Porażka goni porażkę - tak w skrócie można opisać kończący się pomału sezon Orlen Ligi w wykonaniu Pałacu Bydgoszcz. Drużynę prowadziło już trzech trenerów, a jedyne dwa zwycięstwa przypadły na konto aktualnego szkoleniowca. W czwartek siatkarki zespołu z województwa kujawsko-pomorskiego będą chciały odnieść trzecią wiktorię w sezonie. Jeśli wygrają z KSZO Ostrowiec SA za trzy punkty i triumfują w złotym secie, zagrają o miejsce dziewiąte na koniec sezonu.
[ad=rectangle]
[b]
Szymon Łożyński: Po spotkaniu w Ostrowcu Świętokrzyskim stwierdził pan, że podopieczne nie do końca to co prezentują na treningach przekładają na mecz. Z czego to wynika?
Adam Grabowski:[/b]
Przede wszystkim o to trzeba zapytać dziewczyn. Przecież to siatkarki mają blok przed sobą, wyskakują do piłek i w tej danej chwili same muszą podjąć właściwą decyzję. Z mojej strony mogę powiedzieć jaki ma to być atak - plasowany, czy silny i w jakim kierunku, ale wykonanie tego elementu należy już do zawodniczki. Mimo przegranej nie mogę jednak moim podopiecznym zarzucić braku zaangażowania i ambicji.
Same siatkarki mówią w wywiadach, że coraz ciężej gra się im z bagażem porażek. Według nich media widzą tylko wyniki, a nie patrzą na brak doświadczenia większości zawodniczek Pałacu na tym szczeblu rozgrywek
- Doświadczenia nie można w żaden sposób przyspieszyć. Wierzę, że dziewczyny, które solidnie pracują doczekają się spodziewanych efektów. Aspektów dla których przegrywamy i nie możemy się podnieść jest wiele. Można ich szukać, ale będą to bardziej dywagacje akademickie, które nie wyczerpią tematu. Być może dla niektórych z moich podopiecznych jest jeszcze za wcześnie na grę w Orlen Lidze. Po 17 latach pracy w najwyższej klasie rozgrywkowej mam sytuację, że proszę np. o ominięcie bloku, by dać sobie szansę na kontynuację gry, a tymczasem atak jest wprost w ręce rywalek. W ostatnim starciu z KSZO mieliśmy więcej obron i wyprowadzeń ataku, ale w takich sytuacjach potrzebna jest skuteczność na dwubloku. My niestety takowej nie mamy.
W tym sezonie mocno został zmieniony system rozgrywania fazy play-off w walce o miejsca 5-12. Czy tego grania nie jest zbyt wiele?
- Z perspektywy Pałacu meczów z pewnością nie jest za dużo. Obraz dla innych drużyn będzie już jednak inny. Wiele zespołów ma już mocno przetrzebione składy. Taka sytuacja dotyczy drużyn z Rzeszowa, Ostrowca Świętokrzyskiego, Piły i nas, ponieważ gramy bez dwóch podstawowych siatkarek. Ten system premiuje Pałac, gdyż cały czas mamy szansę na poprawę swojego miejsca. Pozostaje nam zdanie końcowego egzaminu, którego na razie, mimo trzech prób, nie potrafimy zaliczyć.
Załóżmy, że nie uda się wam odnieść pięciu zwycięstw w sezonie. Co wtedy? Zostajecie w najwyższej klasie rozgrywkowe, czy spadacie?
- Decyzje będą należały do władz Orlen Ligi. Ciężko mi powiedzieć jak włodarze do tego podejdą. Każdy ma prawo do subiektywnej oceny, ale mogę powiedzieć jedno - w zespole Pałacu nie ma jakichkolwiek zaległości finansowych. Wszystko jest wypłacane co do minuty. Prezes Sagan dysponuje takim a nie innym budżetem i buduje skład na miarę jego możliwości. Nie ma wirtualnych kontraktów. W związku z tym nie mamy szans na rywalizację z innymi klubami, które takowe podpisują. Niestety istnieją zespoły, w których włodarze podpisują wysokie kontrakty z zawodniczkami, a potem brakuje pieniędzy na ich wypełnienie. Nad tym problemem trzeba się pochylić.
[b]
Od wielu lat pracuje pan w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie żałuje pan decyzji o podjęciu wyzwania w Bydgoszczy?
[/b]
- Oczywiście, że nie. Nie zbliżam się ku końcowi swojej kariery trenerskiej, więc z tej pracy również będę miał wiele wniosków na przyszłość. Przypomnę, że kilka lat temu pracując w drugoligowym klubie z Biłgoraja poniosłem dość dotkliwą porażkę, a niewiele później odniosłem wielki sukces z sopociankami.
Abstrahując od końcowego wyniku Pałacu chce pan zostać w klubie na przyszły sezon?
- Bardzo bym chciał. Współpraca z prezesem Saganem układa się wzorowo. Klub z Bydgoszczy jest dobrze poukładany od strony organizacyjnej.
Sezon rozpoczynał pan jako szkoleniowiec Budowlanych Łódź. Czego zabrakło, by odnieść tam sukces?
- Każdy ma swój punkt widzenia, zaczynając od zawodniczek, a na prezesie kończąc. Jeśli jednak trenerowi bardziej zależy na rozwoju sportowym zawodniczek niż samym siatkarkom, to wówczas dochodzi do różnych sytuacji. Powinno to być zbilansowane, a wówczas szkoleniowiec nie musiałby namawiać kogoś do tego, by ciężką pracą stawał się lepszy. Przecież jak wychodzi się na mecz to trzeba walczyć. Prawda?! Jeśli jest takie podejście, to trener ma ułatwione zadanie, gdyż może skupić się na taktyce i odpowiednim rozpracowaniu przeciwnika. W mojej opinii rolą trenera nie jest namawiane podopiecznych do sportowej walki. Swoją grą nie możesz odstraszyć kibica. Jeśli nie widać po sportowcu emocji i poświęcenia to w jakimś stopniu oszukuje on kibiców. Niestety to dotyczy siatkówki żeńskiej.
Chemik Police - PGE Atom Trefl Sopot to finałowa dwójka, która powalczy o złoto Orlen Ligi. Daje pan szanse swojej byłej drużynie na odzyskanie po roku tytułu mistrzyń Polski?
- Prace w tym klubie będę wspominał przez wiele lat. Zostawiłem tam wielu przyjaciół i zawsze w Sopocie jestem mile widziany. Kciuki będę trzymał zatem za trójmiejską drużynę, chociaż w drużynie Chemika też są osoby, które dobrze znam. Mariola Zenik była moją podopieczną w Sopocie, a z Agnieszką Bednarek-Kaszą wiele lat spędziliśmy w pilskiej drużynie. Podopieczne Lorenzo Micelliego już w finale Pucharu Polski pokazały, że niekoniecznie muszą być tym zespołem słabszym. To właśnie ten mecz zmącił nieco hierarchię i tegoroczny finał nie ma jednoznacznego faworyta.