Bartłomiej Lemański: Czujemy respekt przed Pawłem Zagumnym

To drugi sezon Bartłomieja Lemańskiego w PlusLidze. Rozgrywki 2014/2015 środkowy zakończył kontuzją stawu skokowego, która wykluczyła go z treningów na kilka miesięcy. Dziś po urazie nie ma śladu, a gracz występuje u boku m.in. Pawła Zagumnego.

WP SportoweFakty: Spotkanie przeciwko ZAKSIE zakończyło się nie tak, jak sobie wymarzyliście. Mimo przegranej 0:3, nie można nazwać tego pojedynku spotkaniem bez walki. Mówiąc kolokwialnie, Guillaume Samica w trzecim secie  "oddychał rękawami".

Bartłomiej Lemański: Przyjechaliśmy do Kędzierzyna-Koźla po zwycięstwo. Nikt z nas nie śmiał nawet pomyśleć o tym, żeby "odwalić" mecz. Liczyliśmy, że na Opolszczyźnie zdobędziemy jakieś punkty. Najbardziej satysfakcjonowałaby nas ich maksymalna ilość, ale niestety się nie udało. Zabrakło nam koncentracji w końcówkach setów - to było główną przyczyną porażki. Mimo wszystko walczyliśmy, co mieli okazję zobaczyć wszyscy zgromadzeni w hali. I mimo że rozegraliśmy tylko trzy partie, odczuwaliśmy spore zmęczenie. Staraliśmy się walczyć o każdą piłkę, ale niestety to nie wystarczyło.

Po koszmarnie wyglądającej kontuzji, która zakończyła pańskie występy w poprzednim sezonie, nie ma śladu. Jak pan się czuje fizycznie w tej chwili?

- Czuję się dużo lepiej. Jak widać mogę grać i staram się nie rozpamiętywać tego, co było wcześniej. Najważniejsze, że nie odczuwam dyskomfortu podczas meczów. Gdzieś z tyłu głowy mam jeszcze lekki niepokój, żeby uraz się nie powtórzył, ale totalnie nie przeszkadza mi to w grze.

W wieku 19 lat ma pan okazję rozwijać się u boku Pawła Zagumnego. Trudno byłoby trafić lepiej! 

- Gra z mistrzem świata to dla mnie nowe doświadczenie i ciekawe wyzwanie. Na treningach otrzymuję od niego mnóstwo wskazówek i wytycznych. Bardzo dobrze dogadujemy się na boisku. Nasza współpraca nie wygląda tak, że przychodzimy na trening i mówimy: "Dzień dobry Panie Pawle". Chociaż na pewno w jakiś sposób czujemy przed nim respekt, ale absolutnie nie jest to totalne odizolowanie. Czujemy się bardzo dobrze, będąc w z nim w drużynie. Myślę, że koledzy potwierdzą moje słowa i również będą mówić o Pawle w samych superlatywach.

Kolejnym mentorem, od którego może pan chłonąć wiedzę, jest  trener Jakub Bednaruk. Jak układa się współpraca na tej płaszczyźnie?

- Od zeszłego roku to powtarzam: współpraca układa nam się bardzo dobrze. W porównaniu do innych trenerów Kuba jest nietuzinkowy. Powiedziałbym nawet, że jest jedyny w swoim rodzaju i nie można go do kogokolwiek porównać. W ciągu ostatniego roku udało mi się dzięki niemu zrobić postęp i jestem z tego bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że i w tych rozgrywkach, będąc po kontuzji, powrócę do najwyższej formy, jaką wypracowałem rok temu. Chciałbym grać jeszcze lepiej niż dotychczas i taki jest mój obecny cel.

Można powiedzieć, że trener Bednaruk traktuje was po ojcowsku. Podobno po porażce w MŚJ przytulił i pocieszał jednego z płaczących zawodników. To piękne.

- Trener obserwuje zachowania zawodników - jest świetnym psychologiem. Pamiętam jego słowa na pierwszym spotkaniu w Politechnice. Powiedział, że jeśli ktoś będzie czuł się źle psychicznie, albo będzie mu coś dolegało - może śmiało się zwierzyć. Kiedy coś idzie nie tak, ogromnie nas wspiera. Dostosowuje się do danego zawodnika, bo ludzie są różni i nie każdemu przytulenie pomoże.

Wraca pan jeszcze pamięcią do niepomyślnych dla was MŚJ? Patrząc z perspektywy czasu, jaka była przyczyna porażki?

- Ciężko nawet w tej chwili powiedzieć, co poszło nie tak. Na pewno nasze mecze przeciwko Rosji i Argentynie nie przebiegły po naszej myśli. Czegoś nam zabrakło w walce z tak mocnymi rywalami. Byli od nas po prostu lepsi w tym turnieju, a my nie zdołaliśmy ich dogonić. Nie wiem, co powiedzieć więcej...

Podczas Memoriału im. Zdzisława Amboroziaka pokazał pan, jak ważna w sporcie jest postawa fair-play. Na szczęście koszulka Damiana Wojtaszka okazała się tylko trochę dla pana za mała. 

- Miałem okazję zaprezentować się w drużynie trenera Kowala i ją wykorzystałem. Dmytro Paszycki nabawił się kontuzji. Zabrakło im środkowego, a trener Kowal miał do dyspozycji jedynie libero, Damiana Wojtaszka i Kuba udostępnił im jednego zawodnika, czyli mnie. Na pewno było to dla mnie nowe doświadczenie, z racji tego że turniej towarzyski rządzi się innymi prawami. W lidze coś takiego nigdy by się nie wydarzyło.

Na stronie AZS-u swoim sportowym idolem nazywa pan Dmitrija Muserskiego. Dlaczego akurat ten środkowy?

- To mój samozwańczy idol. Wszyscy wokół mnie do niego porównują w jakiś sposób. Doszukują się nawet cech wspólnych w wyglądzie. Ja nie potwierdzam, ale też nie zaprzeczam podobieństwa. Skoro tak ludzie mówią, coś w tym musi być. Muserski to rewelacyjny środkowy. Jesteśmy obaj zbliżonego wzrostu (Lemański 217 cm, Muserski 218 cm - red.). Mogę u niego podpatrywać podobne zachowania, chociażby dlatego że gra na dwóch pozycjach. Wiele mogę się od niego nauczyć.

Wracając do PlusLigi. W tym sezonie zmieniły się zasady rozgrywek. Nie będzie już play-offów. Co pan sądzi o tej zmianie?

- Trudno w tej chwili ocenić. Na pewno będzie dla nas mniej grania, ale również dlatego, że sezon się później zaczął. Jeśli mamy dzięki zmianom osiągnąć lepszy wynik, to dla nas będzie ogromny plus. Nie można powiedzieć jednoznacznie, czy nowe rozwiązanie okaże się dobre.

3. kolejkę PlusLigi rozgrywacie we własnej hali z Czarnymi Radom. Z ekipą, z którą ZAKSA męczyła się pięć setów i której trenerem jest utytułowany Raul Lozano. Macie obawy?

- Tak jak do Kędzierzyna przyjechaliśmy walczyć, tak samo będzie u nas w meczu z Radomiem. Wyjdziemy na boisko, aby wygrać to spotkanie. Udało nam się już przed sezonem zagrać kilka sparingów z Czarnymi, więc mamy lepsze informacje o nich - jak grać, na co mamy się nastawić. Na pewno będziemy walczyć o każdy punkt.

Rozmawiała Anna Kardas

Źródło artykułu: