Kamila Ganszczyk lubi adrenalinę

Reprezentacyjna środkowa może zaliczyć swój oficjalny debiut w barwach Taurona MKS-u Dąbrowa Górnicza do udanych. 24-latka cieszyła się przede wszystkim z dobrej atmosfery w zespole.

- Wolę oceniać całą drużynę niż siebie, w końcu siatkówka to gra zespołowa. Zbyt nerwowo weszłyśmy w mecz, przez co zrobiłyśmy kilka niepotrzebnych błędów i dałyśmy się rozkręcić dziewczynom z Bielska-Białej. Mimo to wygrałyśmy to spotkanie i z tego należy się cieszyć, to jest w tej chwili najważniejsze - uznała Kamila Ganszczyk po spotkaniu zagłębiowskiego MKS-u z BKS-em Aluprof Bielsko-Biała na inaugurację nowego sezonu Orlen Ligi (3:2).

Patrząc na grę kadry pod wodzą Juana Manuela Serramalery, miało się wrażenie, że ktoś zaciągnął dąbrowiankom hamulec ręczny. Gospodynie poniedziałkowego spotkania atakowały z niską skutecznością i wielokrotnie ich akcje były podbijane przez dobrze zorganizowane bielszczanki. BKS wygrywał już 2:1, ostatecznie jednak dwa punkty zdobył zespół z Dębowego Miasta. - Pierwsze mecze sezonu zawsze są trudne, należy ciągle pracować nad zgraniem. Choćby dla mnie to jest dopiero trzeci tydzień z drużyną i musimy się jeszcze "dotrzeć". Myślę, że z meczu na meczu będziemy radzić sobie coraz lepiej, bo mamy naprawdę spory potencjał. Trzymajmy się właściwego kursu, poprawmy kilka rzeczy i będzie lepiej - uznała była środkowa ostrowieckiego KSZO.

Ganszczyk wraz z Eleonorą Dziękiewicz była jednym z najpewniejszych punktów dąbrowskiej ekipy w starciu z rywalem z Podbeskidzia. 24-latka zdobyła aż 15 punktów, z czego 6 po udanych blokach. Szczególnie widowiskowa były ostatnie akcje piątego seta, w których środkowa najpierw zablokowała Małgorzatę Lis, następnie wygrała walkę na siatce z Yael Castiglione i zakończyła rywalizację, zatrzymawszy Natalię Bamber-Laskowska. - Lubię adrenalinę i jeżeli potrafię pomóc zespołowi w takich momentach, jest to dla mnie ogromny powód do radości. Cieszę się, że tak to się skończyło, niezależnie od tego, kto skończył cały mecz. Tie-breaki to zdecydowanie najtrudniejsze sety, natomiast zachowałyśmy pełną koncentrację i dzięki temu wygrana nam się należała - powiedziała Ganszczyk, która zabłysnęła w podobny sposób w ostatniej partii spotkania Polska - Białoruś tegorocznych ME.

Pochodząca z Kościana zawodniczka trenuje z kadrą MKS-u dopiero od trzech tygodni. - Była trochę zdenerwowana przed przyjazdem, nie wiedziałam, jak przyjmie mnie zespół, ale było dużo lepiej niż myślałam. Panuje bardzo fajna atmosfera, nawet mimo mojego nie najlepszego angielskiego dogaduję się z dziewczynami z zagranicy. Stworzył się fajny kolektyw i wierzę, że pokaże on grę na wysokim poziomie - oceniła uśmiechnięta siatkarka.

Co było bardziej wymagającym doświadczeniem dla Ganszczyk: zapoznanie się z nowym klubem czy debiut w kadrze narodowej? - Zdecydowanie trudniejsze było wejście do reprezentacji. Jej zawodniczki były już ze sobą zgrane, ja natomiast nikogo tam właściwie nie znałam, może tylko z drugiej strony siatki. Natomiast z kadry MKS-u znałam już Natalię Piekarczyk i dlatego było mi dużo łatwiej. Natomiast w obu drużynach zostałam bardzo miło przyjęta i czułam się, jakby była w nich od dawna - powiedziała środkowa MKS-u.

Źródło artykułu: