- Siatkówka to w Polsce sport kultowy, a liga należy do najlepszych na świecie. Nie ukrywam więc, że mimo sukcesów, jakie odnosiłem za granicą, praca w Treflu będzie promocją mojej osoby. Jeśli dobrze się sprzedam w naszej ekstraklasie, to być może zostanę w niej na dłużej - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą Jerzy Strumiłło, nowy trener Trefla Gdańsk.
Szkoleniowiec podkreśla, że wpływu na jego decyzję nie miały pieniądze, miał on bowiem inne, intratne propozycje z Egiptu, Omanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bliskiego Wschodu. - Do sprawy podszedłem jednak ambicjonalnie i chcę pomóc Treflowi. Poza tym moim przyjacielem jest prezes Trefla Kazimierz Wierzbicki - wyjaśnia zaznaczając jednak, że taki układ zdaje się mieć więcej minusów niż plusów, bo od przyjaciół wymaga się więcej, niż od innych ludzi. - Jestem przygotowany na to, że będzie ciężko, że będzie mi wytykał błędy, ale nie jestem strachliwy i myślę, że sobie z tym poradzę - zapewnia.
Strumiłło po raz pierwszy znajdzie się w sytuacji, kiedy prowadzona przez niego drużyna znajduje się w dole tabeli, do tej pory prowadził bowiem zespoły walczące o ligowe czołowe pozycje. - Teraz będzie większa adrenalina, czeka mnie niedosypianie po nocach, ale bez tego nie ma sukcesu. Na razie moja kariera trenerska przypominała tę Nikodema Dyzmy. Tak jak on miałem szczęście, kroczyłem od zwycięstwa do zwycięstwa i chcę to utrzymać w Gdańsku - podkreśla w rozmowie z gazetą.
Chociaż trener nie mieszkał w Polsce, o Treflu wie dużo. Dzięki satelicie oglądał spotkania gdańskiej drużyny, zgromadził też sporo materiałów na płytach. Zna sytuację w zespole i rozmawiał już nawet z kilkoma zawodnikami, m.in. z leczącym się w Serbii Bojanem Janicem. - Oczywiście czym innym jest poznanie zespołu z bliska, dlatego porządkuję swoje sprawy w Belgii i już w środę będę z drużyną z Cetniewie - zaznacza.
Strumiłło będzie prowadził zespół silną ręką. - Lubię mieć w drużynie zawodników z inicjatywą, mających swoje zdanie, ale którym mogę zaufać. Nie lubię szwindli, jak zobaczę, że mnie zawodzą, to nie zawaham się pójść po trupach. Nie lubię tego, ale czasami nie ma innego wyjścia. Spotkam się z zawodnikami, potem porozmawiam z każdym w cztery oczy. Muszą wiedzieć, na czym stoją. Nie mamy czasu na długą grę wstępną - zaznacza na łamach Gazety Wyborczej.
Trudnego charakteru niektórych zawodników Strumiło się nie boi, gdyż sam, jak przyznaje był efant terrible siatkówki. - To teraz pomaga mi znaleźć odpowiednie podejście do takich zawodników. Ważna jest psychologia, myślę, że przez wiele lat pracy w tym zawodzie poznałem jej reguły. Będę chciał wybrać dwóch-trzech najbardziej charyzmatycznych zawodników, postawić na nich, żeby pociągnęli drużynę - zdradza.
* Na podstawie rozmowy z Jerzym Strumiłło przeprowadzonej przez Łukasza Pałuch (Gazeta Wyborcza).