Tu wszyscy debiutowali - rozmowa z Markiem Magierą, dziennikarzem Polsatu Sport i "wodzirejem" Meczu Gwiazd PlusLigi

Sobotni Mecz Gwiazd Plusligi nie niósł z sobą tylu emocji co spotkania naszej reprezentacji, ale "wodzirej" Marek Magiera uważa, że nie tylko emocje związane z wynikiem są ważne. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przyznaje, że łatwiej poderwać publiczność podczas meczu o dużą stawkę. Liczy się jednak coś, czego warszawscy fani nie mają na co dzień - kontakt z największymi gwiazdami naszej ligi. No i wesoła zabawa. - Wszyscy jesteśmy jednak debiutantami i za rok takie spotkanie będzie jeszcze lepsze - mówił Magiera.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Panie Marku, zamienił pan tym razem mikrofon Polsatu na mikrofon "wodzireja". Niech pan powie, tak z ręka na sercu, komu są potrzebne takie "Mecze Gwiazd". Dzisiejszy nie był zbyt ekscytujący.

Marek Magiera: Ale nie był też słaby. W założeniu organizatorów miało to być spotkanie najlepszych siatkarzy, którzy bez stresu mieli pokazać dobrą siatkówkę. Bardzo ważną rzeczą było też zebranie funduszy na pomoc byłym zawodnikom. Kilkanaście lat temu, w zupełnie innych warunkach, trenowali wcale nie mniej niż dzisiejsze gwiazdy. Wtedy jednak nie było takiego boomu na siatkówkę i nie mogli skorzystać na tym finansowo. Powstaje właśnie fundacja, która postawiła sobie za cel pomoc tym, którzy żyją w trudnych warunkach. Kto wie, czy nie jest to ważniejszy cel niż dobra zabawa i promocja siatkówki.

Obaj wiemy, że w siatkówce nie da się pokazać tak spektakularnych akcji jak w koszykówce. Tu nie ma wsadów, zwodów czy bezpośredniego kontaktu z rywalem.

- To prawda, bez emocji związanych w wynikiem, może się wydawać, że bezkontaktowa siatkówka to jest nudna gra. Dziś zawodnicy zrobili jednak ogromnie dużo, żeby pokazać, iż można rozgrywać wspaniałe i nie schematyczne akcje. Organizatorzy próbują nowych rozwiązań i myślę, że konkurs siatkarskiego "Gwoździa" był nie tylko widowiskowy, ale spodobał się samym zawodnikom.

Ma pan ogromne doświadczenie w "nakręcaniu" publiczności. Dziś trzeba było użyć chyba wszystkich waszych tricków.

- To nie ja, to Grzesiek Kułaga (śmiech). Ale mówiąc poważnie ten mecz dla nas też był wyjątkowy. Nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał i jaką muzykę trzeba przygotować, dlatego poszliśmy trochę na żywioł.

W ciągu tych dwóch godzin był tylko jeden taki moment, kiedy wydawało się, że sala "wyleci w powietrze".

- Pamiętam. Ten moment przypominał reakcje kibiców na meczach o najwyższą stawkę. Generalnie nie był to łatwy mecz do prowadzenia, bo jednak brakowało trochę adrenaliny, która towarzyszy spotkaniom o stawkę, ale nie tylko to się liczy. Bardzo ważny jest kontakt zawodników z publicznością, lojalność kibiców i bycie razem że swoimi gwiazdami. Wszystko to mieliśmy w Arenie. Byłoby jeszcze lepiej gdyby nie sędziowie. Oni jedyni potraktowali ten mecz zbyt serio. Po co odbierać punkty za wesołe numery wymyślone przez zawodników? Kiedy Polacy wyszli na parkiet w siódemkę, to trzeba było poczekać co z tego wyniknie, a nie przerywać akcję. To jest zabawa, jak chcą grać przez moment nawet w dwunastu, to trzeba im na to po prostu pozwolić. To samo dotyczy muzyki. Przecież nic by się nie stało, gdyby przez kilka minut drużyny grały z naszym podkładem. Pamiętajmy jednak, że to był pierwszy taki mecz. Przed kolejnym wszyscy wyciągną wnioski.

A które spotkania są łatwiejsze dla "wodzirejów". Te o stawkę czy takie jak dzisiejsze?

- Zdecydowanie te pierwsze. Przed Ligą Światową wiemy doskonale jak będzie reagować nasza wspaniała publiczność. Na "Mecz Gwiazd" nie wiedzieliśmy za bardzo co przygotować. Gdybyśmy mieli poprowadzić to widowisko teraz, to zmienilibyśmy naprawdę dużo i na pewno kolejny mecz z udziałem gwiazd PlusLigi będzie zupełnie inaczej wyglądał. Warto także pomyśleć o zmianie terminu, o czym wspominali trenerzy. Może lepszy byłby taki jaki wybrano na mecz kobiet? A może trzeba wykorzystać długi majowy weekend? Jeszcze raz powtórzę, to dla wszystkich był debiut.

Komentarze (0)