Ireneusz Mazur: Nie chcę pompować balonika oczekiwań
Dzień przed inauguracją mistrzostw Europy siatkarzy, były szkoleniowiec reprezentacji Polski juniorów i PGE Skry Bełchatów podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat formy Biało-Czerwonych i ich szans na medal w Bułgarii i we Włoszech.
Po dwóch wygranych spotkaniach towarzyskich ze Słowacją w Bratysławie, podopieczni Stephane'a Antigi udali się do Warny, by od piątku rozpocząć rywalizację o prymat na Starym Kontynencie. Teoretycznie Polacy nie powinni mieć problemu w rywalizacji grupowej. Zespoły Białorusi, Belgii i Słowenii zdecydowanie ustępują mistrzom świata pod względem potencjału. Tak naprawdę mistrzostwa zaczną się dla Biało-Czerwonych dopiero od ćwierćfinału, w którym najprawdopodobniej przyjdzie im zmierzyć się z reprezentacją Niemiec bądź Bułgarii. Szanse brązowych medalistów Pucharu Świata na zajęcie miejsca na podium w czempionacie ocenił Ireneusz Mazur.
Wirtualna Polska: Czy sparingowe starcia ze Słowacją potwierdziły wypowiedzi samych zawodników, że w zespole nadal panuje dobra atmosfera mimo tak przykrego zakończenia Pucharu Świata?
A czy pan, jako szkoleniowiec, obawiał się, że zespół może wpaść w dołek psychiczny?
- Nie, ponieważ po zawodnikach było widać sportową złość po niepowodzeniu w meczu z Włochami. Była to taka optymistyczna wersja niezadowolenia. Pozostaje teraz trzymać kciuki za to, by spotkania na mistrzostwach Europy potwierdziły psychiczną trwałość tej drużyny. Jeśli wyniki będą pozytywne to o sferę mentalną nie musimy się martwić.
Jaki element bądź elementy najlepiej funkcjonowały w polskim zespole w sparingach ze Słowacją?
- Drużyna zagrała bardzo skutecznie. Dobrze wyglądała dyspozycja Bartosza Kurka, ale indywidualnie nie chcę zbyt mocno oceniać formy zawodników. Zespół nie utracił wiary we własne możliwości. W trudnych sytuacjach dalej nie poddaje się i potrafi wyjść z kryzysu. Z doświadczenia jednak wiem, że nie można przykładać stu procentowej miary do sparingów. Zawodnicy myślami są już przy tym głównym celu. Warto podkreślić także dobrą zagrywkę. Reprezentacja nie zeszła poniżej poziomu prezentowanego podczas Pucharu Świata, a to dobry znak. Nie chcę jednak pompować tzw. balonika. Ze spokojem poczekajmy na rozwój sytuacji.
Czy w ogóle jest możliwe utrzymanie formy z turnieju w Japonii przez jednak stosunkowo długi czas? - Możemy doszukiwać się pewnych analogii. Spójrzmy na zakończone przed kilkoma dniami mistrzostwa Europy siatkarek. Kobiety podobnie jak mężczyźni przystąpili do tej rywalizacji po Pucharze Świata. Końcowe rezultaty na przykładzie Rosjanek i Serbek pokazały, że można utrzymać przez tak długi czas sportową formę. Dodatkowo główne zainteresowane potrafiły grać zarazem skuteczną jak i ciekawą siatkówkę. Gdybyśmy nie wiedzieli że te dwie drużyny rywalizowały w Japonii o przepustkę olimpijską to można byłoby powiedzieć, patrząc na ich grę, że szykowały swoją formę właśnie pod kontem mistrzostw.Czyli możemy stwierdzić, że formę uda się utrzymać?
- Co prawda nie da się wszystkiego przenieść na grunt męskiej siatkówki, ale prawdopodobnie zespół pozostanie w odpowiedniej dyspozycji do ostatniego dnia czempionatu. Gdyby przerwa była dłuższa trzeba byłoby odbudowywać formę fizyczną - wytrzymałość, siłę. Pauza była jednak na tyle optymalna, że w kwestiach fizjologicznych odpowiednia dyspozycja została utrzymana.Czy ma Pan faworyta do zdobycia złotego medalu?
- Jeśli nim jest Polska to mam (śmiech). Co prawda nie jesteśmy murowanymi kandydatami do tytułu mistrzowskiego, ale znajdujemy się w gronie trzech może czterech zespołów, które powalczą o medal z najcenniejszego kruszcu. Duże znaczenie będzie miała drabinka turniejowa. Oprócz Biało-Czerwonych mocni powinni być także Francuzi, Włosi, Bułgarzy, Serbowie. Wierzę głęboko, że w finale zagrają aktualni mistrzowie świata.
Rozmawiał Szymon Łożyński
Pełna mobilizacja biało-czerwonych przed ME