Amerykański Sen, odc. 5: Jak to się robi w Ameryce? cz. 1

Z jednej strony brak zawodowej ligi i odpowiedniej promocji, z drugiej sukcesy na całym świecie. Jak to możliwe? Wyjaśniała to szefowa związku amerykańskich trenerów AVCA Kathy DeBoer w rozmowie z naszym portalem.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

WP SportoweFakty: Czym jest Związek Amerykańskich Trenerów Siatkówki (AVCA)?

Kathy DeBoer: AVCA rozpoczął swoją misję 35 lat temu. Powstanie tej organizacji było reakcją na dość unikalny w skali świata system, jaki został przyjęty w USA. Jak wiadomo, nie mamy zawodowych drużyn siatkarskich ani profesjonalnej ligi, to uczelnie zajmują się kształceniem siatkarzy zarówno pod względem czysto naukowym, jak i sportowym. Dla zdecydowanej większości naszych zawodników najwyższym poziomem, jaki osiągną w swojej siatkarskiej karierze, jest poziom uniwersytecki, zakończony uzyskaniem dyplomu uczelni. Za cały okres nauki płacą oni dziesiątki lub nawet setki tysięcy dolarów, to cena, z jaką liczą się oni od samego początku. We wczesnych latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku siatkówka akademicka rozwijała się w bardzo szybkim tempie, dlatego trenerzy pracujący na uniwersytetach zjednoczyli się, by uzyskać prawo głosu i reprezentację na forum całego kraju. W ten sposób postawała pewnego rodzaju unia powiązana z NCAA, głównym organem dowodzącym rozgrywkami akademickimi w Stanach. Jeszcze inną organizacją jest USA Volleyball, zarządzające drużynami narodowymi. Początkowo AVCA zrzeszała wyłącznie szkoleniowców pracujących w collegach, ale kilka lat później nastąpiło otwarcie na trenerów zespołów szkół średnich, jak i młodzieży w wieku kadeckim, stąd też mówimy o całej "American Volleyball".

Jest możliwe, by kiedykolwiek Stany Zjednoczone doczekały się zawodowej ligi siatkarskiej na wzór choćby europejski?

- Były już inicjatywy zawodowych lig siatkarskich w Stanach Zjednoczonych, czasami dochodziły one do skutku, ale nie przetrwały próby czasu. Nie da się ukryć, że nie zyskały sobie one popularności i odpowiedniego zainteresowania mediów. A taki projekt działa na zasadzie naczyń połączonych: bez promocji medialnej nie ma przychodów z biletów i sponsorów inwestujących w dyscyplinę, bez nich trudno o stabilność finansową klubów i wypłacanie przez nie regularnych pensji zawodnikom, w końcu sama liga jako produkt na siebie nie zarabia. Wiele dyscyplin w Stanach ma wystarczająco liczną widownię, by wypracowywać zysk: baseball, futbol amerykański, koszykówka mężczyzn i kobiet, piłkarska Major League Soccer, rozgrywki hokeja NHL... Amerykańska siatkówka nie wykształciła tego, a jedną z przyczyn jest to, że ten sport jest kojarzony głównie z kobietami, a w pozostałych dyscyplinach koniunktura jest napędzana przez rozgrywki mężczyzn, które są po prostu bardziej popularne. Prawie dziewięćdziesiąt procent uczelnianych drużyn siatkarskich to właśnie zespoły kobiece, dlatego trudno jest o zbudowanie silnej pozycji siatkówki na takim, a nie innym rynku medialnym.

Czy w takim razie system akademicki, na jakim opiera się siatkówka w USA, jest najlepszy z możliwych?

- Cóż, łączenie trenowania sportu i edukacji nie zawsze przychodzi łatwo i bez problemów, w końcu trenerzy domagają się najlepszych siatkarek, a profesorowie najlepszych studentek. A to niekiedy jest bardzo trudno pogodzić. Mamy to szczęście, że zdecydowana większość zawodniczek, która opuszcza szkoły średnie i kontynuuje swoją drogę życia na uniwersytetach, uczy się pilnie i nie ma problemów z uzyskiwaniem dobrych ocen. Główną ideą, jaka przyświeca nam w sporcie akademickim, jest wykształcenie u absolwentów takiego zestawu umiejętności i danie im takiej wiedzy, która pozwoli im realizować się w pełni w życiu do okresie uczelnianym, a także po zakończeniu kariery. W końcu jeśli jesteś naprawdę dobry, możesz grać na wysokim poziomie do 35., nawet 40. roku życia, ale po karierze trzeba zacząć nowe życia zawodowe. Jeżeli absolwent wyjeżdża za granicę, by tam uprawiać siatkówkę w pełni profesjonalnie, uzyskany na uczelni dyplom z zarządzania, biznesu czy nawet medycyny daje mu poczucie stabilności i z pewnością pomoże im w późniejszym etapie życia, gdy trzeba będzie myśleć o życiu poza sportem.

Sport akademicki ma swoje ograniczenia, ale z drugiej strony wysyłacie w świat osoby w pełni ukształtowane, nie tylko pod względem techniki czy umiejętności czysto siatkarskich.

- Pewnym problemem jest z pewnością ograniczony czas spędzany na hali. W końcu żaden sportowiec nie jest zwalniany z obowiązków uczelnianych i w każdej sytuacji jest w stu procentach studentem. Dlatego też trener nie może powiedzieć słabiej spisującemu się zawodnikowi "musisz spędzić więcej czasu na treningu", bo dobrze wie, że jest to po prostu niemożliwe. W innym wypadku gracz mógłby nawet złożyć skargę do władz uczelni na trenera, który odbiera mu czas potrzebny na edukację!

Kilkuosobowy sztab trenerski ma za zadanie wybrać z kilkuset tysięcy zawodniczek występujących w uczelnianych kadrach i tych grających za granicą wybrać kilkunastoosobową kadrę i przygotować ją do najważniejszych imprez sezonu, starając się zaszczepić w niej określony styl gry. To musi być niesamowicie trudne.

- Może niekoniecznie jest to zadanie trudne w pełnym znaczeniu tego słowa, ale z pewnością czasochłonne. Trenerzy oglądają przez długie godziny nagrania ze spotkaniami naszych zawodniczek występujących za granicą, są z nimi w stałym kontakcie i pomagają im konsultacjami dotyczącymi codziennej pracy na treningach, by ich umiejętności stale rosły. Oczywiście, czas przygotowań dla tak rozrzuconej po świecie grupy jest krótki, ale z podobnym problemem borykają się właściwie wszystkie reprezentacje narodowe. Klasę selekcjonera kadry poznaje się właśnie po tym, że bierze siatkarki występujące w różnych drużynach, różnych krajach i potrafi stworzyć z nich przekonujący, spójny zespół.
Kathy de Boer i Andrzej Grzyb / fot. archiwum AG Kathy de Boer i Andrzej Grzyb / fot. archiwum AG
Czy ogrom całej społeczności siatkarskiej w Stanach Zjednoczonych i wielość zawierających się w niej pomysłów nie sprawa, że rozwija się ona wolniej, niż powinna?

- Jesteśmy krajem liczącym 320 milionów mieszkańców, co stwarza naturalne warunki do rozwoju i rywalizacji. Gdy mowa choćby o rozgrywkach kobiecych w siatkówce, stoimy przed olbrzymią liczbą możliwości i szans. Młodzi siatkarze nie mają może aż takich możliwości, ale są rejony, w których jest sporo ośrodków specjalizujących się właśnie w tym rodzaju dyscypliny, choćby Kalifornia lub Nowy York. Tym bardziej zachwycające są osiągnięcia amerykańskich siatkarzy na arenie międzynarodowej i zdobywane przez nich medale, jeżeli pamiętamy o tym, że nie dysponują oni takim zapleczem jak siatkarki, zwykle nie mają tak rozbudowanych baz treningowych i nie otrzymują tylu szans na regularną grę w młodszym wieku. Wynika to z akcentu położonego na rolę właściwego treningu: poza tym tak jak wcześniej wspomniałam, jesteśmy ogromnym krajem i nawet mała grupa zawodników w porównaniu do innych popularnych w USA dyscyplin staje się znacząca, gdy porównać ją z pozostałymi krajami.

Skąd bierze się wyjątkowy nacisk na wyjątkowo rozbudowaną analizę statystyk i określanie właściwie każdego elementu gry poprzez liczby i procenty?

- Mówiąc trochę żartobliwie, od dłuższego czasu romansujemy z komputerami i danymi, jakie dla nas produkują. W grudniu zeszłego roku słuchałam raportu jednego z trenerów kadry narodowej i jeden z podpunktów tego dokumentu, oparty na samych statystykach, miał... sześćdziesiąt pięt stron. Wiadomo, że próba przekazania takiej liczby informacji do zawodników skończyłaby się katastrofą, w ich umysłach nie zostałoby nic poza kompletnym bałaganem, i trenerzy to doskonale wiedzą. Dlatego streszczają oni zyskaną wcześniej wiedzę o każdym aspekcie gry w kilkunastu krótkich punktach, w sam raz do przyswojenia. W jednym ze szkoleniowców doszłam ostatnio do wniosku, że początkowa, czysto naukowa praca szkoleniowca ma szansę zamienić się w czystą sztukę, gdy dochodzi do etapu wyjaśniania zawodnikom swoich idei. I ta sztuka polega na tym, by przekazać wystarczająco dużo, ale jednocześnie w sposób, który przekona do ciebie podopiecznych. A wracając do tematu... Tak, jesteśmy zakochani w statystykach i one w pewnym sensie wyznaczają wielu naszym trenerom kierunek pracy. Panuje przekonanie, że przy odpowiednio przyjętej metodologii analizy i systemie tworzenia baz danych jesteśmy w stanie rozwiązać większość problemów, na jakie natykamy się w treningu.

Czym w ostatnich latach może pochwalić się AVCA?

- Staramy się być adwokatem tych, których głos nie jest wystarczająco słyszalny i wpływać na zmiany w działaniach NCAA w różnych obszarach: treningu, rozwoju, obiektów czy kształtu rozgrywek. Dzięki naszym staraniom siatkówka plażowa stała się niedawno jednym ze sportów akademickich. W ciągu ostatniej dekady podwoiliśmy nasz zasięg i liczbę członków, która wynosi obecnie siedem tysięcy szkoleniowców zrzeszonych w naszej organizacji. Ostatnio poprawiła się również komunikacja między środowiskami uniwersyteckimi a drużynami juniorskimi i kadeckimi, dużo więcej jest rozmów i wymiany poglądów między trenerami z uczelni i szkół średnich. Poza tym budujemy profil całej amerykańskiej siatkówki i powoli, ale pewnie promujemy ten sport w naszych mediach i środkach przekazu.

W większości krajów, w tym w Polsce,  dąży się w ostatnich latach do jak największej ujednolicenia programu szkolenia w siatkówce na obszarze całego kraju...

- Nie sądzę, by podobna rzeczy była możliwa u nas! Po pierwsze, w Stanach Zjednoczonych żadna organizacja nie jest w stanie narzucić tak licznej grupie drużyn i uczelni jednego, wcześniej opracowanego systemu szkolenia, tak jak to ma miejsce choćby w Chinach, gdzie spory wpływ na kształt całej dyscypliny ma rząd. Nawet USA Volleyball, która kieruje pracą seniorskich reprezentacji, nie ma odpowiedniego autorytetu i narzędzi, by władać całą grupą uczelni i narzucać im takie, a nie inne metody. Mało tego, system pracy w drużynach młodzieżowych jest zupełnie niezależny od każdej z czołowych organizacji siatkarskich! Gdyby ktoś starał się im powiedzieć "tak nie należy trenować, zmieńcie swoje metody", mogłoby się to zakończyć nawet w sądzie. Innymi słowy, mamy do czynienia z mieszanką wielu grup interesu, wielu punktów widzenia i na przestrzeni lat można było zaobserwować, jak wiele w naszych metodach pracy czerpaliśmy od innych. Choćby w latach 70. i 80. wiele nauczyliśmy się od krajów azjatyckich, które w tamtych latach wyznaczały najwyższą jakość w siatkówce kobiet i były w niej po prostu najlepsze. W latach 90. Doug Beal rozpoczął pracę nad swego rodzaju hybrydą pomysłów zaczerpniętych z Brazylii, krajów Europy, ale także Azji. To zaowocowało wykształceniem specjalizacji treningu przyjęcia, jak i innego podejścia do akcji z drugiej linii. Nasz styl można w skrócie określić jako sumę zapożyczeń najbardziej wartościowych, naszym zdaniem, elementów z wielu krajów i spajanie ich w jedną całość.

Druga część rozmowy ukaże się w sobotę 24 października.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×