W przypadku sobotniego starcia klubów z Łodzi i Sopotu poważnie brano pod uwagę niespodziankę w postaci zwycięstwa ekipy z włókienniczego miasta. Pozostawało pytanie, na ile ambicja Budowlanych pod wodzą młodego Błażeja Krzyształowicza i trenera-koordynatora Jacka Nawrockiego zda się wobec doskonale działającego kolektywu Lorenzo Micelliego, którego głównymi atutami od wielu spotkań były dokładna zagrywka i organizacja gry na siatce. Poza tym historia starć sopocko-łódzkich była wyraźnie niekorzystna dla triumfatora Pucharu Polski sprzed pięciu lat.
[ad=rectangle]
Początek meczu był obiecujący dla łodzianek, które dobrze reagowały w akcjach ze środka siatki, ale szybko dała znać o sobie ofensywna siła Atomu w osobie Katarzyny Zaroślińskiej. Była zawodniczka Budowlanych popisywała się skutecznością zarówno na prawym skrzydle, jak i w polu zagrywki: poza tym często o losach akcji decydowały pojedyncze, złe lub dobre decyzje podejmowane w ułamku sekundy.
Przewaga brązowych medalistek mistrzostw Polski rosła z każdą wymianą, głównie z powodu większych możliwości faworytek w grze ofensywnej. Poza tym drużyna Krzyształowicza dawała się zaskakiwać w akcjach sytuacyjnych i traciła niepotrzebnie punkty po niepewnych odbiorach zagrywki. Starania Sanji Popović spełzały na niczym wobec doskonale odczytującej jej zamiary Charlotte Leys, a kryzys liderki pociągnął za sobą kryzys całej łódzkiej kadry. Losów seta nie mogła już odmienić nawet niezła seria serwisów Eweliny Sieczki.
Drugiego seta rozpoczęła od początku 20-letnia Martyna Grajber, która wcześniej pokazała się z niezłej strony jako zmienniczka Doroty Ściurki. Atomowy blok nie przestawał utrudniać życia rywalkom, poza tym wysoki poziom gry utrzymywała Belgijka Leys. Budowlane starały się o jak najbardziej zaskakujące rozwiązania taktyczne, poza tym nieoceniona w bloku była Gabriela Polańska, mimo to przewaga lepiej atakujących Atomówek pozostawała bezdyskusyjna. Gdy do tego doszły częste nieporozumienia Magdaleny Śliwy z koleżankami z zespołu, stało się jasne, że kibiców w Hali Azoty czeka powtórka z pierwszego seta. Ewelina Sieczka znów dawała sygnał do pobudki i podjęcia walki, godnie rywalizując z wysokim blokiem przeciwnika, ale po serii zagrywek Mai Tokarskiej nikt nie miał wątpliwości, jak zakończy się ta partia.
Zespół Micellego dopadł spadek koncentracji po dwóch gładko wygranych setach i tym należy tłumaczyć prowadzenie 5:1 Budowlanych, w którym spory udział miała pewna ręka Popović. Po reprymendzie od włoskiego szkoleniowca Atomówki włączyły wyższy bieg i zmuszały rywalki do błędów, co pozwoliło im na dogonienie łodzianek. Tym razem nie oznaczało to zdominowania podopiecznych trenera Krzyształowicza: walka toczyła się punkt za punkt, a Budowlane w końcu zaczęły grać mądrze blokiem i wyblokiem, co pozwoliło im dorównać do przeciwnika. Sopocianki odpowiedziały wzmocnieniem "ściany" na lewym skrzydle i błyskotliwymi kontrami, w których brylowała zwłaszcza Kaczorowska. Poza tym nadmorski zespół szybko wybił łódzkiej ekipie z głowy marzenia o przedłużeniu spotkania serią efektownych bloków. Mecz zakończyła Charlotte Leys, która zdecydowanie zbiła piłkę między blokujące a siatkę.
Budowlani Łódź - PGE Atom Trefl Sopot 0:3 (16:25, 12:25, 19:25)
Budowlani: Śliwa, Polańska, Ściurka, Popović, Pycia, Sieczka, Courtois (libero) oraz Kajzer, Grajber, Sikorska
Atom: Tokarska, Leys, Bełcik, Cooper, Kaczorowska, Zaroślińska, Durajczyk (libero)