Takich ofert się nie odrzuca - rozmowa z Jakubem Bednarukiem, trenerem AZS PW oraz reprezentacji Polski juniorów

Szkoleniowiec stołecznej ekipy obejmuje kadrę polskich juniorów po Jacku Nawrockim. Już w maju czekają go kwalifikacje do mistrzostw świata.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Ola Piskorska: Długo się zastanawiałeś po otrzymaniu propozycji od PZPS?

Jakub Bednaruk: Przede wszystkim musiałem się zapytać o zgodę zarządu mojego klubu, czy oni nie widzą w tym problemu. To było najważniejsze, bo dla mnie samego było oczywiste, że takie propozycje przyjmuje się automatycznie, bez wahania. Dostałem pozwolenie z klubu i dałem pozytywną odpowiedź związkowi.
Dlaczego to było takie oczywiste, że należy ją przyjąć?

- A znasz jakiegokolwiek trenera w Polsce, który by odmówił? Dlaczego miałbym odmawiać? To jest wspaniała możliwość pracy z utalentowanymi ludźmi i awansu do mistrzostw świata juniorów. Takich ofert się nie odrzuca. Każdy szkoleniowiec o takich propozycjach marzy. Oczywiście zdaję sobie sprawę z trudności, jakie mnie czekają, których trochę jest, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym odmówić.

Ale to nie jest tak jak w seniorskiej kadrze, że kandydatów do reprezentacji oglądasz cały rok i jesteś na bieżąco z ich poziomem i dokonaniami. Poza tymi grającymi w Warszawie wielu ich nie widziałeś, to dla ciebie trochę nieznany temat.

- Jasne, ale Jacek Nawrocki mi pomógł przy powołaniach. On był ich szkoleniowcem dotychczas, tylko nie jest w stanie tego połączyć z żeńską reprezentacją Polski. Dlatego PZPS zaczął szukać jego następcy i musiał go znaleźć szybko. I zależało im na tym, żeby to był trener z PlusLigi, a nie od juniorów. Moim atutem na pewno było to, że ostatni sezon pracowałem z młodymi, przecież aż pięciu z dwunastu powołanych to chłopcy z Politechniki. Poza tym myślę, że nasz dobry wynik z tego sezonu zaważył na wyborze mojej kandydatury, pokazaliśmy, że z młodymi ludźmi też można wygrywać.

Praca trenera reprezentacji juniorów różni się mocno od klubowego. Dotychczas dostawałeś chłopaków na osiem tygodni przed startem sezonu i potem spokojnie z nimi pracowałeś, teraz macie zgrupowanie i od razu kluczowe kwalifikacje do mistrzostw świata.

- Na pewno jest to coś zupełnie innego. Będziemy mieli 16 dni zgrupowania przed kwalifikacjami i już przygotowuję sobie plan, co wtedy będę chciał z nimi zrobić. Muszę przemyśleć na przykład, co robię zwykle w przygotowaniach przed sezonem, a co zupełnie nie będzie mi potrzebne w tej sytuacji i wszystkie takie rzeczy powyrzucać. Moim celem w sezonie jest piękna gra, a teraz celem jest wygranie turnieju kwalifikacyjnego i już. Możemy grać brzydką, najbrzydszą na świecie wręcz siatkówkę, ale musimy wygrać trzy mecze i to jest jedyne, co się liczy. Będę musiał więc wbrew swoim przekonaniom pewne rzeczy odpuścić, na przykład moje upodobanie do szaleństwa w grze. Jasne, wolałabym mieć trzy miesiące na przygotowania i 28. chłopaków do dyspozycji, ale jest jak jest. I szesnaście dni to wcale nie jest tak mało.

Jak przygotowałeś listę powołanych? Twój wyjazd na mistrzostwa Polski juniorów wpłynął na skład kadry?

- Wiele pomógł mi Jacek Nawrocki, który doskonale zna tych chłopaków. A pobyt w Częstochowie zmienił moją decyzję co do dwóch zawodników z Gdańska, którzy wcześniej byli w szerokim kręgu zainteresowań, ale nie na liście. Po obejrzeniu finałów MPJ zdecydowałem się ich powołać. Nie tylko zresztą po obejrzeniu, wiele czasu w Częstochowie spędziłem na rozmowach z ludźmi, którzy na co dzień pracują z tą młodzieżą i słuchaniu ich opinii. Poza tym na MPJ nie było tak wielu zawodników z rocznika 95, który mnie głównie interesuje, bo oni grają już w PlusLidze i pierwszej lidze. Nie powołałem też nikogo z mistrzowskiej drużyny, czyli Jastrzębskiego Węgla, bo oni byli świetni jako całość, ale nie wyróżniali się indywidualnie.

Powołania to pierwszy krok, jakie będą następne? Masz już sztab?

- Związek zaproponował mi na asystenta Wojtka Serafina i ja się od razu z przyjemnością zgodziłem, bo to świetny wybór. To dobry trener, znamy się, lubimy i dobrze się dogadujemy. Reszta sztabu będzie z Warszawy, dlatego, że im ufam i że z nimi pracuję na co dzień. Są wysokiej klasy fachowcami, a poza tym nie mamy tyle czasu, żeby wszystko od zera sobie tłumaczyć. Mój statystyk z Politechniki doskonale wie, czego ja potrzebuję i rozumie mnie w pół słowa. Trener od przygotowania fizycznego pracował cały rok z piątką juniorów, więc zna ich organizmy bardzo dobrze. Tak samo nasz fizjoterapeuta, który poza tym mimo swojej trzydziestki świetnie się dogaduje z młodymi ludźmi, chyba nawet lepiej niż ze mną. Cieszę się, że i związek i władze mojego klubu się zgodziły na to rozwiązanie.
Pięciu z powołanych juniorów było w tym sezonie zawodnikami AZS PW Pięciu z powołanych juniorów było w tym sezonie zawodnikami AZS PW
Co dalej?

- Jak zaczniemy zgrupowanie, to chciałbym jak najszybciej ustalić sobie pierwszą szóstkę spośród chłopaków, bo nie mamy czasu na zgrywanie się.

Dwóch z twoich juniorów, Szalpuk i Śliwka, dostało w tym roku powołania do kadry A, do kadry B oraz do kadry juniorskiej. Nie będzie problemów z tym, żeby przyjechali na zgrupowanie i grali w kwalifikacjach?

- Zastanawiałem się, czy do kadry piłkarskiej też nie dostaną (śmiech). To może być problem w sierpniu przy mistrzostwach świata, jeżeli się zakwalifikujemy, bo moja reprezentacja jest najmniej ważna, ale uzgodniliśmy, że na czas do kwalifikacji są do mojej dyspozycji. Na pewno Olek Śliwka będzie potrzebował jakiejś przerwy na naprawienie zdrowia, choć widzę, że jest przewidziany do grania i w Lidze Światowej i w Igrzyskach Europejskich w Baku, a przecież grał cały sezon w klubie. Myślę, że obaj moi zawodnicy bardziej by się martwili, gdyby nie dostali żadnego powołania, niż tym, że dostali aż trzy.

Gracie trzy mecze w turnieju kwalifikacyjnym, wiecie już cokolwiek o swoich przeciwnikach?

- Trudno nawet powiedzieć, co mielibyśmy oglądać, bo ostatni raz wszystkie te zespoły grały prawie rok temu w Brnie na mistrzostwach Europy juniorów. Nie ma sensu skupiać się na przeciwnikach, trzeba się zająć naszą grą i przygotowaniem jakichś rozwiązań taktycznych, które będziemy dopasowywać do rywala w trakcie meczu. Dodatkową kwestią jest to, jakim składem przyjadą Włosi i Francuzi, którzy mają już awans na mistrzostwa świata z rankingu.

Czyli gracie turniej o awans na mistrzostwa świata i dwie z czterech drużyn już go mają?

- Tak, CEV mnie nieustannie zaskakuje. My i Austriacy nie mamy awansu i musimy wygrać turniej, żeby go uzyskać. Miejsce Francuzów i Włochów nie ma znaczenia. Jeżeli to któraś z tych ekip wygra kwalifikacje, to wtedy brakujący zespół wejdzie z kolejności w rankingu, nie z naszego turnieju. Dlatego może się tak zdarzyć, że Włosi i Francuzi przyjadą w słabszych składach, mogą też zagrać gorzej. Z drugiej strony mogą grać sobie bez presji i będą niebezpieczni. Z trzeciej, może myśląc przyszłościowo uznają, że wolą w turnieju finałowym mieć Austriaków niż Polaków. Same niewiadome. Dlatego skupimy się na własnej grze.

To na koniec powiedz mi czy to jest pierwszy krok w kierunku zostania trenerem reprezentacji seniorów Polski?

- Nie ma w Polsce trenera, który by nie chciał być trenerem reprezentacji narodowej. Każdy z nas o tym marzy, ale zaprzątanie sobie tym głowy teraz jest bez sensu. Jeżeli Stephane Antiga będzie nim przez następne trzydzieści lat, to będę go całkowicie wspierał. Nie czekam na jego potknięcie i nie planuję jak zająć jego miejsce, bo to byłoby szkodliwe marnowanie czasu. Teraz skupiam się na tym, jak wygrać kwalifikacje do mistrzostw świata juniorów i na swoim klubie.

Rozmawiała Ola Piskorska

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×