Wkraczając do siatkarskiej elity MKS Banimex Będzin musiał się pogodzić z faktem, że bez wielkich nazwisk, dużych pieniędzy i własnej hali będzie w niej tylko statystą. Przez wiele kolejek faktycznie drużyna nie zbierała najlepszych recenzji. Po zmianie trenera, w fazie play-off zespół wreszcie zaczął prezentować przyzwoity poziom. Nic jednak nie przyszło łatwo.
[ad=rectangle]
Przed sezonem
Na początku maja zeszłego roku humory wśród osób z otoczenia klubu z Będzina nie mogły być dobre. Po wygraniu rundy zasadniczej I. ligi Zagłębiacy stracili rezon i ostatecznie zakończyli sezon na czwartej pozycji. Wydawało się, że wynik sportowy może uniemożliwić ekipie znad Czarnej Przemszy awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Decyzja PZPS-u o poszerzeniu PlusLigi aż o dwa zespoły, które wypełnią wszystkie wymagania nałożone na drużyny plusligowe wskrzesiła nadzieje będzinian. Włodarze klubu informowali, że będą się starać o miejsce w jednej z najlepszych lig świata, lecz chwilę po złożeniu deklaracji kibice i media zaczęły wytykać, że drużyna nie wypełnia dwóch warunków PZPS, mianowicie nie ma odpowiedniej hali i klub nie jest spółką akcyjną.
Po ogłoszeniu, że MKS Banimex Będzin w nowym sezonie będzie rozgrywał swoje mecze w Sosnowcu w hali przy ulicy Żeromskiego i przekształci się w spółkę akcyjną na oficjalnej stronie klubu ukazał się filmik, w którym poinformowano, że ostatecznie zespół zagra w PlusLidze.
Wraz z wiadomością o awansie przyszedł czas na dokonanie wzmocnień. Niestety, budżet klubu znacznie odbiegał od tych, którymi dysponowały inne kluby, więc MKS zakontraktował wyłącznie polskich zawodników. Hitów transferowych nie było, ale zespół pozyskał pięciu nowych zawodników. Pierwszym nabytkiem będzinian został Mikołaj Sarnecki. Wicemistrz Słowacji miał zadbać o mocne uderzenie na prawym skrzydle. Na lewej flance miał się za to wykazać sprowadzony z AZS-u Częstochowa Miłosz Hebda oraz Maciej Pawliński. Zagłębiacy postanowili też zadbać o jakość w defensywie sprowadzając do siebie doświadczonego Roberta Milczarka. Uzupełnieniem składu miał być drugi rozgrywający niegdyś grający w Asseco Resovii Rzeszów, Tomasz Kowalski.
Jeszcze przed rozegraniem pierwszego meczu, o celach drużyny mówił w ten sposób ówczesny trener, Damian Dacewicz: - Założyliśmy z włodarzami klubu, że jako beniaminek musimy zrobić wszystko, żeby się utrzymać w rozgrywkach PlusLigi [...] Czy nas będzie stać na takie granie jak Czarnych? Marzę o tym, żeby wygrać nawet dziewięć spotkań, jak radomianie w tamtym roku. To byłby dla nas sukces.
Wzloty i upadki
Już pierwsze spotkania pokazały na co tak naprawdę stać Tygrysy. Drużyna kroczyła od porażki do porażki. Sezon rozpoczęła od spotkania we własnej hali z mistrzami Polski, PGE Skrą Bełchatów. Bilety na to spotkanie zostały wyprzedane na długo przed pierwszym gwizdkiem, do Sosnowca przyjechała telewizja, atmosfera siatkarskiego święta wisiała w powietrzu. Boisko szybko zweryfikowało jednak, że tego dnia świętować będą tylko bełchatowianie, którzy wygrali spotkanie 3:1.
Kolejne mecze wyglądały podobnie. Zespół z Będzina niby próbował walczyć z przeciwnikami, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Drużyna miała problemy szczególnie w przyjęciu. W konsekwencji atakujący także nie radzili sobie w ofensywie. Beniaminek miał jednak dosyć trudny terminarz. MKS grał kolejno mecze z Asseco Resovią Rzeszów, Transferem Bydgoszcz czy Jastrzębskim Węglem.
W końcu, w 8. rundzie spotkań będzinianie się przełamali. Przed własną publicznością stoczyli zacięty, czterosetowy bój z AZS-em Częstochowa. Po ostatnim gwizdku sędziego zawodnicy i kibice oszaleli z radości jakby co najmniej awansowali do Final Four Ligi Mistrzów. W obozie Będzina wierzono, że to zwycięstwo będzie początkiem lepszych czasów dla ekipy Damiana Dacewicz.
Los przyniósł jednak inne rozwiązanie. Następnym przeciwnikiem Zagłębiaków był Indykpol AZS Olsztyn. Rywalizacja zakończyła się tie-breakiem wygranym przez ekipę z Olsztyna. Tygrysy musiały się zadowolić jednym punktem. Było to ostatnie "oczko", które zdobyli siatkarze z Będzina w pierwszej fazie sezonu zasadniczego.
Wynik pierwszego meczu będzinian w rundzie rewanżowej wprawił w osłupienie całą Polskę. Beniaminek na wyjeździe pokonał PGE Skrę Bełchatów w stosunku 3:1. Było to o tyle niespodziewane, że Skra do tamtej rywalizacji nie przegrała ani jednego spotkania w sezonie 2014/2015. Statuetkę MVP dostał Miłosz Hebda. Była to jednak krótkotrwała poprawa formy.
MKS wciąż zajmował ostatnie miejsce w tabeli. Włodarze klubu stwierdzili, że najwyższa pora coś z tym zrobić i zdecydowali się na rozwiązanie kontraktu z Damianem Dacewiczem. Jednocześnie, od 1 stycznia 2015 r. nowym trenerem klubu został znany z w Jastrzębskim Węglu Włoch, Roberto Santilli.
Szkoleniowiec miał zupełnie inny pomysł na drużynę znad Czarnej Przemszy niż jego poprzednik. Rzymianin przestawił Miłosza Hebdę na atak, powierzył Jakubowi Oczko rolę pierwszego rozgrywającego, postawił na Macieja Pawlińskiego i Michała Żuka w przyjęciu oraz Sebastiana Wardę na środku siatki. Zmiany połączone z intensywniejszymi treningami i dbałością o formę mentalną zawodników szybko przyniosły zmiany. Zagłebiacy pokonali przed własną publicznością ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle, poradzili sobie także z Akademikami z Olsztyna. Sezon zasadniczy skończyli z 4. wygranymi. Zdawali sobie sprawę, że jeśli chcą zagrać w przyszłej edycji PlusLigi, muszą wygrać chociaż jeszcze jeden mecz.
Siatkarze z Zagłębia nie potrzebowali większej motywacji. Zmobilizowani przystąpili do rywalizacji z BBTS-em Bielsko-Biała. Już we własnej hali odnieśli upragnione, piąte zwycięstwo. Triumfowali również pod Dębowcem, tym samym uzyskali awans do walki o miejsca 5-12. Po porażkach z Transferem Bydgoszcz i Cerrad Czarnymi Radom oraz zwycięstwie z Effectorem Kielce ostatecznie zajęli 11. miejsce. Poprawa była znacząca, bo w fazie play-off wygrali pięć z ośmiu spotkań.
[nextpage]
Analiza
MKS Banimex Będzin miał komfortowe warunki podczas przygotowań do nowego sezonu. W treningach uczestniczyli wszyscy zawodnicy, a drużyna wzięła udział w kilku turniejach towarzyskich. Przedsezonowe sprawdziany nie wypadły jednak najlepiej. Będzinianie zanotowali więcej przegranych, niż wygranych.
[ad=rectangle]
Damian Dacewicz nie zbudował żelaznej szóstki, która mogłaby rozpoczynać każde ligowe spotkania. Zdaje się, że trener chciał, by zawodnicy się uzupełniali, a skład na kolejny mecz wybierał tuż przed nim. Taki podział ról przyniósł niekoniecznie dobre konsekwencje.
Tomasz Kowalski występował na zmianę z Jakubem Oczko na rozegraniu i nie chodzi tu o to, że zmieniali się co mecz. Bardzo często bywało tak, że zawodnicy zmieniali się w trakcie setów jednego spotkania. Powodowało to więcej zamieszania niż pożytku. Problemy zaczynały się jednak od przyjęcia. Przeciwnicy dobrze wiedzieli, że defensywa nie jest najmocniejszą stroną Miłosza Hebdy i notorycznie celowali w niego zagrywką. Pozostali przyjmujący też mieli problemy z dokładnym dograniem piłki do siatki. Czasami trzeba było nawet przemianowywać nominalnego libero Marcina Mierzejewskiego, na przyjmującego, by pomógł zespołowi. Nie zawsze to przynosiło oczekiwany skutek. W konsekwencji pojawiały się błędy także w innych elementach siatkarskiego rzemiosła.
Tygrysy miały też problem z utrzymaniem formy. Dobre spotkania przeplatali z fatalnymi występami, po których nie bali się przyznać do złej gry. Stabilizacji brakowało także na płaszczyźnie mentalnej. Zawodnicy z Będzina niejednokrotnie potrafili odrobić kilkupunktową stratę, ale gdy przychodziły decydujące momenty seta tracili zimną krew. Proste błędy przekreślały syzyfową pracę, którą wcześniej wykonali.
Pod koniec sezonu gra beniaminka zaczęła wyglądać przyzwoicie. Wszystko za sprawą zmian jakich dokonał Roberto Santilli. Po roszadzie na stanowisku trenera zawodnicy podkreślali, że znacznie intensywniej trenują. Sam szkoleniowiec przyznał, że dla niego największym wyzwaniem było wyeliminowanie dużej liczby błędów własnych i zmiana nastawienia zawodników, o których mówił, że mają zakodowane przegrywanie w głowie.
Ważne słowa
Kiedy będzinianie fatalnie rozpoczęli sezon i w kolejnych meczach nie potrafili zdobyć upragnionych punktów zdiagnozować problemy drużyny postanowił kapitan zespołu. - Nasza momentami nie najlepsza gra jest chyba główną przyczyną słabych wyników. Mówię momentami, bo w Rzeszowie zagraliśmy bardzo dobre spotkanie i powinniśmy ugrać tam minimum punkt. Niestety nie potrafiliśmy dobić rywala i to się zemściło [...] To jest cały czas nasz problem - gramy nerwowo i bardzo nierówno. Nie umiemy utrzymać tego samego poziomu przez całe spotkanie, dobre momenty przeplatamy słabszymi - powiedział Maciej Pawliński po meczu z Transferem Bydgoszcz.
Po pierwszej, historycznej wygranej swojej radości nie krył Miłosz Hebda. - Cieszyliśmy się bardzo, bo dostawanie "w łeb" w systemie środa – sobota było ciężkie. Fajnie było odpocząć troszeczkę od meczów i przygotować się dobrze na spotkanie z Częstochową. Jak widać dobrze przepracowaliśmy ten okres. Cieszymy się, że się udało i w końcu wygraliśmy.
Pochwał od głównodowodzącego zespołem z Będzina nie brakowało także po niespodziewanej wygranej z PGE Skrą Bełchatów. - Ogromnie cieszymy się z wygranej na tak trudnym terenie, szczególnie, że ostatnie nasze wyniki nie zachwycały. Osobiście też cieszy mnie to, że potrafiliśmy zagrać równe spotkanie bez przestojów. Na pewno taki mecz doda nam dużo pewności siebie, bo ostatnio nasze morale trochę padły, więc to zwycięstwo powinno nam dodać trochę wiary - uznał Pawliński.
Później Zagłebiacy zanotowali serię porażek. Nadzieja na poprawę sytuacji w tabeli gasła. - Wnioski są proste: nie prezentujemy się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Chcieliśmy walczyć z każdym, poniekąd nam się to jakoś udaje, ale z tej walki nie wynikają żadne punkty, a punkty są dla nas najważniejsze w tym momencie. Jeśli nie zaczniemy punktować, to będzie to dramatycznie wyglądać - podsumował po zakończeniu pierwszej rundy fazy zasadniczej Tomasz Kowalski.
Niedługo po zmianie warty na stanowisku trenera będzinianie rozegrali najsłabszy mecz w sezonie, przeciwko Lotosowi Treflowi Gdańsk. Sytuacja przeraziła Roberto Santilliego. - Moi zawodnicy nie pokazali właściwie niczego, ani woli walki, ani chęci zwycięstwa, choćby przełamania się po przegranych. Jestem tym absolutnie zaskoczony. Żaden trening nie przyniesie efektów, jeżeli w ślad za nim nie pójdzie umysł. Jeżeli moi zawodnicy nie są w stanie zmienić swojego nastawienia do kolejnych spotkań, to nie mamy szans. Pokazaliśmy "bullshit" i to mnie przygnębia - ostro krytykował Włoch.
Dalsza część sezonu wyglądała już znacznie lepiej. Po pierwszym spotkaniu z Effectorem Kielce w walce o 11. miejsce Miłosz Hebda mówił następująco: - Super, że udało nam się wygrać. Cieszymy się bardzo i pojedziemy do Kielc nastawieni optymistycznie. Mam nadzieję, że powtórzymy ten wynik i będziemy się cieszyć z zajęcia jedenastego miejsca, bo zawsze lepiej wygrywać niż przegrywać.
Co dalej?
Sytuacja MKS-u z dnia na dzień coraz bardziej się komplikuje. Już przed końcem sezonu wiadomo było, że Roberto Santilli zostanie nowym szkoleniowcem reprezentacji Australii, natomiast nie jasne było, czy mimo tego faktu Włoch pozostanie trenerem będzinian. 4 maja 2015 r. na oficjalnej stronie klubu pojawiła się informacja, że doświadczony rzymianin nie przedłużył umowy z klubem. - Jest kilka powodów, które zmusiły nas do podjęcia takiej decyzji, a które uniemożliwiłyby trenerowi łączenie obowiązków selekcjonera Australii z pracą w naszym Klubie - wyjaśniał Zarząd MKS Banimex Będzin.
Razem z trenerem, z drużyną z Zagłębia pożegnało się czterech zawodników. Mowa tu o Mikołaju Sarneckim, Grzegorzu Wójtowiczu, Adrianie Hunku i Tomaszu Tomczyku. Jednocześnie trwają spekulacje dotyczące przyszłości Miłosza Hebdy. W obiegu medialnym pojawiły się informacje, że siatkarz ma zasilić zespół z Gdańska, jednak klub do tej pory nie potwierdził tych doniesień.
Kolejnym problemem mogą być pieniądze. Podczas konferencji kończącej sezon Tauron Banimeksu MKS-u Dąbrowa Górnicza prezes klubu, Robert Koćma wypowiedział następujące zdanie: - Banimex raczej nie będzie sponsorował już siatkówki czy to męskiej, czy żeńskiej - poinformował. Ta wypowiedź rzuciła cień podejrzeń na przyszłość klubu znad Czarnej Przemszy. Wszak firma Banimex była w tym sezonie sponsorem tytularnym drużyny. W razie potwierdzenia tej informacji priorytetem MKS-u stanie się pozyskanie nowego sponsora, dopiero po zapewnieniu sobie stabilizacji finansowej będzie można mówić o wzmocnieniach.
O tym, że w Będzinie jest zapotrzebowanie na siatkówkę przekonaliśmy się w ostatnich dniach. Spośród mieszkańców tego miasta, którzy wzięli udział w konsultacjach społecznych dotyczących budowy nowej hali widowiskowo-sportowej, aż 82% poprało ideę. Nowy obiekt mógłby stać się domem siatkarzy MKS-u, którzy w sezonie 2014/2015 rozgrywali swoje spotkania w Sosnowcu, w hali przy ulicy Żeromskiego.
Trochę liczb
Najstarszy i najmłodszy zawodnik: Tomasz Kowalski (23 lata) i Jakub Oczko (33 lat)
Najwięcej rozegranych setów: Robert Milczarek (130)
Najwięcej zdobytych punktów: Miłosz Hebda (282)
Najwięcej asów serwisowych: Michał Żuk (26)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Miłosz Hebda (63)
Najwięcej przyjętych piłek: Michał Żuk (696)
Średnia frekwencja na trybunach: 1141
Najdłuższa passa wygranych meczów: 2