ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Trefl Gdańsk 3:0 (25:17, 25:17, 25:23)
ZAKSA: Grzegorz Pilarz, Jakub Novotny, Robert Szczerbaniuk, Sławomir Szczygieł, Terence Martin, Michał Ruciak, Marcin Mierzejewski (libero) oraz Dominik Witczak, Kamil Kacprzak, Michał Masny
Trefl: Wojciech Winnik, Wojciech Serafin, Dariusz Szulik, Jakub Bednaruk, Waldemar Świrydowicz, Krzysztof Kocik, Marko Samardzić (libero) oraz Łukasz Kruk, Dawid Suski, Jarosław Stancelewski
MVP: Michał Ruciak
Drużyna gdańskiego Trefla przyjechała do kędzierzyńskiej hali Azoty tylko w dziesięcioosobowym składzie i już przed meczem skazana była na pożarcie. - Sami żartowaliśmy, że dziś poza libero gramy w pierwszoligowym składzie. Okazało się, że na ZAKSĘ to nie wystarczyło - mówił zasmucony środkowy gdańskiej ekipy, Jarosław Stencelewski. Właśnie on razem z Wojciechem Serafinem najbardziej starał się na parkiecie. Obaj jeszcze nie tak dawno grali w kędzierzyńskim Mostostalu. - Czy planowaliśmy tu zwycięstwo? Ostatnio nic nie planujemy, bo nawet nie wiemy kto będzie mógł zagrać w kolejnym meczu. Dziś mieliśmy tylko dwóch przyjmujących. W domu musieli zostać Łukasz Kadziewicz, Bojan Janic, a Bruno Zanutto też nie wrócił do gry - tłumaczył Serafin, który tak jak i pozostali zawodnicy znad morza chyba nie wierzył w możliwość pokonania ZAKSY.
Co prawda, pierwszy punkt w nowym roku zdobyli goście, ale już po chwili ZAKSA prowadziła 4:1. Podopieczni trenera Wojciecha Kaszy mieli ogromne kłopoty nie tylko z przyjęciem zagrywki gospodarzy, ale bardzo bojaźliwie grali w ataku, co pozwalało kędzierzynianom wykorzystać ich najsilniejszą broń - kontry. Kończyli je Jakub Novotny i coraz lepiej grający Terence Martin. Kiedy ze swoją atomową zagrywką włączył się do gry Michał Ruciak, przewaga gospodarzy rosła w mgnieniu oka. Mimo, że trener Krzysztof Stelmach od pierwszej minuty wysłał w bój nominalnie drugiego rozgrywającego, Grzegorza Pilarza. - Michał Masny ostatnio nie trenował, miał kłopoty rodzinne, ale po to mam w zespole 12 graczy, by w takich sytuacjach wykorzystać ich na parkiecie - tłumaczył szkoleniowiec, który z gry Pilarza był bardzo zadowolony. A zawodnicy? - Dla mnie nie miało to znaczenia, kto rozgrywa. Grzesiek robi to bardzo podobnie i wielkiej różnicy nie widzę - ocenił Ruciak, który przy stanie 18:10 zademonstrował akcję, która odebrała gościom resztki złudzeń. Najpierw zafundował im bombę z zagrywki, by po chwili odbitą piłkę zaatakować z drugiej linii. ZAKSA miała już w tym momencie 9 punktów przewagi, a 3-tysięczna widownia wiwatowała zadowolona. Goście obronili jednak dwie piłki setowe, lecz w kolejnej akcji Waldemar Świrydowicz, jakby zapomniał, że święta się skończyły i sprezentował ostatni, 25. punkt zagrywając w siatkę.
Druga partia niczym nie różniła się od pierwszej. Może tylko tym, że zdesperowany trener Kasza robił coraz więcej zmian, które jednak nie zmieniły sytuacji na parkiecie. Gospodarze szybko uzyskali przewagę czterech punktów, a przy stanie 14:9 kapitalną akcją popisał się Terence Martin. Najpierw podbił piłkę tuż przy siatce, a po chwili silnym atakiem zdobył kolejny punkt. Kędzierzynianie w tym okresie praktycznie nie robili błędów w grze, a ich rywale wręcz się w nich prześcigali. Widząc jak dobrze idzie ZAKSIE, trener Krzysztof Stelmach desygnował na parkiet zmienników. Jakuba Novotnego zastąpił Dominik Witczak, a Terence`a Martina, Kamil Kacprzak. Trójkolorowi prowadzili już 22:14, a zawodnicy Trefla wyglądali jak niedopity szampan, który od sylwestra stracił wszystkie bąbelki. Zdobyli jeszcze 3 punkty, ale całą zabawę zakończył dwoma asami Michał Ruciak. - Przez święta nie ćwiczyłem zagrywki, ale może te kilka dni w domowej atmosferze tak dobrze na mnie wpłynęło. Bardzo się cieszę, że nie straciłem skuteczności - z uśmiechem podsumował końcówkę seta przyjmujący ZAKSY, który jeszcze nie przypuszczał, że w kolejnym secie sprawy się nieco skomplikują…
- Trzeci set był najważniejszy. Kilka razy zablokowaliśmy gospodarzy i gra zaczęła się nam układać. Gdybyśmy go wygrali to kto wie, może byłby tie break - mówił zasępiony Jarosław Stencelewski, którego wejście na parkiet poderwało gdańszczan do walki. Goście objęli prowadzenie 5:2 i po raz pierwszy - po zablokowaniu ataku Ruciaka - schodzili na przerwę techniczną prowadząc 8:4. Po chwili na tablicy wyników po stronie Trefla było już 15 punktów, a ZAKSA miała ich tylko 8. Trener Stelmach nie czekał dłużej i wrócił do pierwszego składu, a gdańszczanie zaczęli tracić głowy. - Wszedł Novotyny. Raz go zablokowaliśmy, ale potem już wszystkie jego ataki wchodziły jak w masło - denerwował się Wojciech Serafin i miał rację. ZAKSA mozolnie, punkt po punkcie odrabiała straty, a publiczność, która szykowała się już na czwartą partię, odżyła. - Gwizdali na mnie, bo tak jest zawsze, gdy grasz przeciwko swojej dawnej drużynie. Takie prawo kibica - mówił Stencelewski, który odpowiedział na buczenie i gwizdy publiczności… asem serwisowym. Niestety kolejna zagrywka wyszła na aut i było już tylko 22:20 dla Trefla. Kolejne błędy Wojciechów, Winnika i Serafina doprowadziły do remisu. Przy stanie 23:22 dla ZAKSY trener Krzysztof Stelmach posłał na parkiet dwóch… rozgrywających. Na zagrywkę za Sławomira Szczygła powędrował Michał Masny, a Grzegorz Pilarz tak rozgrywał, że kędzierzynianie zdobyli dwa ostatnie punkty i wygrali całe spotkanie 3:0.
- Gratuluję gospodarzom. Już powoli przyzwyczajam się do takich wypowiedzi - mówił trener Trefla, Wojciech Kasza, który docenił klasę rywala i przyznał, że w takim składzie, jakim dysponował w Kędzierzynie o wygranej nie mogło być mowy. - A ja cieszę się, że zwycięstwa, bo po tych świąteczno-noworocznych zawirowaniach nie byłem wcale pewien jak zagramy. Szkoda tylko, że teraz władze PlusLigi znowu zafundowały trenerom kalendarzowy galimatias. Cóż, gwiazdy w Nowym Roku są ważniejsze - ocenił z przekąsem trener ZAKSY, komentując najbliższe zmiany terminarza rozgrywek związane z Meczem Gwiazd PlusLigi. - Mam plan pracy na najbliższe trzy tygodnie, ale nie jestem szczęśliwy z powodu tych przerw - dodał szkoleniowiec lidera.
Tak, tak trzy punkty zdobyte w meczu z Treflem, przy starcie punku Skry Bełchatów w Częstochowie, pozwoliły kędzierzynianom wrócić na pierwsze miejsce w tabeli.