Za Nikolą Grbiciem pójdziemy w ogień - rozmowa z Aleksandarem Atanasijeviciem, atakującym Sir Safety Perugia

Sir Safety Perugia z reprezentantem Serbii w składzie pokonała Jastrzębski Węgiel. Doskonale znany w Polsce zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiadał o grze w klubie i kadrze.

Ola Piskorska: Sporo się zmieniło w twoim klubie w porównaniu z poprzednim sezonem, jak oceniasz te zmiany?

Aleksandar Atanasijević: Na pewno dla zespołu to jest bardzo trudne, kiedy odchodzi kilku zawodników i to szóstkowych, a na ich miejsce przychodzą nowi. I do tego jeszcze zmienia się trener. Ale uważam, że i tak jesteśmy mocną drużyną z dużym potencjałem. W lidze idzie nam nieco gorzej w tym sezonie niż w poprzednim, choć jak na liczbę zmian to i tak mamy dobre wyniki. Rok temu byliśmy na trzecim miejscu, teraz oscylujemy wokół czwartego, piątego. A do tego na razie idzie nam bardzo dobrze w Lidze Mistrzów, wygraliśmy swoją niełatwą grupę, w której był też Halkbank Ankara. Dlatego oceniając sezon na ten moment jestem zadowolony, ale teraz zaczyna się najważniejsze granie. Mam nadzieję, że jeszcze poprawimy swoją grę.
[ad=rectangle]
Jak ci się współpracuje z Luciano De Cecco? W minionym sezonie waszym rozgrywającym był Mitić.

- Z Mihajlo grałem od kiedy pamiętam, przechodziliśmy razem przez wszystkie rozgrywki reprezentacyjne, bo jesteśmy z tego samego rocznika. Chyba z nikim nie jestem tak zgrany jak z nim, ja wiem nawet kiedy i jak on oddycha (śmiech). Dlatego w poprzednim sezonie nie było najmniejszego problemu, kiedy przyjechałem do Perugii dopiero po mistrzostwach U23 w Brazylii. Na pewno z Mihajlo było mi z tego powodu łatwiej, ale Luciano to jest jednak inna półka. To jeden z najlepszych rozgrywających na świecie, który ma doświadczenie i umie grać w siatkówkę na najwyższym poziomie. Do tego jest niezwykle kreatywny i nieprzewidywalny, co bardzo utrudnia rywalom czytanie naszej gry i dzięki temu nam, atakującym, gra się łatwiej.

Jego sposób rozgrywania jest dość specyficzny, długo się z nim zgrywałeś?

- To nie ja się z nim zgrywałem, to on ze mną musiał się zgrać, bo to jest zadanie rozgrywającego. I bardzo szybko się nauczył, jakie piłki lubię i dostarcza mi je prawie zawsze idealne. Świetnie mi się z nim współpracuje i bardzo się cieszę, że Luciano ma kontrakt podpisany na trzy lata w Perugii, tak samo jak ja.

A co powiesz o nowym trenerze?

- Nikola ma na pewno trudne zadanie, bo przejął zespół po Slobodanie Kovacu, który osiągnął ogromny sukces, doprowadził nas do finału Pucharu Włoch i do finału mistrzostw kraju. Ale dobrze sobie radzi z presją. Muszę powiedzieć, że jako trener jest podobny do tego, jaki był jako zawodnik. Wie dobrze, jak prowadzić treningi, wie jak prowadzić zawodników w czasie meczów. Jest spokojny, bardzo dużo widzi z tego, co się dzieje na boisku i dobrze analizuje grę rywala i naszą. Mimo że dopiero zaczyna, to moim zdaniem ma zadatki na jednego z najlepszych trenerów na świecie, bardzo dobrze mi się z nim pracuje.

Czyli jesteś zadowolony, że będzie twoim trenerem również w reprezentacji?

- Oczywiście! Niektórzy sugerowali, że powinniśmy zatrudnić jakiegoś trenera z zagranicy, ale po co zatrudniać obcokrajowca, jeżeli możemy pracować z bardzo wybitnym Serbem, który był wspaniałym zawodnikiem i ikoną naszej reprezentacji.

Ale on dopiero zaczyna pracę jako trener.

- To nie ma znaczenia. Nikola, nawet kiedy był rozgrywającym, to myślał i zachowywał się jak trener. Jest niezwykle ważne, żeby naszym trenerem w reprezentacji był ktoś, kogo szanujemy, a nawet podziwiamy. Ktoś, komu ufamy i za kim jesteśmy gotowi pójść w ogień. I Nikola jest kimś takim, bo wszyscy wiemy, co osiągnął jako zawodnik i co dał serbskiej siatkówce. On wie, jak wygrywać i jak zdobywać medale i liczę na to, że on nam wskaże drogę do sukcesów. Bo jesteśmy młodym zespołem z bardzo dużym potencjałem, ale brakuje nam doświadczenia i ogrania w tych najważniejszych meczach.

Do reprezentacji wrócimy, ale na razie jeszcze spytam cię o Perugię. Czy miejsce zajmowane obecnie w tabeli (czwarte/piąte - przyp. red.) twoim zdaniem dobrze odzwierciedla waszą pozycję w lidze? Bo z czołową trójką wszystkie mecze dotąd przegraliście, więc oni są chyba poza waszym zasięgiem.

- Na pewno nie mogę powiedzieć, że jesteśmy lepsi niż czołówka tabeli, bo rzeczywiście z nimi regularnie przegrywamy. Teraz walczymy i w tabeli i w bezpośrednich meczach z zespołem z Werony, ale spodziewam się, że na koniec fazy zasadniczej będziemy minimum na czwartym miejscu. Bo mamy już za sobą wszystkie trudne mecze, została nam tylko starcie z Lube, a pozostałe spotkania są z zespołami wyraźnie słabszymi od nas. Werona gra jeszcze z całą czołówką, więc na pewno nie zdobędzie tylu punktów co my. A jeżeli jakiś zespół z czuba tabeli gdzieś się potknie, to my mamy szansę nawet na trzecie miejsce przed play-offami. Poza tym faza zasadnicza jest mniej istotna, co dobrze pokazaliśmy w minionym sezonie. Zagraliśmy świetnie play-off i zakończyliśmy sezon jako srebrni medaliści. W półfinale trzykrotnie pokonaliśmy drużynę z Piacenzy, z którą nie wygraliśmy ani razu w fazie zasadniczej. W tym roku też możemy jeszcze sprawić niespodziankę. Myślę, że stać nas na wygranie z każdym.

Ale nie powiesz mi, że waszym celem w tym sezonie jest mistrzostwo kraju?

- Dlaczego nie? Może nazwiesz mnie przesadnie ambitnym, ale dla mnie jest. Uważam, że różnice między najlepszymi zespołami w lidze są minimalne i każdy z nich ma szanse na scudetto. I jeżeli zagramy swoją najlepszą siatkówkę, to możemy to trofeum zdobyć. Ja to w każdym razie głęboko wierzę. Ale o tym będę myślał dopiero za jakiś czas, bo teraz przed nami bardzo ważny moment sezonu.

Play-off 12 Ligi Mistrzów?

- Tak, dwumecz z Jastrzębskim Węglem. Musimy awansować dalej i to jest dla nas bardzo ważne. Klub z Perugii nigdy nie był w Final Four Ligi Mistrzów i to by było historyczne osiągnięcie, gdybyśmy dotarli do Berlina. Ale w następnej rundzie z kim nie zagramy, to nie będziemy faworytem, natomiast teraz musimy wygrać.

Jesteś zadowolony z losowania Ligi Mistrzów?

- Zadowolony to bardzo mało powiedziane (śmiech). Jastrzębie to bardzo mocny zespół, ale z powodu problemów zdrowotnych nie gra tak dobrze, jak mógłby. Oczywiście, to nadal jest bardzo trudny rywal, ale ponieważ ma kłopoty, to mamy większe szanse z nim wygrać. Jeżeli zagramy na naszym wysokim poziomie i to co potrafimy, to uważam, że możemy z nimi wygrać i awansować dalej. A potem albo Lube Treia albo PGE Skra Bełchatów i po pierwszym ich meczu chyba bardziej jednak Skra (śmiech).

Byłeś zaskoczony tym, jak łatwo PGE Skra wygrała we Włoszech?

- Jasne! Spodziewałem się znacznie bardziej zaciętego meczu, jak pewnie wszyscy, i wcale nie byłem pewien, kto wygra. Skra zagrała wspaniale.

Chciałbyś zagrać przeciwko PGE Skrze w następnej rundzie?

- Nawet nie wiesz jak bardzo (śmiech). Jak już mówiłem wielokrotnie, Skra na zawsze ma specjalne miejsce w moim sercu, bo przyjechałem do nich jako nieopierzony zawodnik bez doświadczenia w poważnej siatkówce, a oni otoczyli mnie wspaniałą opieką i dali mi wszystko, czego potrzebowałem do rozwoju. Zawsze będę im za to wdzięczny, bo bez tych sezonów w Bełchatowie nie byłbym tym, kim jestem teraz. Ale stając po drugiej stronie siatki bardzo chciałbym się pokazać z jak najlepszej strony i wygrać. Poza tym bardzo chcę dotrzeć do półfinałów w Berlinie, więc mam silną motywację.

Wracając do reprezentacji Serbii, co było twoim zdaniem przyczyną niezbyt udanego występu na mistrzostwach świata?

- Mogłaś spokojnie powiedzieć "bardzo nieudanego", to by lepiej pasowało. W długich turniejach czasem trudno określić, dlaczego jeden zespół osiągnął sukces, a inny nie, to jest zawsze zlepek różnych czynników. Na przykład w 2011 zdobyliśmy tytuł mistrza Europy, choć nie byliśmy faworytem i nie mieliśmy najmocniejszej drużyny. Ale wtedy mieliśmy wolę walki i przede wszystkim taką pozytywną energię w zespole, która nas łączyła i doprowadziła nas do zwycięstwa. Na ostatnich mistrzostwach tego nie było, nie czuliśmy radości czy nawet euforii, która zwykle towarzyszy na takich imprezach. Nie było w nas radości z gry i myślę, że to był jeden z głównych powodów. Poza tym nie mieliśmy trenera od przygotowania fizycznego i sądzę, że byliśmy po prostu nieprzygotowani do turnieju. Na same mistrzostwa przyjechaliśmy nawet bez fizjoterapeuty, bardziej jak jakiś zespół z ulicy niż taki, który ma walczyć o medale. Ale jestem pewien, że teraz to się zmieni. Jak drużyna ma bić się o najwyższe cele to musi mieć najlepsze warunki podczas przygotowań, bo każdy aspekt jest ważny.

Czy dotkliwa porażka w meczu otwarcia też miała wpływ na wasze dalsze występy?

- Porażka była owszem dotkliwa, ale to był tylko jeden mecz. Bardziej żałowałem, że nie dostosowaliśmy się poziomem naszej gry do tego wielkiego wspaniałego spektaklu siatkarskiego, jakim był mecz otwarcia. Tym kibicom należało się emocjonujące pięć setów, a nie takie brzydkie w naszym wykonaniu trzy (śmiech). Chcę, żebyśmy jak najszybciej zapomnieli o tamtym meczu i w ogóle mistrzostwach świata, bo naszą reprezentację stać na o wiele więcej. Czas, żebyśmy pokazali nasz potencjał i zaczęli zdobywać trofea. Wszyscy nasi zawodnicy grają w bardzo dobrych europejskich klubach, zwykle w podstawowym składzie, więc z każdym kolejnym sezonem stać nas na więcej. Patrząc po graczach i ich indywidualnych osiągnięciach to teoretycznie jesteśmy najmocniejsi na świecie, więc najwyższa pora, żeby to się przełożyło na wyniki reprezentacji.

W Jastrzębiu-Zdroju rozmawiała Ola Piskorska

Źródło artykułu: