Zatrudnienie Lorenzo Bernardiego w roli szkoleniowca, sprowadzenie do zespołu Michała Kubiaka i Marcina Możdżonka. Do tego utrzymanie w składzie Cwetana Sokołowa i Osmany Juantorenę. To wszystko miało pozwolić Halkbankowi Ankara sięgnąć po triumf w Lidze Mistrzów. Po dwumeczu w 1/3 finału z Zenitem Kazań turecki klub musi odłożyć swoje marzenia przynajmniej o rok.
[ad=rectangle]
Szymon Łożyński: Po spotkaniu rewanżowym z Zenitem Kazań można stwierdzić, że z podniesioną głową odpadliście z Ligi Mistrzów.
Marcin Możdżonek:
Sen o finale prysnął niczym bańka mydlana. Musimy przełknąć tę gorzką pigułkę i wrócić do jak najlepszej gry, co się powoli nam udaje. W ostatniej kolejce ligowej pokonaliśmy 3:1 Fenerbahce Stambuł. Co do starcia z Zenitem, owszem walczyliśmy, ale zabrakło zimnej krwi i wyrachowania. Mieliśmy ich w garści i złoty set był na wyciągnięcie ręki, lecz sami wypuściliśmy tę szansę z rąk. Jesteśmy zawiedzeni.
Kluczowy czwarty set przegraliście przez problemy z przyjęciem zagrywki?
- To właśnie ta partia była wypuszczona z rąk szansą. Inicjatywa cały czas należała do nas i nie potrafiliśmy udźwignąć presji. Siatkarze Zenitu serwowali dobrze w tej partii, ale potrafiliśmy sobie z tym poradzić. To inne błędy zadecydowały o przegranej.
Czy kontuzja Kubańczyka Juantoreny była główną przyczyną porażki w dwumeczu? Straciliście bardzo mocne ogniwo na siatce w kluczowym momencie sezonu.
- Brak Osmany'ego był i jest odczuwalny. To boiskowy lider z krwi i kości. Strata gracza takiego formatu byłaby bolesna dla każdego zespołu. Mimo to, nie licząc spotkania w Rosji, graliśmy dobrze. Bez Kubańczyka, moim zdaniem, byliśmy w stanie zajść aż do finału.
Co dalej jeśli chodzi o Osmana Juantorenę. Wróci jeszcze do gry w tym sezonie?
- Jest szansa na powrót Juantoreny na parkiet, ale to będzie zależeć od wyników terapii, którą przechodzi we Włoszech.
Oprócz kontuzji mieliście pecha w losowaniu. Aby dostać się do półfinału musieliście pokonać dwa zespoły, które w moim odczuciu, dysponują jedną z największych sił rażenia na siatce w Europie.
- Pana zdanie podziela wiele osób. Droga do finału nie była usłana różami, chodź tak naprawdę nigdy nie jest. Trafiliśmy na dwa bardzo dobre zespoły, dysponujące imponującymi atakującymi. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że aby wygrać Ligę Mistrzów to trzeba prędzej czy później zmierzyć się z najlepszymi. W naszym przypadku było to wcześniej.
W rewanżowym starciu w drugim secie został pan zmieniony przez Emre Batura. Jak pan oceni swoją grę w tym spotkaniu i w pierwszym starciu?
- W dzisiejszej siatkówce rotacji nie uniknie się. To trener odpowiada za wynik i on bierze pełną odpowiedzialność za poczynania drużyny. Nie wypada mi komentować czy ta zmiana była słuszna, czy też nie.
Jak włodarze klubu zareagowali na odpadnięcie z Ligi Mistrzów? Były jakieś nerwowe ruchy?
- Mieliśmy jasno postawione cele przed sezonem. Wszyscy tutaj wiedzą dlaczego nie awansowaliśmy. Sezon się jeszcze nie skończył. Mamy przed sobą Puchar Turcji i walkę o mistrzostwo kraju. Nikt nie wykonuje nerwowych ruchów. Po sezonie
przyjdzie czas na głębsze analizy i podsumowania.
Jak pan oceni sukces polskich klubów? PGE Skra i Asseco Resovia po raz pierwszy w historii zmierzą się w półfinale Ligi Mistrzów.
- To wielka sprawa. Proszę mi wierzyć, że niełatwo jest tam awansować. Final Four to będzie kolejne już święto polskiej siatkówki i cieszmy się z tego. Jestem przekonany, że oba nasze zespoły wrócą do kraju z medalami!
Jednym z argumentów przejścia do tureckiego zespołu była szansa spełnienia marzenia, czyli wygrania Ligi Mistrzów. W tym sezonie się to nie udało, ale kolejne rozgrywki przed panem. Jak wygląda przyszłość klubowa Marcina Możdżonka?
- W tym sezonie nie udało się zdobyć wymarzonego trofeum, ale kto wie co przyniosą kolejne. Najbliższy czas pokaże w którą stronę mnie los pokieruje.
Wielkimi krokami zbliża się sezon reprezentacyjny. Zobaczymy pana w tym roku w barwach reprezentacji Polski?
- Jak każdy z polskich siatkarzy chciałbym odegrać swoją rolę w sezonie reprezentacyjnym. Rozmawiałem z trenerem Antigą i jestem w dobrej myśli co do mojego powołania.