Podopieczni Andrei Anastasiego pierwszego spotkania finału PlusLigi nie mogą zaliczyć do udanych. Poza ostatnim setem, żółto-czarni w stolicy Podkarpacia nie mieli za wiele kontrargumentów na skuteczną grę Asseco Resovii Rzeszów. - Nie było to nasze najlepsze spotkanie, na pewno potrafimy grać lepiej. Mieliśmy problem z odnalezieniem siebie na boisku. - mówi przyjmujący gdańskiej drużyny Mateusz Mika.
[ad=rectangle]
W trzeciej partii po dobrym otwarciu, przy zagrywkach Wojciecha Grzyba, pomorscy siatkarze stracili przewagę i w końcowym rozrachunku uległa wicemistrzom Polski 3:0. - Resovia nadrobiła starty dobrą zagrywką, ustawiała dobry blok kiedy mieliśmy gorsze przyjęcie. Nie mogliśmy sobie z tym dzisiaj poradzić - mówi pierwszoplanowy gracz Lotosu.
To właśnie serwis był kluczem do tak wysokiego zwycięstwa Pasów. - Asseco Resovia bardzo dobrze zagrywała. Jest z tego znana i w lidze, i w Europie. Ale nie wszystkie zagrywki, które nam wpadały były nie do podbicia. Wydaje mi się, że pierwsze dwa sety przegraliśmy tym elementem. W pierwszej partii wpadło nam bardzo dużo piłek, w drugim pewnie trochę mniej, a w trzecim na "jako takim" poziomie w tym przyjęciu zagraliśmy. Będziemy pracować nad tym elementem, aby ustabilizować to przyjęcie i żebyśmy rozgrywali a nie wystawiali tak jak to było w meczu - podkreślił 24-latek, który spotkanie zakończył ze zdobyczą 6 punktów i 21 proc. skuteczności w ataku.
Finałowa rywalizacja trwa do trzech wygranych spotkań. Kolejne zostanie rozegrane w Gdańsku, 24 kwietnia. Najważniejsze dla siatkarzy prowadzonych przez włoskiego szkoleniowca będzie zapomnienie o środowych wydarzeniach z Hali Podpromie. - Przegraliśmy pierwszy mecz, ale dalej wierzymy. Choć nie jesteśmy w najlepszych humorach, mamy jeszcze sporo pracy. Co prawda po drodze jest jeszcze Puchar Polski, ale mimo to będziemy mieć później trochę czasu na pracę i będziemy chcieli pokazać się z lepszej strony - kończy Mika.