że będzie szybkie 3:0, ale w drugą stronę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale na zagrywkę poszedł Lukas Kampa i w pierwszej akcji popełniliśmy błąd w ataku. Michał Łasko dostał wysoką piłkę do czwartej strefy i posłał ją daleko w aut. Później niedokładnie przyjęliśmy i przechodzącą wykorzystał Wojciech Żaliński, w trzeciej akcji Kampa popisał się asem serwisowym. Poprosiłem o czas, ale nie wybiło to radomskiego rozgrywającego z rytmu, znowu zagrał bardzo dobrze. W całym spotkaniu decydująca była właśnie koncentracja, obie drużyny popełniły podobną liczbę błędów, w asach serwisowych był remis. Problem polegał na tym, że moja drużyna nie wykorzystała swoich szans. Wszystkie sety kończyły się wynikiem 25:22, w decydującej partii mogliśmy doprowadzić do stanu 24:23, a jak się skończyło, wszyscy wiedzą. Nie da się nie popełniać błędów. I nie chodzi o moment, w którym go popełniasz, a o rodzaj pomyłki. Są takie sytuacje, w których po prostu nie wolno się mylić. Możesz popełnić błąd, gdy chcesz uderzyć piłkę po palcach blokujących, ale nie wtedy, gdy próbujesz zaatakować w pierwszy metr.
Po ostatnim spotkaniu, gdzie Czarni przegrali z Asseco Resovią Rzeszów dopiero po tie-breaku, był pan chyba przygotowany, że pojedynek z Czarnymi może nie należeć do najłatwiejszych?
- Faktycznie, radomianie zagrali wtedy bardzo dobrze, z ogromną wolą walki, naciskali na przeciwnika. A Resovia na początku nie pokazała pełni swoich możliwości, Czarni to wykorzystali i od razu objęli prowadzenie. Drugi set przecież też był bardzo zacięty i niewiele brakowało, a byłoby już 2:0. W trzecim secie radomianie wygrali do 19, w czwartym przegrali już do 14. Dlaczego? Bo Resovia wreszcie zaczęła grać swoją siatkówkę. Przeciwko zespołowi z Radomia to bardzo duże ryzyko, żeby wejść na najwyższe obroty dopiero w tym momencie meczu.
Widziałam, że przed meczem kilka razy obszedł pan halę. Czy to ze względu na jej specyfikę?
- Nie, nie chodzę po hali, bo jestem w Radomiu czy w Jastrzębiu. W moim zachowaniu nie ma nic nadzwyczajnego, potrzebuję zebrać myśli, wszystko poukładać w głowie. Można powiedzieć, że jestem dziwny, ale taki mam rytuał. Taki jest Roberto Piazza, nie będę zmieniać tego zachowania. Czasami nawet ze sobą rozmawiam, bo chcę po prostu wszystko zapamiętać. Staram się znaleźć rozwiązanie, choć oczywiście nie zawsze mi się to udaje. W meczu z Czarnymi nie wyszło. Zmieniłem i rozgrywającego, i atakującego, ale nie przyniosło to zamierzonych rezultatów, wynik każdej z partii był identyczny.
Musi pan przyznać, że emocji w tym spotkaniu nie brakowało.
- Tak, spotkanie było emocjonujące, ale tylko dla gospodarzy. Ja byłem po prostu zły. Dla mnie emocje są wtedy, gdy mam gęsią skórkę, a w tym spotkaniu nie miałem jej z całą pewnością.
Zapytam w takim razie o Ligę Mistrzów. W kolejnej rundzie waszym rywalem będzie Sir Safety Perugia. Jest pan zadowolony z losowania?
- To bardzo mocny zespół, ale to nie jest niespodzianka, fazę grupową zakończył na pierwszym miejscu. Myślę, że byłbym bardziej zadowolony, gdybyśmy trafili na Tomis Constanta. Mogliśmy trafić jednak o wiele gorzej, np. Zenit Kazań czy Biełogorie Biełgorod. Obie ekipy są zdecydowanie mocniejsze od Sir Safety Perugia. Trzeba postawić sprawę jasno, czeka nas bardzo trudny pojedynek z włoską drużyną. Myślę jednak, że moja drużyna jest w stanie zagrać na bardzo zbliżonym poziomie. Mamy dużą szansę, ale jeśli zaprezentujemy się tak, jak w meczu z Czarnymi, to trudno o dobry wynik.
Dużo się mówi teraz o natężeniu spotkań w PlusLidze. Czy słabsza dyspozycja pana podopiecznych w sobotnim meczu wynika z faktu, że gracie jednocześnie na trzech frontach?
- Gramy w Lidze Mistrzów, w PlusLidze i Pucharze Polski, ale inne drużyny też biorą udział w tych rozgrywkach. Rozegraliśmy o sześć spotkań więcej, czy to tak dużo? Nie. Chcesz rozmawiać o NBA? Tam grają po 88 meczów w sezonie! Musisz być gotowy mentalnie. Drugą sprawą są nieustanne wymówki: że gramy dużo, że jesteśmy zmęczeni. Nie można mówić takich rzeczy, nie można szukać usprawiedliwienia!
Na pewno byłoby łatwiej, gdyby miał pan do dyspozycji wszystkich zawodników. Jak wygląda sytuacja zdrowotna?
- Denis Kaliberda sezon ma już za sobą. Doznał kontuzji w pierwszym spotkaniu przeciwko BBTS-owi Bielsko-Biała, w drugim secie tego pojedynku doznał urazu barku. Zabieg przeszedł 16 grudnia, więc nie ma możliwości, żeby w najbliższym czasie był w stanie nam pomóc. Jeśli chodzi o Zbyszka Bartmana, w przyszłym tygodniu ma kontrolę, musimy poczekać, co powiedzą lekarze.