Wiktor Gumiński: Wystrzał armaty przy kłopotach z odparciem naporu

Polacy dwukrotnie pokonali 3:2 Austrię w ramach Ligi Europejskiej 2015, ale ich postawa pozostawiała wiele do życzenia. Jednym z bohaterów refleksji na temat dwumeczu w Twardogórze jest Michał Filip.

Popisy entuzjastycznego bombardiera

- Dzięki mojemu byłemu trenerowi z Rzeszowa trenowałem z juniorami i kadetami. Jestem mu bardzo wdzięczny, bo to uratowało mi życie. Miałem trzy treningi w tygodniu. Gdyby nie one, nie wiem czy po dołączeniu do reprezentacji, po ewentualnych dwóch miesiącach przerwy, potrafiłbym w ogóle odbić piłkę - wyjaśniał po zakończeniu pierwszego spotkania w Twardogórze Michał Filip. Atakujący AZS Politechniki Warszawskiej okazał się największym wygranym potyczek z Austriakami. Zarówno w piątkowym, jak i sobotnim pojedynku swoją postawą udowodnił Andrzejowi Kowalowi, że ten może śmiało na niego stawiać.
[ad=rectangle]
Co więcej, 20-latek pokazał, iż potrafi sobie radzić z wypełnianiem różnych ról. Pozostawił po sobie dobre wrażenie jako dżoker i jako zawodnik pierwszego składu. Poza jakością siatkarska wnosił do gry zespołu także wiele dobrego od strony mentalnej. To właśnie on popisywał się najbardziej entuzjastycznymi reakcjami po udanych akcjach, dodatkowo pobudzając tym do walki pozostałych kolegów. Jak na początkową fazę pobytu w kadrze Polski B spisał się naprawdę znakomicie. A rozgrywający Grzegorz Pająk przyznał, że już niedługo z postawy popularnego "Jaja" będzie jeszcze więcej pociechy. - Michał gra równo, odkąd przyjechał na zgrupowanie, i oby tak zostało jak najdłużej. Nasza współpraca z Michałem dopiero się zaczęła i będzie wyglądać jeszcze lepiej, ponieważ jesteśmy razem dopiero półtora tygodnia. Potrzebujemy jeszcze przynajmniej odnaleźć lepsze tempo przy wystawach po niedokładnym przyjęciu - zaznaczył. Gdy Filip złapie już swoją optymalną formę, Kowal może mieć niemały ból głowy przy dokonywaniu wyboru na pozycji atakującego. Kapitan Szymon Romać bez dwóch zdań ma godnego siebie rywala.

Odwaga nadeszła po długim czasie

Od wieków wiadomo, że najprostszą formą zdobywania punktów w siatkówce jest gra przez środek. Problem w tym, że jej prowadzenie uzależnione jest w ogromnym stopniu od jakości przyjęcia. Ta nie była podczas dwumeczu z Austrią po polskiej stronie imponująca (o tym dalej), ale nawet przy dobrych dograniach obaj rozgrywający naszej reprezentacji nieszczególnie byli skłonni do wystawiania krótkich. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero od czwartego seta w drugim spotkaniu, kiedy to Pająk zaczął odważnie posyłać przesunięte piłki do Dawida Dryji. Te zagrania kompletnie zaskakiwały blokujących rywali, dzięki czemu środkowy Asseco Resovii Rzeszów zakończył pojedynek z bardzo wysoką, 90-procentową skutecznością (9/10).

Kowal wytłumaczył jednak, że założenie częstej współpracy w ofensywie ze środkowymi obowiązywało już od pierwszej piłki dwumeczu. Plany nieco się pokrzyżowały, ponieważ Michał Kędzierski przez dłuższy czas nie mógł odnaleźć należytego zrozumienia z Dryją oraz Janem Nowakowskim. - W początkowej fazie zdobyliśmy chyba tylko jeden punkt przez środek, dlatego wkradła się odrobina niepewności i graliśmy więcej skrzydłami. Na pewno w kolejnych meczach będziemy chcieli grać więcej ze środkowymi, bo mamy potencjał, by ich wykorzystywać - skomentował szkoleniowiec Biało-Czerwonych po piątkowym spotkaniu, w którym duet Dryja-Nowakowski wykonał łącznie 15 zbić, z czego tylko 7 zakończyło się zdobyczą punktową (47 proc.). W sobotę, przy gorszej jakości przyjęcia, tercet Dryja-Nowakowski-Grzechnik atakował już 21 razy, uzyskując średnią skuteczność na poziomie 67 procent. Postęp był zatem zauważalny gołym okiem, lecz z drugiej strony ciągle widoczny jest w tym aspekcie spory margines na poprawę.

Jedna z entuzjastycznych reakcji Michała Filipa podczas sobotniego meczu
Jedna z entuzjastycznych reakcji Michała Filipa podczas sobotniego meczu

Zagrywki siejące spustoszenie

Omawiając kolejne poczynania Polaków w Twardogórze dochodzimy do ich największej "pięty achillesowej", którą była jakość przyjęcia. Najpoważniejszym sprawdzian w tym elemencie Austriacy urządzili Bartoszowi Bednorzowi, zmuszając go do odebrania piłki łącznie aż 71 razy. Siatkarz Indykpolu AZS Olsztyn stał się głównym obiektem ich zainteresowania z dwóch powodów. Po pierwsze, zatrudnienie go w defensywie miało ograniczyć jego ofensywne poczynania na siatce, zaś po drugie, rywale wyczuli, że 20-latek po prostu niezbyt dobrze radził sobie w odbiorze. Szczególnie mocno uprzykrzyli mu życie w pierwszym pojedynku, zarówno zagrywkami atakującymi, jak i szybującymi. Bednorz popełnił w nim aż 8 bezpośrednich błędów w przyjęciu. W sobotę już tak źle nie wypadł, lecz do ideału nadal wiele mu brakowało. Poskutkowało to tym, że Kowal od początku czwatego seta desygnował do boju Wojciecha Włodarczyka. A ten, przy 9 próbach, zanotował w odbiorze wynik na poziomie 0 proc. pozytywnego/0 perfekcyjnego oraz zanotował 3 pomyłki.

Obaj zawodnicy dobrze zdawali sobie sprawę, że w starciach z Austrią nie zaprezentowali się z najlepszej strony. - Swoich umiejętności jeszcze nie miałem okazji pokazać, bo jak na razie to jest forma wakacyjna. W tym momencie po prostu zagrałem to, co byłem w stanie po półtoratygodniowym odpoczynku - przyznał Włodarczyk. Bednorz natomiast po piątkowym pojedynku powiedział: - Austriacy uparli się na mnie i cały czas zagrywali w moją stronę. Wiedzieli, że dostaję dużo piłek w ataku i chcieli mnie wyeliminować i zmęczyć. Faktycznie im się to udało, bo nie było to moje najlepsze spotkanie. Za grę w przyjęciu na pochwałę nie zasłużył również tym razem Damian Wojtaszek. W tym elemencie zdecydowanie najlepiej zaprezentował się Adrian Buchowski. W kolejnych meczach musi on jednak otrzymać spore wsparcie w defensywie od swoich kolegów, ponieważ Estonia, będąca najbliższym rywalem Polaków, uznawana jest powszechnie za zespół silniejszy od Austrii.

Podsumowanie

W piątek oficjalnie zapadła decyzja o przyznaniu organizacji turnieju Final Four Ligi Europejskiej Wałbrzychowi (13-14 sierpnia). Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że polscy siatkarze mają jeszcze miesiąc na spokojne przygotowanie optymalnej dyspozycji do decydujących gier. Michał Filip wyraźnie dał jednak do zrozumienia, że wszyscy członkowie drużyny nie zamierzają teraz wybiegać myślami zbytnio do przodu. - Na każdym kroku nasz trener podkreśla, że nie ma znaczenia fakt, iż zagramy w Final Four. Mamy wyjść i walczyć o każdą akcję, wygrać każdy mecz - stwierdził.

Jak dotąd wszystkie cztery pojedynki Biało-Czerwonych w LE zakończyły się ich sukcesem. Przed nimi jeszcze, kolejno, po dwa wyjazdowe starcia z Estonią i Izraelem oraz dwumecz w Kaliszu z Macedonią. Jeśli poziom poczynań Polaków znacząco się w nich jednak nie podniesie, o zachowanie miana niepokonanych w grupie A będzie im niezmiernie trudno.

Wiktor Gumiński

Źródło artykułu: