WP SportoweFakty: Zanim siatkarze przystąpią do rozegrania meczu, wcześniej czekają ich odprawy taktyczne. Czego się na nich dowiadujecie?
Paweł Zatorski: Na początku oglądamy taktykę drużyny przeciwnej i przyswajamy założenia dotyczącego tego, jak grać przeciwko rywalowi. Na końcu sam oglądam bardzo dużo serwisów graczy przeciwnej ekipy. Skupiamy się na tym, gdzie najczęściej zagrywają, gdzie najrzadziej i analizujemy, którą strefę możemy ewentualnie odpuścić.
A co się dzieje w szatni tuż przed meczem?
- Dla nas samych widoki z szatni stały się już rutyną. W tym sezonie zagraliśmy już bowiem tyle spotkań, że praktycznie nie zastanawiamy się, czy wchodzimy do szatni przed meczem, czy przed treningiem. Tyle razy w niej byliśmy, że moglibyśmy tam równie dobrze mieszkać. Kibic zobaczyłby pewnie normalnie przebierających się chłopaków i dużo golizny (śmiech). Jedni są skupieni, inni wyluzowani. Zazwyczaj otrzymujemy wtedy również ostatnie wskazówki od trenerów. Najwięcej pracy przed meczem mają fizjoterapeuci, którzy szykują wszystkich graczy, by byli odpowiednio rozgrzani.
Obowiązują jakieś obostrzenia odnośnie słuchania muzyki w szatni?
- Nie. Bywało, że zabieraliśmy muzykę dla wszystkich, głośnik i razem słuchaliśmy tego samego. Zdarzały się jednak mecze, przed którymi każdy słuchał własnej muzyki. W tej kwestii nie mamy żadnego rytuału.
Jednym z zadań libero jest przyjmowanie potężnych ataków po prostej. Ile umiejętności, a ile szczęścia potrzeba do obrony takiego soczystego uderzenia?
- Przede wszystkim trzeba się dobrze ustawić. Potrzeba intuicji. Kiedy blok jest właściwie ustawiony, a zawodnik stanie w miejscu, gdzie piłka ma możliwość przelecieć tylko w jednej płaszczyźnie, to ta piłka go trafi i w jakiś sposób na pewno się ją odbije. Na pewno odczuwa się dużą satysfakcję, gdy taki cios udaje się obronić.
Obserwując pana na tegorocznym Memoriale Huberta Wagnera w Toruniu odniosłem wrażenie, że nigdy w życiu nie odmówił pan kibicom autografu bądź wspólnego zdjęcia. Do szatni schodził pan ostatni.
- Chcielibyśmy, żeby kibice zawsze wychodzili zadowoleni z meczu, ale oni też muszą pamiętać, że naszą pracą jest granie. Żebyśmy mogli się zregenerować, często musimy po spotkaniach uciekać do fizjoterapeutów. W miarę możliwości staramy się zostać do ostatniego kibica, ale taka sytuacja ma przeważnie miejsce na turniejach towarzyskich.
W zagranicznych państwach polscy reprezentanci również są oblegani przez kibiców?
- Jesteśmy w coraz większym szoku, bo dużo ludzi interesuje się siatkówką poza granicami kraju i wielu z nich lubi naszą reprezentację. Na pewno wiąże się to z sukcesami, które odnosiliśmy, ale też lubią nas za styl gry. Nawet w Iranie, gdzie kibice często wykazywali do nas dużą niechęć, potrafili okazać szacunek. Zdarzyło mi się nawet dostać prezenty od irańskich fanów. Do mojego pokoju, bezpośrednimi przesyłkami pocztowymi, trafiły jakieś napisy w języku perskim. Mam nadzieję, że nie obraźliwe (śmiech).
Iran zapamiętamy z nieprzerwanego dźwięku trąbek.
- Wychodząc z hali w Iranie przez długi czas człowiek jeszcze nic nie słyszy. Chcąc powiedzieć do siebie cokolwiek w trakcie meczu, musieliśmy krzyczeć. Gardła po takim spotkaniu są zdarte.
W sprawach kontaktu z mediami obowiązują obecnie w kadrze jakieś wytyczne?
- Mamy pewne ustalenia z rzecznikiem prasowym reprezentacji, Mariuszem Szyszko. Wiemy, że dziennikarze są nieodłączną częścią naszej kariery. Musimy dawać ludziom jakąś pożywkę do tego, by mogli się interesować losami reprezentacji, wiedzieli, co robimy "od środka" bądź też jakie były przyczyny tego, że zagraliśmy tak, a nie inaczej.
[nextpage]Czyta pan artykuły na swój temat?
- Raczej bardzo rzadko. Nie szukam na siłę informacji o sobie, bo jednak te dobre mogą szybko uderzyć do głowy, a złe mocno zdołować.
Innym nieodłącznym elementem życia sportowca są kontrole antydopingowe.
- Zdarzyło mi się to kilka razy w trakcie sezonu. Zostaliśmy choćby w ten sposób "powitani" po przyjeździe do pierwszego miasta w Japonii (Puchar Świata, Polacy nie awansowali na igrzyska, bo zajęli 3. miejsce – przyp. red.). Po długiej, autokarowej podróży z Osaki podeszło do nas sześciu panów i zabrało pięciu graczy na kontrolę. Niemiło ją wspominam, ponieważ były tak niskie drzwi do łazienek, że nawet ja uderzyłem głową w futrynę i rozciąłem sobie czoło. Cieknąca krew nie pomagała mi później w skupieniu się przy wykonywaniu czynności niezbędnych do wypełnienia podczas kontroli (śmiech).
A jak się zasypia po meczu, który kończy się w okolicach godziny 23 bądź później?
- Bardzo trudno. Szczególnie jeśli gramy przy naszych wspaniałych kibicach bądź w innych halach na świecie, w których jest bardzo głośno. Bez tabletek nasennych często trudno sobie poradzić i męczymy się do 3 bądź 4 nad ranem, a czasami nawet jeszcze dłużej.
Podczas długich turniejów zdarza się, że kadrowicze mają wolny dzień albo kilka godzin. Co wtedy najczęściej robią reprezentanci Polski?
- Całego dnia wolnego na turniejach nie mamy praktycznie nigdy, bo zawsze wówczas trenujemy, chyba że jesteśmy akurat w podróży. Często też zdarzają się wtedy analizy wideo. Jeśli już trafia się wolny czas, to przeważnie obowiązuje od śniadania do obiadu. Wtedy po prostu wychodzimy na spacer, żeby przewietrzyć się i odpocząć od ciągłego siedzenia w zamkniętych pomieszczeniach. To jest nasza główna rozrywka.
W tym roku po raz pierwszy na dużych imprezach z kadrą przebywał Artur Szalpuk. Otrzymał on jakieś specjalne powitanie w zespole?
- U nas nie ma jakichś zwyczajów, jeśli chodzi o powitania. Czasami, za pozwoleniem trenera, debiutant postawi małe piwo. I to wszystko.
Przy okazji Mistrzostw Świata 2014 polska reprezentacja mogła korzystać z usług trenera mentalnego. Ta współpraca była kontynuowana również w tym roku?
- Nie, w tym roku nic takiego nie miało miejsca. W poprzednim sezonie odbyliśmy kilka takich spotkań. Ja tylko jedno. Byli jednak zawodnicy, którzy korzystali z tych usług częściej.
Ile jest prawdy w zdaniu: "każdy siatkarz musi być sam sobie psychologiem"?
- Dużo. Czasami trudno jest znieść presję, ale jeszcze trudniej poradzić sobie z długą rozłąką i ciągłym przesiadywaniem na wyjazdach. Od tego mamy jednak siebie nawzajem, żeby wówczas ze sobą rozmawiać i wspólnie się motywować.
[b]Rozmawiał Wiktor Gumiński
[/b]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)