4 kroki naprzód
2009 r. - ME w koszykówce mężczyzn i ME w siatkówce kobiet
2012 r. - ME w piłce nożnej mężczyzn
2014 r. - MŚ w siatkówce mężczyzn
Gdyby ktoś kilkanaście lub nawet kilka lat temu powiedział, że już niedługo nasz kraj będzie gospodarzem kilku znaczących imprez sportowych, prawdopodobnie wiele osób pokiwałoby jedynie głowami na znak politowania. Jednak rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Polska trzykrotnie znajdzie się w centrum europejskiego sportu, zaś w 2014 r. - dosłownie i w przenośni - w głównym punkcie światowej siatkówki. - To wszystko dla naszych kibiców - powiedział tuż po ogłoszeniu decyzji FIVB prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej - Mirosław Przedpełski. Słowa te nie są jedynie kurtuazyjnym stwierdzeniem, lecz wyrażają niejako wdzięczność polskim sympatykom siatkówki. Od kilku bowiem lat sport ten cieszy się tak wielką popularnością nad Wisłą, iż zyskał już miano dyscypliny nr 2 w Polsce. Tylko jak to się ma do przyznania nam organizacji czempionatu globu, skoro tego rodzaju decyzja podejmowana jest w dużej mierze z uwagi na poziom organizacyjno-sportowy danego kraju? Otóż odpowiedź na to pytanie jest tak samo prosta, jak i zaskakująca.
A wszystko za sprawą Malu Acosty
Zazwyczaj o wyborze organizatora ważnej imprezy, nie tylko sportowej, decydują aspekty czysto finansowe. Owszem, w przypadku MŚ ’14 pieniądze także odegrały kluczową rolę, lecz na tym polu sprawa mogła być wciąż otwarta, gdyż za przeciwników mieliśmy Japończyków, którzy jak wiemy - na siatkówce nie oszczędzają. A więc co przeważyło szalę na naszą korzyść? Mówiąc trochę pół żartem, pół serio - osobista sympatia żony honorowego prezesa Światowej Federacji Siatkówki, pani Malu Acosty.
- Dziękuję panu Acoscie, dziękuję panu Wei, ale przede wszystkim dziękuję pani Acoscie. Wiem, że była bardzo gorącą zwolenniczką zorganizowania mistrzostw w Polsce - stwierdził minister sportu Mirosław Drzewiecki. W podobnym tonie wypowiadał się także Mirosław Przedpełski. - Pani Acosta uwielbia przyjeżdżać do Polski, czuje się tu świetnie, a z ubiegłorocznego finału Ligi Światowej w Katowicach wyjechała oczarowana - komplementował małżonkę Acosty.
Prawdopodobnie gdyby była tu mowa o innym sporcie lub choćby o innym prezydencie FIVB, słowa te zostałyby potraktowane z przymrużeniem oka oraz pewną dozą dystansu. Jednak w przypadku legendarnego już Meksykanina, który kilka miesięcy temu po 24 latach sprawowania pieczy nad międzynarodową organizacją ustąpił z zajmowanego dotąd stanowiska, to, co dla innych wydawać się może groteskowe, dla obeznanych w temacie kibiców piłki siatkowej jest rzeczą oczywistą. Ruben Acosta od zawsze wzbudzał kontrowersje. Znany był z nietuzinkowych decyzji i ryzykownych zagrań, które przysparzały mu zarówno zagorzałych fanów, jak i zdecydowanych przeciwników. Jednak jednego odmówić mu nie można - przez te wszystkie lata był nie tylko gwiazdą, ale także wielką osobistością, której siatkówka zawdzięcza naprawdę wiele. Mając więc na względzie jego zasługi dla rozwoju volleya na całym świecie, nieraz przymykano oko na jego "zachcianki". Można by więc pomyśleć, że decyzja o przyznaniu nam Mundialu w 2014 r. była jedną z nich i podyktowana została zamiłowaniem jego żony do naszego kraju. Jednak jak się okazuje - Malu Acosta wie, co w trawie piszczy... - Malu zna się na sporcie i organizacji wielkich imprez sportowych, ma talent do tego i wielokrotnie bardzo mi pomogła. Wspólnie opracowaliśmy wiele projektów dla FIVB - przyznał na łamach magazynu "Super Volley" honorowy prezydent. Aczkolwiek za korzystnym dla Polski rozstrzygnięciem stoi coś jeszcze. - Mistrzostwa świata w Polsce gwarantują odpowiedni poziom przeprowadzenia tej imprezy. Powierzyliśmy Polsce mistrzostwa także dlatego, że wasz kraj świetnie sobie poradził z takimi imprezami jak Liga Światowa i Grand Prix - uchylił rąbka tajemnicy Acosta.
Rozwój Europy Środkowo-Wschodniej
Szesnaście imprez rangi mistrzowskiej, jakie do tej pory zostały rozegrane, odbyło się w dziewięciu państwach. Cztery razy najlepsze drużyny globu zbierały się w krajach z nami sąsiadujących - dwukrotnie w Czechach i w Rosji. Jednak Polacy już raz ubiegali się o prawo do organizacji czempionatu. W 1970 r. stanęliśmy w szranki z Meksykiem, który to jednak ostatecznie wygrał i został gospodarzem MŚ w 1974 r. (na tej właśnie imprezie Polska osiągnęła historyczny sukces, stając na najwyższym stopniu podium). Kraj ten był akurat na fali wznoszącej - organizował przecież również MŚ w piłce nożnej. Teraz jednak szansę dostała Polska, która po sukcesach organizacyjnych (rozgrywki grupowe Ligi Światowej i Final Six oraz turniej Grand Prix), a także sportowych (wicemistrzostwo świata) stała się pierwszym od 1966 r. gospodarzem z Europy Środkowo-Wschodniej. O tym także wspomniał Ruben Acosta. - To bardzo ważne także dla rozwoju siatkówki w Europie, która konkuruje z Japonią i Chinami - zaznaczył.
Pozostawiliśmy w tyle Argentynę i... Japonię!
Na starcie naszymi głównymi rywalami w wyścigu o prawo organizacji MŚ byli Argentyńczycy i Japończycy. Ci pierwsi jednak nie stanowili dla nas większego zagrożenia. W ich ojczyźnie mundial odbywał się bowiem już dwukrotnie, zaś nie zapowiadało się na to, że będą w stanie przebić naszą finansową ofertę i jednocześnie zadowolić pod tym względem utrzymującej się z umów ze stacjami telewizyjnymi organizacji. Natomiast domeną Azjatów były miliony dolarów, niezliczone ilości sponsorów oraz wiele medialnego szumu. I choć dopiero co byli gospodarzami czempionatu w 2006 r., nie zamierzali rezygnować ze swojego celu. Wtedy to jednak na wysokości zadania stanął Polsat, który zdecydował się wyłożyć ogromną sumę pieniędzy i tym samym zagwarantował nam Mistrzostwa Świata. Nieoficjalnie mówi się tu o kilkunastu milionach euro, czyli kwocie porównywalnej do tej, jaką stacja Mariana Kmity wydała na zakup praw do Euro 2012.
Organizacja naszą mocno stroną
Wraz z werdyktem mówiącym o przyznaniu nam MŚ w 2014 r., zostały także podjęte pierwsze decyzje organizacyjne. Mundial rozegrany ma zostać w minimum sześciu miastach, lecz w wersji optymistycznej mówi się nawet o zaangażowaniu aż dziesięciu z nich. Pierwsze zapewnienia dotyczyły budowy wraz ze Stadionem Narodowym hali na dwadzieścia tysięcy widzów w stolicy. Oprócz tego Skarb Państwa zobowiązał się zbudować trzy inne hale - w Łodzi, Gdańsku oraz jednym dodatkowym miejscu. Już teraz wiemy, że o organizację starać się będą m.in. Wrocław, Bydgoszcz, Poznań, Katowice i Olsztyn. Pamiętajmy przecież o tym, że cztery miasta, w których we wrześniu przyszłego roku odbędą się Mistrzostwa Starego Kontynentu kobiet (Łódź, Wrocław, Bydgoszcz oraz Katowice), w 2014 r. będą najprawdopodobniej w pełni gotowe do Mistrzostw Świata.
Patrząc na nasze zaplecze organizacyjne, powinniśmy więc spać spokojnie. W odróżnieniu do sympatyków piłki nożnej, nie musimy obawiać się odebrania nam tej jakże ważnej sportowej imprezy. - Organizacyjnie - sponsor główny polskiej siatkówki Polkomtel, PZPS i Telewizja Polsat - pokazały, że jesteśmy gotowi. Stać nas na przeprowadzenie mistrzostw - powiedział serwisowi siatkowka.net mistrz olimpijski i świata, Ryszard Bosek.
Co z naszym zapleczem sportowym?
O ile nie musimy się martwić ani o pieniądze, ani o hale sportowe, to nie wiadomo, czy równie różowo będzie w 2014 r. z naszą męską kadrą siatkarzy. Kibicom trudno jest sobie to wyobrazić, lecz prawda jest taka, że za sześć lat o sile naszej reprezentacji nie będą już stanowili ci sami zawodnicy, co dotychczas. Oczywiście część z nich z pewnością będzie w odpowiednim wieku do gry na najwyższym poziomie (np. Michał Winiarski i Mariusz Wlazły), ale już teraz trzeba zacząć myśleć o wyszkoleniu tych graczy, którzy być może teraz są jeszcze juniorami. Siatkarskie perełki, z jakimi polscy trenerzy mają obecnie do czynienia, posiadają wszelkie predyspozycje do tego, by w 2014 r. godnie reprezentować nasz kraj. Bo powiedzmy sobie szczerze - sama organizacja Mistrzostw Świata nikogo w Polsce nie usatysfakcjonuje. Choćbyśmy zostali uznani najlepszymi organizatorami czempionatu globu ze wszystkich gospodarzy dotychczas, a Polacy zajęliby w turnieju odległe miejsce, ocena mundialu w naszym kraju byłaby jednoznacznie uznana za porażkę.
Zapewne mało kto podjąłby się dzisiaj przewidywania składu, w jakim Polacy wybiegną na parkiet w pierwszym meczu Mistrzostw. Jednak kto wie - być może znajdą się w nim aktualni przedstawiciele Częstochowy, w których składzie jest wielu młodych i utalentowanych graczy, jak choćby Paweł Zatorski, Fabian Drzyzga i Piotr Nowakowski. A może pierwsze skrzypce grać będzie nieznany dziś nikomu siatkarz, którego forma eksploduje dopiero za kilka lat? W perspektywie organizowanego w Polsce Mundialu nieważne jest bowiem "tu i teraz", ale "tam i potem". Dlatego tak ważna jest praca z młodymi, którzy mogą za sześć lat wybiec na boisko z orzełkiem na piersi i zdobyć dla nas upragniony medal.
Inwestycja na przyszłość
Przyznanie nam organizacji siatkarskich Mistrzostw Świata mężczyzn jest wielkim wydarzeniem w historii polskiej piłki siatkowej. Dlatego warto jest wykorzystać szansę, jaką dostaliśmy od losu (a konkretnie od Rubena Acosty i jego małżonki) i postawić na rozwój. Bo choć siatkówka w Polsce jest na dobrej drodze i pod wieloma względami znajduje się obecnie w punkcie kulminacyjnym, to w żadnym wypadku nie możemy teraz osiąść na laurach. Już niedługo przekonamy się o tym, kto poprowadzi naszą kadrę. Nie jest więc wykluczone, że w przypadku ewentualnych sukcesów naszych kadrowiczów pod wodzą nowego selekcjonera, nie będzie on trenerem naszych siatkarzy także i w 2014 r. Dlatego decyzja, której wyniki ogłoszone zostaną w styczniu, powinna być w pełni świadoma, ponieważ może po części zaważyć na tym, jaki los czeka nas na "naszych" Mistrzostwach Świata. Nie zmarnujmy takiej okazji.