Niektórzy chyba nas zlekceważyli - rozmowa z Robem Bontje, środkowym Berlin Recycling Volleys

Holenderski środkowy przyznaje, że, wbrew niektórym opiniom, siatkarze Berlin Recycling Volleys byli przekonani o swoich szansach na zdobycie medalu w Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów.

Agata Kołacz: Przed fazą play-off powiedziałeś, że w Final Four Ligi Mistrzów zagrają zespoły z Polski, Rosji i Włoch. Czy byłeś zaskoczony ostatecznym składem?

Rob Bontje: Zenit Kazań podczas tego turnieju pokazał, że jest zdecydowanie najsilniejszą ekipą. Myślę, że pewną niespodzianką była obecność aż dwóch polskich drużyn. To ogromny sukces dla waszej ligi, zwłaszcza, że w zeszłym roku zdobyliście tytuł mistrza świata. To wszystko teraz procentuje.

Pojedynek Berlin Recycling Volleys z PGE Skrą Bełchatów  o brązowy medal dostarczył wielu emocji. Nieczęsto się zdarza, żeby tie-break kończył się wynikiem 23:21.

- Rzeczywiście mecz był niezwykle zacięty, ale nic dziwnego, skoro jedna z drużyn kończyła zmagania z medalem, a druga na czwartym miejscu. Tym bardziej się cieszymy, że potrafimy rozstrzygać na swoją korzyść ważne spotkania, zwłaszcza, jeśli takich pojedynków nie gra się zbyt często. Wszyscy byli niezwykle podekscytowani, przeżywali to, co się działo na parkiecie. Napięcie odczuwalne było nie tylko wśród zawodników, ale również wśród publiczności czy organizatorów. Obserwowałem, jak każdą akcją emocjonowali się chociażby ludzie z biura, którzy włożyli masę wysiłku w przygotowanie turnieju. W hali dopingowało nas prawie 10 tysięcy kibiców, to nasz wspólny sukces. Bardzo się cieszymy, że mogliśmy im sprawić radość.
[ad=rectangle]
Co twoim zdaniem zadecydowało o zwycięstwie nad bełchatowianami?

- Zazwyczaj mówi się, że wywarło się na rywalu dużą presję w polu serwisowym czy że któryś z zawodników wziął na siebie ciężar gry. Tym razem myślę, że kluczowa okazała się nasza wola walki i atmosfera w drużynie. Podobnie było w meczu z Zenitem, graliśmy po prostu najlepszą siatkówkę, jaką w danym momencie mogliśmy. Momentami to wystarczało i wygrywaliśmy seta, a momentami nie, ale w żadnym momencie się nie poddawaliśmy. Myślę, że to było dla nas najważniejsze i dzięki temu możemy się cieszyć z brązowego medalu. Nie dlatego, że któryś z zawodników rozegrał turniej życia, tylko że od początku do końca byliśmy jednym zespołem.

Nie brakowało głosów, które nie dawały wam zbyt wielu szans na brązowy medal.

- Wydaje mi się, że takie opinie pojawiały się przede wszystkim w Polsce, chyba niektórzy nas zlekceważyli. My wiedzieliśmy, że możemy zdobyć medal. Oczywiście przeciwko Zenitowi Kazań szanse na nasze zwycięstwo były niewielkie. Jeśli chcesz wygrać z drużyną takiego pokroju, musisz się wznieść na wyżyny swoich umiejętności. Myślę, że na dziewięć setów, które rozegraliśmy przez całe Final Four, w ośmiu pokazaliśmy się z naprawdę dobrej strony. Bardzo cieszymy się z medalu, myślę, że można go traktować jako pewną niespodziankę. Nie oznacza to jednak, że zajęcie przez nas trzeciego miejsca było niemożliwe. Również jesteśmy bardzo dobrą drużyną, udowodniliśmy to w trakcie całego turnieju.

- Niektórzy chyba nas zlekceważyli - twierdzi Rob Bontje
- Niektórzy chyba nas zlekceważyli - twierdzi Rob Bontje

Znalazłeś się w drużynie marzeń Final Four. Byłeś tym faktem zaskoczony?

- Nie wiedziałem, że będzie to w takiej formie. Zazwyczaj przyznaje się nagrodę dla najlepszego blokującego czy przyjmującego. Tym razem stworzono z siatkarzy jedną drużynę. Oczywiście takie wyróżnienia są bardzo miłe. Cieszę się, że nie byłem jedynym zawodnikiem z Berlin Recycling Volleys, bo nagrodę fair play otrzymał Scott Touzinsky. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że dla mnie od rozegrania dobrego turnieju czy otrzymania statuetki o wiele ważniejsze jest zdobycie brązowego medalu przez drużynę.

Jesteś jednym ze starszych zawodników podczas tegorocznych finałowych zmagań, więc chyba tym bardziej cieszysz się z wyróżnienia?

- Wiek dla siatkarza jest bardzo ważny. Jak się patrzy na młodych zawodników, jak Wilfredo Leon, który ma bardzo dobre warunki, to niekiedy człowiek robi się zazdrosny (śmiech). Z jednej strony z biegiem lat stajesz się mniej sprawny fizycznie, ale z drugiej strony zyskujesz doświadczenie, które również ma niebagatelne znaczenie. Także na pewno nagroda w moim wieku jest czymś miłym (śmiech). Myślę, że podczas tego turnieju udowodniłem, że wciąż mogę grać na najwyższym poziomie, co jest bardzo dobre dla mnie samego, dla mojej pewności siebie jako zawodnika.

[b]

Czy twoim zdaniem doping niemieckich kibiców różni się od tego, do którego zdążyłeś się przyzwyczaić w PlusLidze?[/b]

- Atmosfera podczas turnieju była niesamowita. W Max-Schmeling Halle rozgrywamy swoje mecze na co dzień, ale dopiero podczas Final Four hala wypełniła się po brzegi. Kibice nie wychodzili po naszych pojedynkach, tylko wracali po przerwie i wspierali inne zespoły. Tak samo było z sympatykami przyjezdnych drużyn, polscy fani byli za nami, gdy graliśmy w półfinale. Trzeba podkreślić, że wszyscy stworzyli wspaniałe siatkarskie widowisko. Dla mnie atmosfera w trakcie Final Four była podobna do tej, która jest znana podczas imprez rozgrywanych w Polsce. Być może są pewne różnice, wynikające z ogromnej popularności siatkówki w waszym kraju. W Polsce ludzie chodzą na każdy mecz, znają wszystkich zawodników. W dużym mieście jak Berlin, sprawa wygląda inaczej. Jeśli spytasz 100 ludzi, to być może tylko 5 będzie wiedziało, że jesteś siatkarzem. Jeśli zapytasz w Polsce, te proporcje będą zupełnie odwrotne. Może właśnie dlatego ludzie są bardziej zaangażowani w kibicowanie.

Myślisz, że dzięki Final Four Ligi Mistrzów siatkówka w Niemczech zyska na popularności?

- W przypadku siatkówki faktycznie można zrobić jeszcze wielki krok do przodu. Największym zainteresowaniem cieszą się dwa kluby: Berlin Recycling Volleys i VfB Friedrichshafen. Podobnie jak w PlusLidze, z każdym rokiem coraz więcej ekip chce znaleźć się w czołówce ligi. A jeśli odnosi się sukcesy, przyciągają one większą liczbę kibiców. Wydaje mi się, że jednak niemiecka siatkówka potrzebuje jeszcze trochę czasu albo właśnie podobnych turniejów, żeby ludzie zaczęli się tym sportem interesować na poważnie.

W zeszłym roku z ekipą Jastrzębskiego Węgla również zająłeś trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. Czy któryś medal jest dla ciebie cenniejszy?

- Nie, zostały bowiem wywalczone w zupełnie innych okolicznościach. W zeszłym roku byłem podstawowym zawodnikiem w fazie grupowej czy w play-offach, gdzie mogłem pomóc drużynie podczas rywalizacji chociażby z Asseco Resovią Rzeszów. Z kolei w Final Four w Ankarze nie miałem okazji do gry, dlatego było to dla mnie trudne, bo nagle stałem się 13 czy 14 zawodnikiem. W tym sezonie nie musieliśmy rozgrywać play-offów, jako gospodarz mieliśmy zapewnione miejsce i mogliśmy się skupić na przygotowaniu do turnieju. Bardzo się cieszę, że byłem ważną częścią zespołu. Połączenie tych dwóch medali ma więc dla mnie dużą wartość.

Komentarze (0)