Artur Augustyn (kapitan drużyny), Marcin Brzeziński, Janusz Górski, Jarosław Lech, Maciej Polański, Bartosz Sufa i Łukasz Szablewski - oto wszyscy nasi rodacy znajdujący się w kadrze Chemie Volley Mitteldeutschland, ekipy popularnie nazywanej Piratami. W spotkaniu 1. kolejki, przegranym 1:3 z SWD powervolleys Düren, aż pięciu z nich zameldowało się w wyjściowym ustawieniu. Na ławce te zawody rozpoczęli Górski oraz Lech, którzy jednak pojawili się na boisku w trakcie ich trwania i zostali najlepiej punktującymi graczami zespołu, zdobywając odpowiednio 12 i 11 "oczek".
Polscy siatkarze zasilali szeregi niemieckiej drużyny w różnym czasie i okolicznościach. - W CVM miałem grać już w poprzednim sezonie. Niestety, wówczas nie udało nam się porozumieć, lecz kontakt z trenerem Ulfem Quellem został podtrzymany i teraz wszystko ułożyło się już pomyślnie - wyjaśnia Lech, występujący na pozycji atakującego. Rozgrywający Szablewski i przyjmujący Górski zostali natomiast zakontraktowani dzięki udanemu przejściu przedsezonowych testów.
Najpóźniej do zespołu dołączył środkowy Polański, który w pierwotnym zamyśle miał być jednym z graczy szerokiego składu ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. - W połowie października dostałem informację od kędzierzyńskiego klubu, że jest możliwość przejścia do CV Mitteldeutschland, w którym będę miał większą szanse na grę oraz rozwój. Długo się nie zastanawiałem i już następnego dnia podjąłem decyzję o wyjeździe. Po tygodniu mogłem zagrać pierwszy mecz w barwach nowego klubu - komentuje 22-letni siatkarz.
"Małe Trójmiasto" i zróżnicowana liga
Gracze CV Mitteldeutschland rozgrywają domowe pojedynki w hali w Spergau, uznawanego za jedną z dzielnic Leuny. To właśnie w tym małym, liczącym niespełna 15 tysięcy mieszkańców, mieście znajduje się siedziba klubu. Wszyscy zawodnicy mieszkają natomiast jeszcze gdzie indziej, w równie niewielkim, pobliskim Bad Dürrenberg.
- Czasem się śmieję, że nasz klub znajduje się w "małym Trójmieście". Wszystkie te miejsca są właściwie wioskami, jednak na nasze mecze przychodzi sporo kibiców. W tym regionie siatkówka jest sportem numer jeden, jednak niedaleko stąd do Lipska (około 30 kilometrów na wschód - red.), gdzie atrakcji sportowych jest zdecydowanie więcej - mówi Szablewski. - Z meczu na mecz ogląda nas coraz więcej ludzi. Jest to zapewne zasługą zaciętych pojedynków na naszym terenie, które jak na razie kończą się tie-breakami - dodaje Lech.
Początek sezonu nie ułożył się jednak po myśli siedmiu Polaków i spółki. Po rozegraniu czterech kolejek, CV Mitteldeutschland ma na swoim koncie zaledwie 3 punkty i jedno zwycięstwo. A warto dodać, że drużyna nie mierzyła się jeszcze z dwoma potentatami niemieckiego podwórka, czyli Berlinem Recycling Volleys i VfB Friedrichshafen.
- Wbrew opiniom w panującym w Polsce, Bundesliga wcale nie jest taka słaba. Występuje w niej kilka zespołów z reprezentantami swoich krajów. Poprzez brak limitu obcokrajowców jest naprawdę bardzo ciekawa i zróżnicowana pod względem stylu gry - analizuje Szablewski. - Poziom dotychczas rozegranych meczów był wysoki, co bardzo mnie cieszy i daje mi okazję poprawiania swoich umiejętności - dorzuca z kolei Polański.
Celem postawionym przed zespołem jest wywalczenie awansu do fazy play-off. Zagra w niej osiem najlepszych ekip po rundzie zasadniczej. Obecnie CV Mitteldeutschland nie znajduje się w tym gronie, zajmując 9. lokatę, w stawce 11 drużyn. - Działacze i trenerzy chcieliby naszego awansu do play-offów i sprawienia tam jakiejś niespodzianki. Myślę, że jest to jak najbardziej w naszym zasięgu - przyznaje 31-letni Lech.
Ambitne cele stawia również sobie i swoim kolegom Szablewski. - Chcielibyśmy po rundzie zasadniczej zająć miejsce w pierwszej "szóstce", co pozwoliłoby nam na ominięcie w ćwierćfinale ligowych potentatów. Już teraz można powiedzieć, że będzie to trudne zadanie. Jeżeli jednak ustabilizujemy swoją grę, zrealizowanie tego celu jest w naszym zasięgu - opowiada 27-letni rozgrywający.
Pamięć o tragedii wciąż żywa
Spoglądając na skład Piratów, można odnieść wrażenie, że drużyna wcale nie ma swojej siedziby na terenie Niemiec. Gra w niej bowiem zaledwie jeden siatkarz z tego kraju - 20-letni przyjmujący Timo Schlag. Poza siedmioma Polakami, w kadrze znajdują także Włoch, Holender i Bośniak.
- Śmiejemy się, że to inni powinni uczyć się polskiego, a nie my niemieckiego. A tak na poważnie, to językiem urzędowym w zespole jest angielski. Coraz częściej zdarza się jednak, że obcokrajowcy podchwytują nasz język i wtrącają coś po polsku - tłumaczy Szablewski. Zawodnicy nie zaniedbują jednak nauki ojczystego języka trenera Ulfa Quella. - Chodzimy dwa razy w tygodniu na lekcje niemieckiego - wyjawia Lech. - Czasem zdarza się, że w jednym czasie na boisku przebywa cała szóstka Polaków. Wtedy przeważającym językiem jest polski - dopowiada Polański.
Choć atmosfera w klubie stoi aktualnie na bardzo dobrym poziomie, nikt w Leunie i okolicach do dziś nie zapomina o bardzo przykrej sytuacji, która wydarzyła się w lutym 2015 roku. Wówczas to tragiczną śmierć pod kołami pociągu poniósł, w wieku niespełna 22 lat, Dennis Hefter, ówczesny libero CV Mitteldeutschland. Gracz ten uznawany był za jeden z największych talentów na swojej pozycji w kraju. Już przed koszmarnym zajściem otrzymał on powołanie do szerokiego składu reprezentacji Niemiec na Ligę Światową. Pamięć o nim jest w klubie widoczna dosłownie na każdym kroku.
- Nasze domowe stroje mają czarny kolor. Ponadto, w tym sezonie, po lewej stronie, na wysokości serca, na koszulkach meczowych i treningowych mamy napisane "Dennis" oraz numer, z którym występował (14 - red.) - zaznacza przyjmujący Janusz Górski. - Nikt w drużynie nie gra z numerem Dennisa. Poza tym miejsce, które zajmował on w szatni, zawsze pozostaje puste - dodaje Szablewski.
Ta bolesna historia nigdy nie zostanie w klubie zapomniana. Pełne otrząśnięcie się z niej również zajmie bardzo wiele czasu. Polscy siatkarze mają jednak wszystko w swoich rękach, by stworzyć nową historię i sprawić, by sympatycy CV Mitteldeutschland oglądali ich kolejne poczynania z uśmiechami na twarzy. Okręt Piratów, zmierzający pod dowództwem Polaków ku bezpiecznej przystani zwanej "play-off", aktualnie znajduje się jednak na lekko wzburzonym morzu. Droga przed nim jeszcze natomiast daleka, w związku z czym wszyscy żyją nadzieją, że sytuacja zostanie w pełni opanowana i z czasem rejs ku założonemu celowi okaże się nieszczególnie stresującą przyjemnością.
Wiktor Gumiński