Lotos Trefl Gdańsk dzielnie walczył w drugim meczu finałowym PlusLigi, ale ostatecznie lepsi okazali się podopieczni Andrzeja Kowala. Po spotkaniu sporo dyskutowało się między innymi o kontrowersyjnej decyzji sędziowskiej z czwartej partii, która była korzystna dla gospodarzy.
[ad=rectangle]
- Sędzia pomaga i jednej i drugiej drużynie. Nie powiedziałbym, że jednego seta wygraliśmy dzięki sędziemu. Gramy na takim poziomie, że nie ma się co usprawiedliwiać, że sędzia komuś pomaga. Rzeszowianie w tym sezonie aspirowali do wygrania wszystkiego. My mieliśmy być w ósemce. Bijemy się jak równy z równym i jest nam niezmiernie przykro, że się nie udało. Zabrakło nam szczęścia w końcówce - mówi Bartosz Gawryszewski.
Pierwsza partia była popisem gry ekipy Andrei Anastasiego. Potem jednak zagrywka rzeszowian robiła różnicę. - Resovia jest na tyle klasowym zespołem, że trzeba się liczyć z tym, że zagrywka jest na najwyższym poziomie. Czegoś tam zabrakło u nas. Czasem szczęście jest po jednej stronie, a czasem po drugiej. Absolutnie nie odbiegamy umiejętnościami od drużyny z Rzeszowa - twierdzi kapitan Lotosu Trefla.
Arcytrudne zadanie czeka gdańszczan w stolicy Podkarpacia. Ostatniej porażki w PlusLidze we własnej hali, Asseco Resovia Rzeszów doznała w grudniu ubiegłego roku. - Podpromie to jest jedno z najcięższych terenów do grania w siatkówkę. Jest tam niesamowity kurnik lub kocioł - różnie to nazywamy - oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zrobimy wszystko, żeby w końcu przerwać tę passę Resovii. W tym sezonie nie ma żadnych reguł, jeśli chodzi o Lotos Trefl Gdańsk. Mam nadzieję, że jeszcze tę rywalizację przeniesiemy do Ergo Areny - kończy środkowy, który ma za sobą występy w ekipie Pasów.